Thursday, December 21, 2006

przed swietami


Nie jest nam latwo a tym bardziej nie jest łatwo o tym pisać. Nowa rzeczywistosć jest niczym młot pneumatyczny. Wmówiłam sobie a może raczej dziecinnie sobie wytłumaczyłam, co sie stało. Nikt nigdy nie będzie gotowy na taki szok. My bylismy najszczesliwszą Rodziną na Ziemi. Bóg odebrał nam szczęscie i nalega a wręcz każe nam nauczyć się wszytskiego od nowa. Bez Niej. Panciu, pomóż. chodż tu do nas i pomóż nam.

Tuesday, December 12, 2006

Myslalam, ze moi najgorszym dniem w zyciu byl ten, w ktorym nie dostalam wizy. Boze, jak mi sie chce z tego smiać!!!
Od wczoraj Moja Najukochańsza na swiecie Mama, zwana Pancią tańczy z aniołami. Czuję jej obecnosć i wiem, że zawsze będzie z naszą TRóJKą - tak jakby nic się nie zmieniło.

Sunday, November 12, 2006

nuworysze i tepaki

Uwielbiam obserwowac bogatych Rosjan. Od czasu do czasu zdarza sie, ze przychodza malymi grupkami na jakis przyjemny fast food. I wygladaja jak prawdziwi nuworysze: torebki od hermesa, prady, fendi, okulary z najnowszych reklam w vogue'u: guci, versace, dior itp. Najswiezsze balejage, paznokcie dopiero co wyjete spod suszarek, usta cale w pomadkach, szminkach, skorzane plaszcze...itp.itd. Jasna cholera - ech bawia sie! pija heinekeny, jedza skrzydelka po czym od razu: myk, myk do kasyna i znowu!!!!! Rzucaja dolary na stoly popijajac wodeczkie:), kasa sypie sie az wiory leca!!!! A ja jestem ich szpiegiem z KGB.
Na niedzielna uwage zasluguje cos jeszcze. To juz inna paczka: paczka amerykanskich dziewczat, ktore zabilyby kazdego, kto stanie im na drodze do osiagniecia zyciowego sukcesu: to cheerleaderki z Dallas. Panienki fikajace na zielonym boisku footbolowym przed meczem DALLAS COWBOYS - madonna mia! Co moje oczy ujrzaly pewnej nocy - zupelnie przez przypadek, kiedy juz juz mialam zamknac oczy i oddac sie blogiemu morfeuszowi - do dzis mrozi mi kore mozgowa! Brrr! Na ktoryms z kanalow tv madrzy ludzie od robienia pieniedzy postanowili pokazac swiatu, jak zostaje sie najlepsza cheerleaderka swiata (tak,tak), opakowujac wszytsko w forme reality show. Zlozylo sie tak a nie inaczej, ze trafilam na jakis niekonczacy sie maraton nocny, podczas ktorego emitoawano ok. 10 odcinkow -tak, tak, tak wlasnie Amerykanie spedzaja czas wolny. Oczu nie moglam oderwac i mimo tego, ze bylam kosmicznie spiaca i zmeczona - trwalam z dziewczynami w kolejnych etapach morderczych staran. O matko! Wszystkie piekne, zgrabne, wymalowane, wycwiczone, a durne i puste jak bombki na choince! To przechodzilo najdalsze granice mojej nieokrzesanej wyobrazni! Ba! - bylam jak zahipnotyzowana! Te durne dziewczyny ryczaly w kolejnych odcinkach, gdy wielmozna baba z jury oznajmiala tym mniej pieknym, mniej zdolnym, mniej gibkim i chyba (albo to mnie sie tak wydawalo) co madrzejszym (o ile to mozliwe), iz nie ma dla nich miejsca w druzynie skaczacych piersi na footbolowych boiskach. Dla nich odpadniecie z programu bylo rownoznaczne z zyciowa porazka, katastrofa, przy ktorej upadek wiez WTC to pikus. :) :) [przesadzam]. Amerykanskie histeryczki, rozpieszczone rozowe nastolatki, ktore nie wychodza z domow bez push up'ow, komorek i tipsow. Ubaw mialam po pachy, co ja mowie - po czubki moich rozkow na glowie! nie wiem wprawdzie jak to sie wszytsko skonczylo, bo ... nie wytrzymalam presji i wylaczylam to dziadostwo zwane telewizorem. Niezapomniane doswiadczenie.

Friday, October 27, 2006

ciag dalszy chicago

Nie widzialam tej wystawy Diora, bo glupia jestem. Jest tu tyle rzeczy do zwiedzenia, ze naprawde trzy dni to nic!Dzis chcielismy wjechac na cam szczyt SEARS TOWERS trzeciego na swiecie najwyzszego budynku, ale niestety - widocznosc zero, jak uslyszelismy od pani... I do bani...! Zatem wybralismy sie na wloczege po ulicach Wietrznego Miasta sladami Ala Capone:). Tak, tak, wszytsko wyglada jak w MAFII, wszytskie mosty i inne miejsca, gdybym tylko poswiecila tej grze wiecej czasu, pewnie moglabym poruszac sie bez mapy, wprawiajac w zdziwienie mego Latynoskiego Kochanka:)! Ha, dobre by to bylo!Ale coz - nie sluchalam siostry to mam!
[Kalifornia plonie]
Jutro wracamy, jak juz wspominalam. Fantastyczne sa takie chwile ucieczki od tego, co robi sie na codzien, zatem nawet chce mi sie wrocic do szarego, zimnego, wietrznego i w porownaniu do Chicago - brudnego, gnusnego, prostytutkowego, niebezpiecznego, nie wartego nawet przelotnego spojrzenia - Atlantic City.
A za miesiac i troche i tak bede w Polsce! hahaha! Malo tego - Loli tez tam bedzie! Bardzo tesknie za Rodzicami Moimi Kochanymi!

Thursday, October 26, 2006

I LOVE CHICAGO



O matko!
Siedze wlasnie w mega luksusowym apartamencie na 23 pietrze hotelu HILTON CHICAGO!!!! Widok z okna na jezioro Michigan, ktore jest olbrzymich rozmiarow, rozklada mnie na lopatki! Zupelnie niespodziewalam sie takiego obrotu spraw! Miasto jest po prostu przepiekne! Niesamowicie czyste, swietnie zagospodarowane,ludzie sa jacys ini - fakt jestesmy mniej wiecej w LOOP'ie czyli downtown czyli - srodmiesciu:). Dzis pogoda pod psem - powaznie - leje od rana. Na szczescie wczoraj bylo totalnie slonecznie i jesiennie. Chicago roi sie od Polakow - tak slyszalam - chyba kazdy slyszal, nie mniej jednak jeszcze nie spotkalam tu zadnego rodaka. Przypuszczam, ze wszyscy zasiedlaja jakas polska dzieknice na zadupiu i nie wychylaja z niej swoich polskich nosow... Wczoraj zapytalam jakiegos bulgarskiego taksowkarza o polska restauracje (moj Latynoski Kochanek ma ochote na polskie conieco), ale ow stwierdzil, ze w srodmiesciu nic takiego nie znajdziemy, a najblizsza polska dzielnica , w ktorej pewnie zjedlibysmy pieroga tudziez golabka, znajduje sie jakies 45 min stad!!!!! Zonk.
Takze wczoraj wyladowalismy w Toskanii (jedna z wielu {oczywiscie!!!!} wloskich restauracji). Dzis od poludnia - w zwiazku z tym, ze przemoklismy zanim wyladowalismy gdzies na sniadaniu - jezdzilismy "wycieczkowo-zwiedzajacym autobusem" po calym "downtown" i bawilismy sie przednio. Na koniec zasiedlismy w KATIE O'SHEA - pubie irlandzkim. Wypilam pinta Killians Red, a moj Latynoski Kochanek zadowolil sie hamburgesem z heinekenem. Tak. {teraz spi}
Takze jak juz pisalam - widok mam piekny, nawet w tak beznadziejna pogode.Jutro podobno bedzie tak samo. Wiem, ze dzieje sie jakas wystawa DIOR NEW LOOK w ktoryms z wielu muzeow, moze skoczymy tam jutro.Chicago to szalencze miasto, ktor ma mnostwo do zaoferowania, naprawde jest swietne!! ju hu!!!
OK, czas na drzemke - nocne zycie czeka!!!

Friday, October 13, 2006


Chcialam tylko powiedziec, ze kupilam wczoraj jaskrawo czarwony sweter i podobam sie w nim sobie. Podono tej jesieni i zimy "czerwien bedzie nowa czernia" (jak wyczytalam w jakims "najmodniejszym amerykanskim magazynie). Jednak i tak nie zamienie zielonego na nic w swiecie:). W Atlantic City coraz zimniej. Coraz mniej ludzi na deptaku - za to w kasynach mnostwo. A teraz uciekam, bo czeka na mnie pachnace spaghetti!!!

Tuesday, September 26, 2006

Santana wielkim artysta jest

Cudem zdobylismy bilety na koncert Santany. Zagral w najlepszym kasynie (Borgata) w ostatni weekend. Mnostwo ludzi, dwa supporty ( Salvator Santana Sands i Los Lonely Boys), swietny sysytem naglasniajacy. W zasadzie zadnych problemow. Niesamowita muzyka. Carlos - meksykanski macho, zupelnie tai jak na wszytskich zdjeciach i filmach. Zagral niemalze wszytsko, co sie z nim kojarzy:Black Magic Woman, Europa, Oye como va, Maria, Maria ( fenomenaly poczatek czy moze raczej intro, zagrane na trabce, zaniemowilam), Smooth i jeszcze kilka innych, ktorych nie pamietam. Skora mi ccierpla, muzyka wyzwala niesamowite emocje. Wspanialy odbior, wszyscy na stojaco. Domin czekal na tancerki, ktore to podobno mialy szalec na scenie - jak dle mnie to tylko wybujala wloska wyobraznia:). Bylo wspaniala, a w dodatku udalo nam sie wygrac pere groszy w black jacka tuz przed koncertem, takze - BOMBA, no moze tylko kolacja nie dopisala ( kurczak z krewetkami "po pekinsku" oblany okropnym sosem), ale przeciez nie mozna miec wszystkiego.... *** Aktualnie wyjelam cisto malonowo - jezynowo - jagodowe z piekarnika. Uwielbiam jak tak pachnie w domu. Za oknem szumi ocean, przed chwila wrocilismy ze spaceru, jest 00:30, takze powoli zmierzam do lazienki. Juto mam wole. Jeszcze nie mam konkretnych planow, no moze poza wybraniem sie na plytowe zakupy, bo brakuje mi tu mojej muzyki. Planuje Phila Collinsa, Stinga, Nine Simone, Pink Floyd, i sama nie pamietam co jeszcze. W kazdym razie dzien zapowiada sie sloneczny, zaem najpierw skocze na plaze:)

Thursday, September 14, 2006

N.Y.C.

Wlasnie wrocilismy z Nowego Jorku. Tam karnawal trwa chyba caly rok.!!!! O dwa tygodnie spoznilam sie na wystawe, ktorej nie koglam sie doczekac od wiosny. Jasna cholera! Jednak nie mozna dopuscic do tego, zeby praca przeslaniala wszystko, do tego jeszcze internetowa ignorancja i Anglomania przeszla mi kolo nosa!Malo sie nie poplakalam. Nawet nie zrobili zadnego katalogu "po wystawie", nic. W ramach zadoscuczynienia traflismy na poczatek wystawy od Cezanna do Picassa - tu jak zwykle: Paulina bylaby zachwycona....., ZACHWYCONA! - pokazali zbiory z (chyba) pieciu najwiekszych muzeow swiata. Tak na marginesie - wydaje mi sie, ze ow ekspozyja byla dostepna w Muzeum Narodowym w W-wie - nie jestem pewna. "Met" fantastyczne...!, niesamowite zbiory - nawet dla takich ignorantow sztuki jakimi jestesmy my:). Nie kupilam nic, bo doszlam do wniosku, ze pewnie i tak w jesienno - zimowym okresie bedziemy czesciej w NY. A to miasto szaleje!!!!!! Bezsensem jest wpadac tam samochodem - chyba kazdy o tym wie, ale my chcielismy byc madrzejsi. Tak wiec: byl to nasz ostatni wypad tymze srodkiem lokomocji. Doswiadczenie niemal tak samo traumatyczne jak jazda samochodem po Rzymie - tragedia! Do tego niesamowicie drogie parkingi $25 za 2 godz. Bez przesady. Na obiad wpadlismy do tureckiej restauracji. Bardzo dobry wybor. Jadlam mini-golabki, ale zamiast lisci kapusty, wszytsko owiniete bylo w liscie winogron. Danie glowne - kebab z ryzem. Mniam. Popilismy EFESEM ( tureckie piwo - butelki maja lepsze w Anglii, tutaj poszli w komercje i zamiast krepych i pekatych sa zwykle ). Jestem zmeczona. Dopijam herbate i ide spac. Pogoda zla.

Wednesday, August 30, 2006

Ernesto


Pochmurny i duszny kolejny dzien. Na Florydzie szaleje Ernesto, jest jednak lagodniejszy od Katriny i podobnych. Zapach espresso w powietrzu. Moze nawet wcale nie mamochoty na kawe, ale chyba juz powinnam sie obudzic. Jest 9:00 am. W zasadzie jetsem w drodze pod prysznic. Kolejny leniwy dzien przede mna.Goraczka lata powoli ostyga, jeszcze tylko jeden zwariowany weekend ( LABOUR DAY) i finito. Mniej i mniej. Dopiero teraz mam troche wiecej czasu - dla siebie i innych.:) Zaczal padac deszcz. Prawdopodobnie huraganowa pogoda potrwa jeszcze przez dobrych pare dni. Zastanawialam sie nad tym - tutaj ludzie przyzwyczajeni sa do huraganow, normalne, ze w okolicach wrzesnia zyja na walizkach. Spojrzenie Europy Wschodniej jest zgola inne. Amerykanie - zwlaszcza ci zamieszkujacy Floryde i okolice juz w polowie sierpnia maja zapasy zywieniowe w lodowkach, najpotrzebniejsze produkty. Walizka z najwazniejszymi rzeczami jest zwykle spakowana. W razie wiekszego podmuchu - w droge. Mnie to wszytsko wydaje sie niemalze surrealne. Oni zostawiaja wszystko, wiedza, ze firmy ubezpieczeniowe pokryja wszystkie szkody. Polacy (zreszta nie tylko my) w przypadku stracenia w wyniku np. powodzi calego dorobku zycia, zaczynaja myslec o samobojstwie... no prawie. W kazdym razie wiadomo, o co mi chodzi. Popijam gorzkie espresso i zagryzam herbatnikami w czekoladzie. Mysle sobie, ze dzis pogoda wybitnie sklania dowypiekow. Mam jagody, wiec moze tarta z nimi bylaby dobrym pomyslem? Naprawde nie mam nic przeciwko deszczowi. Niech pada. I tak jest ladnie za oknem. Ocean w miare spokojny. Nie lubie klimatyzacji. Dominick uwaza, ze to najlepszy wynalazek XXw. Nie zgadzam sie. Najlepszym pomyslunkiem - jak dla mnie - jest BEZAPELACYJNIE TELEFON!!!!! turu tu tu tu tu! W kazdym razie, wylaczylam klime i otworzylam okno na osciez! Od 4 sierpnia, czyli od czasu moich dwudziestych piatych urodzin wychowuje drzewko bonsai. Zbieram informacje na ten temat i powiem tyle, ze to nie lada sztuka. Moze drzewko bedzie ze mna do konca zycia? Dostalam je od Jacka i Ani po przezyciu cwiercwiecza. Ladnie to brzmi. Deszcz kapie caly czas.

Saturday, June 24, 2006

amerykanscy sasiedzi

Nie mam ochoty poznawac sie z moimi sasiadami. Obserwuja mnie bacznie. Pewnie zastanawiaja sie, "czy to ta sama dupa, co rok temu...? pewnie nowa". Tacy zwykli zblazowani amerykanie: 7 rano pobudka, kawka na wynos, jogging na deptaku, gazetka, leniuchowanie na tarasie...american lifestyle
Sniadanie zjadlam po 11:00 na lawce nad oceanem. Kupilam rogalika oblanego malinowym dzemem, kawe, po czym usiadlam tuz przez oceanem.
Czytam biografie Diane Arbus. Bardzo dobrze napisana biografie.
Pogoda dzis dosc mroczna, spiaca. Sobota. Lubie Ameryke.

Thursday, June 15, 2006

mgr K.K.


Oł men!
Naprawdę mi sie podobało. Zakończyłam studia me! Niesamowicie lepiej się teraz czuję.
Spędziłysmy fantastycznie miły babski dzień po egzaminie. Dawno nie bawiłam się tak dobrze w kobiecym towarzystwie. W sobotę w samo południe odlatuję do Stanów. Emocje mam w sobie przeciwstawne. Zgodnie z planem powinnam wrócić w grudniu po południu.
Pracę magisterska dedykuję Rodzicom, a dziękuję za wszytsko Mojej Ukochane Siostrze, która fantastycznie nastawia mnie do codziennosci! auuu!

Tuesday, June 13, 2006

jutro powinnam zostać magistrem

O tak. Po szesciu latach studiowania na wydziale politologii w Lublinie, wyznaczono mi dzień ostatniego egzaminu. 14 czerwca, godz. 13:30. Nie moge się doczekać, żeby mieć to wszystko za sobą. Niech godziny mijaja szybciej.:)

Friday, June 09, 2006

Znowu dalismy ciała.

Nie będę silić się na jakiekolwiek próby skomentowania maczu w Gelsenkirchen. Jestesmy beznadziejni. W niemalże każdej dziedzinie jestesmy grubo poniżej normy, chyba wszystko potrafimy spieprzyć. Bez różnicy czego się tkiemy: film (wszystkie romantyczne szmiry w stylu "Ja wam pokażę"), polityka (bez przykładów, szkoda się nawet rozpisywać), sport ( 98% mundialów), muzyka ( Ich Troje/Eurowizja), literatura (J. Wisniewski) ... aż mi niedobrze. Jedno jest pewne - przynajmniej w tych dziedzinach nie mamy sobie równych! hurrra!

Saturday, May 20, 2006

czwartek: Łęczna - Lublin - Warszawa-Paryż-Filadelfia

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tuesday, May 09, 2006

Spodziewana Warszawska Niespodzianka

Dostałam wizę!!!!!
Chyba w dalszym ciągu nie dociera to do mnie....!!!! Innego rozwiązywania w prawdzie :) nie przewidywałam, ale ryzyko było bardzo duże.
Nie mam wątpliwosci co do tego, że warto jest wytrwale dążyć do celu. Bezsensem natomiast jest sugerować się tym, co mówią inni. I fajnie jest utwierdzić się w takim przekonaniu. Nie dam kierować moim życiem komukolwiek. A jedyną najdroższą na swiecie i mega najważniejszą osobą w moim życiu jest Paulina. Jedyna osoba, bez której nie mogłabym żyć.

Sunday, April 30, 2006

Złote jak Kłos Mysli przy Niedzieli


*Wielka miłosć jest niczym innym jak tylko wielka mistyfikacją. Osoba pod wpływem uczucia tak bardzo zajeta jest udawaniem kogos kim nie jest, że w pewnym momencie na dobre zapomina, o swoich ideałach, marzeniach, planach.... zostaje całkowicie zdominowana, daje sie manipulować. I wszytsko wariuje do tego stopnia, że wydaje się być niemal niemożliwym. Niesamowite. Pewnego dnia ktos wylewa talerz gorącej zupy prosto na piekna sukienkę i od tego momentu uruchamia sie w mózgu proces myslenia.
*Zawsze nadejdzie ten dzień. "Dzień, w którym pęka niebo"... i deszcz zalewa wszystko. I choćby nie wiem co, to i tak zostaje niesmak. Cos, co nie pozwala skupić się dostatecznie na czymkolwiek. Ideał sięga bruku. Może niekoniecznie w tak ostrych barwach, niemniej jednak spada dosć nisko. Szybuje w dół.
Zupełnie niepotrzebne doznanie uczuciowe, które i tak - bądź co bądź - znika po kilku dniach. Dobrze, że wygórowane zdanie o sobie samej pozwala mi dostatecznie zdystansować się do zaistniałej sytuacji.
*ZAWSZE SOBIE PORADZĘ. To moje życie. Za bardzo je kocham i szanuję. Nie pozwolę, by ktos deptał mnie czy nawet "podskubywał" -NIKT nie ma do tego prawa, i nie ważne kto tym kims jest.
*Nie można pozwolić sobie na to, by "zginąć w nadziei". A ja jestem w tym dobra, na szczęscie w miarę przybywania mi wiosen moja naiwnosć staje się coraz cieńsza. (jesli mogę tak powiedzieć)
Lubię siebie coraz bardziej, aczkolwiek pozwalam również twierdzić, że ludzie wokół mnie lubią mnie coraz mniej. Staję się coraz bardziej gruboskórna. To codzienne sytuacje determinują moje zmiany.
*Jestesmy przyjaciółmi dopóki nie założymy własnych gniazdek, później wszyscy o wszystkich zapominają i nie ma mowy, żeby było inaczej. Chyba tylko naprawdę nieliczni spotykają w życiu prawdziwych przyjaciół. Tak myslę i jakos mi nie wygląda, żebym zmieniła zdanie.
Zawsze będę przestrzegać wszytskich, żeby nie ufać drugiemu "do końca"
*Związki na odległosć prędzej czy później dają popalić. To już cztery miesiące. I nie wiem, jak długo wytrzyma moja psychika. Powoli, choc kochamy sie jak glupcy, zaczynamy fiksować.

Saturday, April 08, 2006

uchwyciłam chwilę.samopoczucie 10/10

... Niesamowity ładunek emocji mam w sobie. Bywają czasami takie momenty, że czuję się tak bardzo szczęsliwa, że już bardziej nie można. Kończy się MARKOMANIA, patt m. na ostatek. Obejrzałam zdjęcia Niedźwiedzia z Australii i... prawie się popłakałam, bo to, jak cudowny jest swiat, nie da się opisać... Kocham życie, każdy dzień, nawet kiedy moge sobie wiele zarzucić. A dzis jestem motylem, który spija nektar z najlepszego kwiata swiata. Poza tym, że łapie mnie jakies przeziębienia, a ja mu skutecznie uciekam, wszytsko wydaje sie być na swoim miejscu. Stan podekscytowania jest jednym z lepszych. Czuję mega energię. Wiem, że mam mnóstwo rzeczy, miejsc do zobaczenia i zwiedzenia, że mam mnóstwo zakupów do zrobienia, jeszcze tyle niespodzianek mnie czeka, sukcesów i porażek, zbliża się dzień, kiedy zacznę osiągać stabilnosć finansową. Taką prawdziwą. Mam 25 lat i uwielbiam każdy nowy przybywający rok. "Mam spokojne sumienie", jestem mądra:), piekna:)))), młoda i wspaniała:). haahahaha i w dodatku wiosna przyszła!!!!

Friday, April 07, 2006

m.g.r.

Moja Przyjaciółka wczoraj została magistrem ekonomii!!!!!!

Sunday, April 02, 2006

na fali

Życie to surfing... Nie boję się fal, bo wiem, że jestem na jednej z nich. Swiadomosć tego sprawia, że wiosna już dawno obudziła się we mnie. Wkurza mnie tylko fakt, iż czasami zapominam o tym i daję się zdominować. Uwielbiam obudzić się z myslą, iż jestem panią swojego życia, że wszystko zależy ode mnie, że w dupie mam otaczających mnie toksycznych ludzi i sytuacje. Kiedys kompletnie nie zauważałam, jak ktos z butami wkraczał w meandry mojego życia. W miarę upływu miesięcy i kolejnych wiosen mojego życia, zmieniam się. Ciągle niewystarczająco. Nie szkodzi, mam nadzieję, że czas zaplanowany na moją ziemską misję, nie skończy się szybko:). Uwielbiam zbierać nowe doswiadczenia do koszyka. Wzmacniają mnie niesamowicie. Nie boję się wyzwań, bo jestem kopnietą w głowę optymistką. Tymczasem mówię sobie DOBRANOC, DOBREJ NOCY, MIŁYCH SNÓW, DOBRANOC, bo już 3:30 am :).

Sunday, March 05, 2006

T.W.O.R.Z.Y.W.O S.Z.T.U.C.Z.N.E


Zaliczyłysmy dzis koncert w Hadesie. Niewątpliwie było miło. Bardzo dużo ludzi - głównie w postaci smietanki towarzyskiej lubelskich szkół srednich tudzież pierwszoroczniaków uniwersyteckich. Wystartowali punktualnie, co niestety odbiło się na nas, gdyż wolałysmy zjesc zapiekanki ( okropne!!!) pod "pedetem" niż uszanować pana Waglewskiego, tak jak i on nas uszanował... Bardzo profesjonalnie zagrana muzyka. Wieczór z gatunku: nie musisz wiesniaku jechac do Warszawy czy innej metropolii, żeby zobaczyć cos zwiazanego z kultura przez duże K. Super. Z jednym "ale"... F.IS.Z. lepiej wygląda z mocniejszym zarostem. ha!

Sunday, February 19, 2006

Białystok


15 stycznia byłam z Loli w najbardziej dziwacznym miescie polskim, jakie do tej pory udało mi się odwiedzić. Dzień był szary, pochmurny i snieżny - co potęgowało wrażenie beznadziejnosci tego miejsca.
Jednak nim nasze stopy dotknęły ziemi północno-wschodniej znalazłysmy się na dworcu Warszawa Centralna... Szybka przebieżka z lubelskiego busa na perony pozwoliła na skorzystanie z szaletu dworcowego, w którym obowiązki gospodyni pełniła bardzo miła pani -mniej więcej przed szesćdziesiątką. Za skorzystanie i uregulowanie kwoty w wysokosci 2 zł moja siostra usłyszała dostojne "DZIĘKUJĘ PANI". Nam się poszczęsciło, czego nie może powiedzieć mężczyzna w wieku srednim wychodzący z męskiego wc....
Ów zapomniał wysupłać z portfela należną "babci" złotówkę i.... usłyszał gromkie: " Eee(!), panie, co pan?!!?!?Płacimy, płacimy!!!!" Biedak nie wiedział, że to do niego, zatem kroczył pewnie przed siebie. Kobita jednak nie odpuszczała i pędem za nim. Oj, srogo sie tłumaczył...:), zapłacił i po chwili było "po sprawie".
Po dwudziestu minutach mknęłysmy pociagiem z gatunku INTER CITY na północ. Tu moje życiowe naiwniactwo dało się we znaki, otóż szumne IC okazało się zwykłym pociągiem pospiesznym - nic więcej nic mniej.
Gdy zegary obwiesciły południe, STAROSTA zatrzymał się na stacji BIAŁYSTOK. W dawnej stolicy DISCO-POLO (jak poinformował nas Djux) spędziłysmy około kilku godzin, co wystarczyło, aby powziąć decyzję o skresleniu tego łez padołu z mapy naszych ewentualnych przyszłych wypadów po kraju.
Chyba nigdzie nie udało nam się spotkać tak wielu negatywnie do życia nastawionych ludzi, a raczej osobników gatunku ledwo sapiens... Oto kilka sytuacji obrazujących nasze spostrzeżenia: ulubiona zabawa kierowców autobusów miejskich to zamykanie drzwi przed potencjalnymi pasażerami. Raz nawet nie chciałysmy wsią , a jedynie zaptać o drogę, nic nie szkodzi - zakończyło się podobnie. Gdyby Paulina miała problemy z refleksem, pewnie siedziałaby teraz ze złamanym nosem...:). Prostackie "bufetowe", mega-disco vol. 39876 w przydrożnym barze, herbata konesera, którą nazwano torebkę LIPTON EARL GREY, pani w kiosku, sprawiająca wrażenie kobiety skręcajacej setki tysięcy długopisów "po godzinach"...
Podróż z Łęcznej do Białegostoku ( plus droga powrotna), srodkami lokomocji innymi niż własne cztery kółka, zajęła nam około dwunastu godzin. Koszmarny dzień, aczkolwiek misja, dla której udałysmy się w okolice mazurskich jezior powiodła się - przynajmniej, mam taką nadzieję.

Sunday, February 12, 2006

Mogłabym zrobić wielkie odkurzanie. Porządki. Teraz wydaje mi się, że nie miałabym żadnych problemów z wyrzuceniem zbędnych rzeczy i ludzi z mojego pokoju. Kiedys miałam naturę chomika. Dzis wszystko przedstawia się inaczej.

Tuesday, January 31, 2006

Dzis w WARTO ROZMAWIAC uslyszalam, ze "wydaje nam sie, ze jestesmy twardzi, mocni emocjonalnie, nie do zdaracia i wydaje nam sie, ze niczego nam nie potrzeba dopóty, dopóki nie stracimy kogos bliskiego a zwlaszcza jesli stanie sie to niespodziewanie. Wtedy wychodzi, jacy słabi, nieporadni i niedoskolali jestesmy..."
Jeszcze jedno: "Człowiekiem stajemy sie wtedy, kiedy smierc przechodzi obok..." B. Okudżawa
Warto sie nad tym zastanowic.

Monday, January 30, 2006

na minusie


Podroz do domu byla mimo wszystko lepsza niz ta w strone cieplego Meksyku. Dziewiec i pol godziny lot z Cancun do Frankfurtu, trzy godz. czekania na przesiadke do W-wy. Pozniej szybka taksowka na Jana Pawla i bus do Lublia, skad pedem na Lecz- transa..... hahaahah. Dobre. Jestem jak bateria wyjeta dopiero z ladowarki. Nic dziwnego, zaloze sie, ze kazdy po dwoch tygodniach w "cieplych krajach" tak wlasnie by sie czul, bez wzgledu na to, jakie obecnie problemy go drecza.. Trwa przyzwyczajanie sie do czasu w Polsce. Wczoraj spalam do 15:30... no comment.
Szalenstwo sniegu i mrozu.. i kolejna tragedia. Grazyna Dobron miala wczoraj dobra audycje. Zreszta zwykle mozna lepiej zaczac myslec po spedzeniu z nia kilku nocnych godzin w niedziele. Zaloba potrwa do srody... W czwartek Paulinka - Chomiczowka, w piatek....3 lutego:).
Dwa tygodnie w Meksyku pozwolily mi na pewna weryfikacje mojego srodowiska. Wyciagnelam wnioski. Pozdrawiam.

Friday, January 27, 2006

Rownowaga w Playa del Carmen


¨jestem na wylocie¨.... ostatni dzien, do opuszczenia tego niesamotitego miejsca 9 i 1/2h ...:) caly dzien przede mna.. Pogoda niesamowita, duszno i lekko wietrznie. Dominick wzbija sie wlasnie w powietrze. Bylam na plazy, na meksykansiej pazy....za kilkanascie godzin, kiedy pomysle, ze jeszcze niedawno nie moglam uwierzyc w to, co widza moje oczy, ...oh. Zycie jest niesamowite, chyba zawsze bede to powtarzac. Dzis tu jutro tam. Swiat moze nie jest doskonaly, ale potrafi sprawic, ze czuje sie ...tak jak... teraz. Jestem w malenkiej kawiarence internetowej gdzie na drugiej stronie swiata. W tej chwili jestem tu zupelnie sama. Uwielbiam to uczucie: swiadomosc BYCIA, NIESAMOWITA LEKKOSC BYTU.... . W zasadzie bez roznicy gdzie jestem, podrozujac czuje sie wybranka opowiesci.
Juz za kilka Loli!!!!!!!!!!!!!!!!!! Boze, czasami nie moge uwierzyc w moje szczescie!!! Jestem chyba najbardziej szczesliwa istota w tej chwili,,,,no moze bylabym szczesliwsza, gdyby
Jasne, ze mam mnostwo spraw do zalatwienia, jasne, ze kiedy opowiadam komus, skad wrocilam, pierwsze pytanie brzmi : a jak magisterka, jasne.´:) Ale przeciez nie bede myslec o mgr´ce w Meksyku:) hahaha. Sama sie ubawilam. Tak. Patrzena tych ludzi, turystow, tubylcow, ktorzy wszelkimi mozliwymi sposobami chca sprzedac COKOLWIEK, nawet maksykanskie gowno:). Jaja sobie robia. Maja kompletnie amerykanskie ceny, zadnej przesady. Ale wytargowac mozna duzo, przynajmniej tyle:). Dosc mam meksykanskiego jedzenia, to fakt. Dlatego za chwil kilka spadam na pizze z... osmiorica:). Nauczylam sie jesc najgorsze ( wydawaloby sie ) oblence swiata:), wprost je uwielbiam!
Topless na plazy, pelna swoboda. Przeciez to jest fantastyczne!! Mamy tkie zdjecia, ze w niektore wrecz nie mozna uwierzyc!!!! W miedzyczasie powiem, ze UWIELBIAM STYCZEN!!!!! w Meksyku!!! a zwlaszczaw Playa del Carmen.....
To byly dlugie i leniwe dwa tygodnie....zupelnie bez pospiechu, delektowalismy sie kazda minuta. To byly wakacje mojego zycia.ciekawe, czy jeszcze kiedys przezyje cos tak upiekszajacego dusze. Czuje sie naladowana do granic mozliwosci... moglabym tu zostac jezcze kilka dni. Naprawde jest wspaniale.... Ale swiadomosc , ze wracam do domu, do swoich spraw tez jest fantastyczna! O to wlasnie chodzi w zyciu!!! o ROWNOWAGE!!!!!!!!!!! auuuuu.

Wednesday, January 25, 2006

Meksyk



Za trzy dni wracam...
Niemozliwie wspaniale.... Najpierw bylismy w Cancun - zniszczone przez Willme bardzo,bardzo,bardzo. Jednak meksykanska czy jakkolwiek tropikalna bryza po opuszczeniu lotniska nie da sie z niczym porownac....ech! Meksyk.....szalenstwo kolorow, dusznosc powietrza, bryza z Carribean Sea...:). Palmy, jedna za druga..., tequila, piasek, wszyscy usmiechnieci.. Boze, jakie to wspaniale!!! Niemniej wytrzymalismy tam osiem dni, pozniej Playa dej Carmen....i tu sie zaczelo!!!! Szok, plaza rodem z boskich szalonych klimatow Ibizy...! Toplesssssss, coz za kobiety, coz za ciala, meskie rowniez (!) -albo przede wszytskim. Palmy, parasolki z trawy..., nie maja tu Corony, chyba to juz nie meksykanskie piwo, nie wiem. W kazdym badz razie pierwsza nic spedzilismy w meksykanskiej hacjendzie wsrod palm i komarow:) :) - lepsze komary w styczniu niz minus trzydziesci!!! Pozniej fiesta meksicana czyli : jedz i pij ile mozesz, do tego marriaci...czyli tradycyjni meksykanscy grajkowie spiewajacy besame muchio.... Bien, bien. Od nastepnego dnia ( po hacjendzie ) jestesmy w hotelu Quinta Sol. Uroczy. Widok na morze, a na marginesie - Morze Karaibskie jest fantastycznie turkusowe, ale zaobserwowalam juz bedac na St.Thomas. Cudo. Playa del Carman jest o sto razy bardziej europejska niz Cancun. Setki Wlochow -to przede wszytskim, uwielbiam. Powaznie mozna sie poczuc jak w jakims Rimini albo innym nadmorskim wloskim miasteczku. Sa wszedzie, maja swoje kawiarenki, pizzerie, wloszki sa cudowne, kobiety z wielka klasa, mezczyzni boscy. Niesamowite. Cancun to popieprzone MC DONALDY, T.G.I.FRIDAY'sy i inne amerykanskie zgobalizowane przyczolki....taaaa. Nie za bardzo nam sie tam podobalo, wprawdzie Dominick stwierdzil, ze widzac tych wszystkich Wlochow w Playa del Carmen nie ma ochoty juz dluzej byc jednym z nich :), zart oczywiscie.
Teraz siedzimy w jakiejs malenkiej kawiarence, wlasnie skonczylismy espresso i wybieramy sie... nawet nie wiemy gdzie...Muzyka cudna : brazylijski chill out. Zapada zmierzch , a powietrze jest duszne....pachnie Karaibami...ludzie piekni, spaceruja kompletnie bez celu. Palmy wystaja z dachow, bo ludzie nie scinaja ich, a buduja wspolgrajac z nimi.....Niesamowite. Oczywiscie niesamowite sa tez kontarsry...pierwszego dnia wjechalismy do tej miejscowosci z innej strony. Skrajna bieda. Lepianki, w ktorych mieszkaja cale masykanskie rodziny.....lepianki, doslownie. Dziesiatki dzieci na ulicach, wszytskie usmiechniete.
Kwiaty, jest bardzo kolorowo i palmowo. Uwielbiam palmy... Coz za wakacje... acha, spalilam sobie dzis twarz i wygladam jak burak przekrojony na pol. No dobrze, uciekam, zeby zmyc z siebie sol...

Wednesday, January 04, 2006

stokrotki w doniczce

Wstałam około 9:00. Całkiem nieźle, choć przynam, iż ostanio wiekszą radosć sprawia mi wczesniejsze wstawanie. Do porannej kawy ( cholerne mocne wykonanie ) zjadłam przepysznego nalesnika z serem przypieczonego na masle. No dobra - zjadlam dwa nalesniki:). Umyłam i podcięłam trochę włosy, założyłam super odżywcze maseczki na twarz i włosy i ...siedzę tutaj. Przed komputerem. W radiu Niedźwiedź opowiada o liscie przebojów sprzed tysiąca notowań, narzeka - nie lubi zimy. Bardzo oryginalne. Philosophy. I know what I want if you know what I mean.
Dni uciekają szybko, jesli nie zacznę ich łapać, bedę płakać, oj będę. Jednak nie mam zamiaru rozpisywać sie tu o sprawach, które są gorzkie niczym cykoria... Przesadzam. Niedobre porównanie.
Z drugiej strony, mógłby być już lutyo!!! Drugie dnia tego miesiaca wspaniałego wraca Loli!! auuuuu! Kochana, wracaj już!