Thursday, October 25, 2007

saczac cappucino...


Pamietam, jak niedawno byla wiosna. Za tym samym oknem zamiast pieknie kwitnacego drzewka mam bezlistny wiechec. Pogoda jest okropna, ale to dopiero pierwszy zimny i brzydki dzien, wiec nie moge narzekac. Pije domowej roboty cappucino, slucham niezmiennie TROJKI i zastanawiam sie, dokad mnie zycie zaprowadzi. Troche sie denerwuje, dzieje sie i duzo i malo. Chyba z zima nadejdzie czas na zmiany, tak jakos ptaszki cwierkaja. Zmiany w zyciu zawodowym powiedzialabym. Mam ochote na nowe perspektywy, ale od tak dawna robie, to co robie, ze chyba troch boje sie nowosci. Czy mozesz sobie cos takiego wyobrazic? Zawsze wpajam wszystkim, ze rzucac sie na gleboka wode jest wspaniale, tymczasem asekuruje sie piecioma kolami ratunkowmi. Jak to z toba jest Karolinko?

Odlozylismy plany zwiazane z wycieczka do Kalifornii, a tu prosze bardzo - w miedzyczasie niemalze cala boska poludniowa czesc tego stanu splonela. Spieszmy sie, zawsze powinnismy sie spieszyc, i tu nie chodzi tylko o kochanie... Planowalismy te wycieczke z moim mezczyzna od dlugiego czasu, chcielismu jechac pociagiem przez cale Stany, a teraz.... Pewnie nareszcie pojedziemy i tak i tak. Kanion- o ile mi wiadomo- ma sie dobrze. Niesamowie to wszystko. Spiesz sie do San Diego, bo jutro moze go juz nie byc. GLEBA, jak mawia pani Doda Kochana.

Znowu zostawim to niedokonczone, ale znudzilam sie.