Tuesday, December 22, 2009
Niespodziewany Paryż.
We wtorek wieczorem wyleciałam z dość dużym opóżnieniem z Filadelfii, czego konsekwencją było spóżnienie się na lot Paryż - W-wa. Bogu dzięki bilet, który ściskałam w ręku był "made in AIR FRANCE", a ja jak już wspomniałam tkwiłam na lotnisku francuskim. Firma stanęła na wysokości zadania i ulokowała mnie (i innych którzy znależli się w tej samej sytuacji) na noc w przylotniskowym hotelu. Każdy słyszał, co działo i dzieje się nadal w niektórych europejskich portach lotniczych "sparaliżowanych zimą" - ale do celu: musiałam spędzić noc w Paryżu. Wiem brzmi strasznie:).
Nigdy nie byłam w tym magicznym miejscu. Zdrzemnęłam się chwilę i jak nie trudno się domyślić - ruszyłam na podbój!!!
Czy już mówiłam kiedykolwiek, jak wygodne jest życie w dużym mieście?:) Niestety póki co nie było mi dane (a raczej sama sobie nie dałam szansy) pomieszkać w miejscu, w którym wszędzie można się dostać metrem! Tak więc z mapą w ręku po 40 minutach znalazłam się "gdzieś" w centrum Paryża!!! Oczywiście, że się zakochałam, oczywiście,że Paryż jest w moim rankingu tuż za Nowym Jorkiem i Rzymem! Oczywiście, że Champs Elysees są fantastycznie magicznym miejscem - zwłaszcza nocą, oczywiście, że można się zauroczyć tymi wszystkimi maleńkimi bistrami, które są w zasadzie na każdym kroku, oczywiście że zupa cebulowa smakuje w Paryżu najlepiej na świecie, o bagietkach nie wspominając, że oczywiście, że trochę błądziłam, ale oczywiście kto by się tym przejmował:), oczywiście, że tam wrócę - ale zdecydowanie, jak będzie cieplej:).
Dziękuję losowi za tę szaloną niespodziankę! Cudowny, cudowny prezent! Ale też cudownie, że (cudem chyba) udało mi się dotrzeć do domu, bo przecież chwilę po moim przylocie ponownie odwołano loty z boskiego Paris Paris... Tak więc zima szaleje za oknami, a my ubraliśmy dziś piękną, żywą choinkę. I jesteśmy w domu a za niecałe dwa dni święta! Jak już mówiłam nie raz - jestem, szczęściarą!
Thursday, December 17, 2009
Wednesday, December 16, 2009
Na koniec.
Za cztery godziny samolot do A.C. Powrot do zimowej rzeczywistosci:). I fantastycznie!!! Walizka do Polski juz spakowana. Jeszcze tylko orientacyjnie rzuce okiem, ale wydaje mi sie, wszystko wzielam.
Nie moge sie doczekac tych kilku tygodni w domu z najcudowniejszymi ludzmi swiata!
Podejrzewam, ze tak zwane przedswiateczne sprzatanie zniwelujemy do potrzebnego minimum, bo jednak nie to jest najwazniejsze:). Filmy, ksiazki, nowosci, plotki, wino, rozmowy do bialego rana, poranna kawka + gazetka, kot na kolanach (nawet to sie udalo), gotowanie, zapach ciasta, mmmmm. CHOINKA!
Tak... jeszcze tylko dwa dni i mniej wiecej 13 godzin w samolocie.
Saturday, December 12, 2009
Miami. Ty razem na calego!
Tuesday, December 08, 2009
trafiony.zatopiony.
2. Bilety do Rzymu kupione!!! Na boskie BOLCE VITA lecimy czwartego stycznia !!! auuu!
Thursday, December 03, 2009
Pan Piotr.
PS. Polecam jego wszystkie wywiady robione dla Przekroju. I nie tylko - ten z Kayah dla Vivy! bodajze, powala na lopatki.
Wednesday, December 02, 2009
Swieto Indyka w Nowym Jorku.
Swieto Dziekczynienia uplynelo nam w pelni na zglebianiu tajemnic Manhattanu. Swiateczny Czwartek roznil sie od wsciekle konsupcyjnego Czarnego Piatku jak dzien i noc.
Czwartek: czesc Manhattanu zamknieta dla ruchu z powodu corocznej parady MACY’S. Zamkniete sklepy (nie wszystkie, ale znakomita wiekszosc). Nowojorczycy chyba jeden dzien w roku naprawde dali sobie odpoczac. W przeciwienstwie do turystow, ktorzy wylewali sie doslownie z kazdego kata. Mielismy okazje zatrzymac sie w hotelu W na Time Square, ktory wydawal sie niemal oaza spokoju w morzu turystycznego szalenstwa.
Po calym dniu kreatywnego wloczenia sie po ulicach Nowego Jorku, kilku drinkach w bluesowym BB KING okolo 2:00 nad ranem przed sklepami widzialam juz poczatki tego, co mialo wydarzyc sie nastepnego dnia.
Kryzys ekonomiczny moze dotyczyc kazdej czesci swiata, ale serce NYC zdecydowanie do nich nie nalezy.
Piatek: Od bardzo wczesnych godzin porannych na ulicach panowal szal! Miliony toreb z kazdego przedzialu cenowego, dziesiatki osob czekajacych na otwarcie sezonu na lodowisku pod Rockefeller Center, dziesiatki uczestniczacych we mszy w kosciele Sw. Patryka przy Piatej Alei, setki szwecajacych sie niespiesznie po Central Parku, kilkoro w kolejce po cudowna i jedyna na swiecie goraca czekolade GODIVA, mnostwo w kolejce po bilety wstepu do MET, dziesiatki oczekujacych na stolik w GOTHAM BAR & GRILL w SoHo, tlumy przed szumnie obnoszaca sie mianem pierwszej pizzerii w Ameryce “LOMBARDI’S” w Malej Italii (po skutecznym wsunieciu w rece kelnera odpowiedniego banknotu, zniwelowalismy czekanie na stolik z godziny do pieciu minut – pizza znakomita), kilkoro znawcow przed drzwiami cukierni z najlepszymi ponoc sernikami Eileen’s Best Cheesescakes (rewelacja, zwlaszcza ten z truskawka), wreszcie kolejka do odpowiedniego stolika w swietnej kregielni w CHELSEA’S PIERS (dlaczego do cholery odkrylam kregle dopier teraz?!!?), a na koniec … tluuuumy przed budynkiem New York City Ballet z okazji wystawienia pierwszego w sezonie zimowym “Dziadka Do Orzechow” Czajkowskiego. (Balet, podobnie jak kregle, poznalam zdecydowanie za pozno, ale... lepiej teraz niz nigdy. Crème de la crème!). Chyba nie musze niczego dodawac…:) No moze poza jednym:
KK+NYC = WNM!!!!
Tak wiec dwa bardzo intensywne dni dobiegly konca.
Cudownie, tym bardziej, iz ... za 9 dni lecimy do Miami, a za 16 - Paryz - Warszawa!