Friday, October 21, 2011

Poszukiwan dzień drugi.

Za każdym razem gdy mam okazję przechadzać się ulicami Manhattanu, nasuwają mi się toż same przemyślenia: ludzie w nyc są piękni. Niesamowita różnorodność, jasne. Mnie zwykle w oczy rzucają się obywatele Europy (zwlaszcza Skandynawowie, nie wiem dlaczego, ale bije od nich świeżość i elegancja, bardzo niewymuszona zresztą) oraz ci rodowici nowojorczycy, zwlaszcza ci w podeszlym juz wieku. Można ich wychwycic w mgnieniu oka. Zawsze są nienagannie ubrani, maja dobre buty, płaszcze, panie zawsze zdobi fantastycznie dobrana "swieża" fryzura, panowie noszą się w bardzo stonowanych kolorach, często mają pod pachą gazetę, mówią perfekcyjnym językiem, głębokim głosem. (Jak ja nie znoszę tego ulicznego amerykańskiego jazgotu, braku intonacji, modulacji glosem! oh!)
Pięknie jest przeciskać się przez taki właśnie tłum.
Cały dzień spędziłam na roznoszeniu cv. Odwiedziłam mac'i i chanel'e:). Mam głęboką nadzieję, że szczęście się do mnie znowu uśmiechnie.
Opcje mieszkan są dość różne. Skłaniam się do "doczepienia się" do kogos, bo na mieszkanie samodzielne w dobrym miejscu w zasadzie potrzeba małej fortuny. Wiadomo.
Tymczasem.

Wednesday, October 19, 2011

Big Apple

Jestem w drodze do NYC. Dzis oficjalnie pierwszy dzien poszukiwan mieszkania i pracy. Ciekawe, jak dlugo mi sie zejdzie zanim stane na nogach. Mam umowionych kilka spotkan z wlascicielami mieszkan. Nie mogę się doczekać przeprowadzki ii całego rozgardiaszu z nią związanego! W życiu nie czułam się lepiej, podejmując tak strategiczną dla siebie decyzję. To, co mówią, jest prawdą- ludzie boją się zmian. Ale mówią też, że wszystko co nas spotyka ma swoją przyczynę. Dość naturalnie zatoczyłam koło. Siedem lat w AC u boku pana D. było piękne, ale teraz czas postawić na siebie. Zawsze uważałam się za kobiete niezależną, teraz bedę miała szansę przekonać sie na poważnie, czy stare jak świat powiedzenie "if you'll make it there (NYC), you'll make it anywhere" ma sens. W każdym razie nigdy nie czułam się bardziej gotowa na moja nowojorską przygodę niż obecnie. NYC-nadchodzę!

Tuesday, October 18, 2011

Po raz drugi.




Tuz przed wyprawa do Nowej Anglii drugi raz skoczylam ze spadochronem. Tym razem pojechalam sama. Przyznam, ze poziom stresu byl o wiele wiekszy. Dlatego tez chcialam skoczyc drugi raz - bardziej swiadomie. Instruktor dal mi wiecej wskazowek, na co powinnam uwazac, jakie manewry bedziemy wykonywac, w jakiej pozycji nalezy "spadac" poprawnie. (Wiem, ze brzmi to co najmniej dziwnie). Tym razem stojac na krawedzi samolotu, sama mialam wykonac skok - tzn. instruktor byl przypiety do mnie, ale sama mialam wyskoczyc, bez jego pomocy. Cholernie mrozace krew w zylach uczucie. Podczas kilku pierwszych sekund, jazda jest naprawde ostra. Do momentu, kiedy cialo nie ulozy sie w pozycji poziomej, w zasadzie nie wiadomo, co sie dzieje.. Kiedy zobaczylam horyzon tuz na wprost, poczulam sie znacznie lepiej. Spadalaismy z wysokosci 13500 stop czyli jakichs 4 km. Moment pociagniecia za spadochron nastepowal po osiagnieciu wysokosci 5000 stop, zatem "wolno" spadalismy jakies 8500 stop. Dryfowanie w powietrzu po wyciagnieciu spadochronu jest uczuciem mistycznym. Inaczej tego nie opisze. Cisza i spokoj, jaka panuje w chmurach jest uzalezniajaca. Samodzielne manewrowanie spadochronem - czyli mozlowosc hamowania w powietrzu, zmiany kierunkow spadania jest jak wypicie soku z gumijagod! Ladowanie jest w zasadzie dosc proste, jezeli oczywiscie przestrzega sie wszystkich zasad. To co czuje sie stojac juz na ziemi jest nie do opisania. Wiem, ze to kosztowne hobby moze uzaleznic. Mam nadzieje, ze to nie byl moj ostatni raz w chmurach.

Monday, October 17, 2011

Appalachy




Cudownie kolorowe Appalachy.

MASSACHUSTTS, NEW HAMPSHIRE, MAINE, VERMONT





Wraz z panem D. zakonczylismy nasza wyprawe na polnoc. A raczej polnocny-wschod. Z wiekiem zmieniaja sie gusta, a moje szczegolnie. Chyba zakochuje sie w klimatach zlego oceanu, stromych klifow, szarosci nieba, wiatrow. Tak przedstawila sie nam wyspa Martha's Vinyard oraz wybrzeze stanow Massachusetts, Maine i New Hampshire. Pozniej odbilismy na zachod - celem byly gory Appalachy. Pora roku na tego typu eskapade byla wysmienita - drzewa skapane we wszystkich kolorach jesieni. Na koniec Vermont. Po tym gorzystym stanie znanym z wysmienitych zimowych kurortow spodziewalam sie wiecej. Znacznie wiecej. A moze fakt, ze nie jestem fanka sportow zimowych okazal sie przewazajacy. Byc moze "z wiekiem" i ten poglad mi sie zmieni. Poki co - w kazdej chwili wrocilabym na wyspe Marthy, do Vermont niekoniecznie.

Monday, October 03, 2011

Carine


Na swietnej stronie www.style.com jest kopalnia zdjec boskiej carine roitfeld, ex-naczelnej francuskiego vogue'a. Boska, eteryczna Francuzeczka!