Sunday, February 19, 2006

Białystok


15 stycznia byłam z Loli w najbardziej dziwacznym miescie polskim, jakie do tej pory udało mi się odwiedzić. Dzień był szary, pochmurny i snieżny - co potęgowało wrażenie beznadziejnosci tego miejsca.
Jednak nim nasze stopy dotknęły ziemi północno-wschodniej znalazłysmy się na dworcu Warszawa Centralna... Szybka przebieżka z lubelskiego busa na perony pozwoliła na skorzystanie z szaletu dworcowego, w którym obowiązki gospodyni pełniła bardzo miła pani -mniej więcej przed szesćdziesiątką. Za skorzystanie i uregulowanie kwoty w wysokosci 2 zł moja siostra usłyszała dostojne "DZIĘKUJĘ PANI". Nam się poszczęsciło, czego nie może powiedzieć mężczyzna w wieku srednim wychodzący z męskiego wc....
Ów zapomniał wysupłać z portfela należną "babci" złotówkę i.... usłyszał gromkie: " Eee(!), panie, co pan?!!?!?Płacimy, płacimy!!!!" Biedak nie wiedział, że to do niego, zatem kroczył pewnie przed siebie. Kobita jednak nie odpuszczała i pędem za nim. Oj, srogo sie tłumaczył...:), zapłacił i po chwili było "po sprawie".
Po dwudziestu minutach mknęłysmy pociagiem z gatunku INTER CITY na północ. Tu moje życiowe naiwniactwo dało się we znaki, otóż szumne IC okazało się zwykłym pociągiem pospiesznym - nic więcej nic mniej.
Gdy zegary obwiesciły południe, STAROSTA zatrzymał się na stacji BIAŁYSTOK. W dawnej stolicy DISCO-POLO (jak poinformował nas Djux) spędziłysmy około kilku godzin, co wystarczyło, aby powziąć decyzję o skresleniu tego łez padołu z mapy naszych ewentualnych przyszłych wypadów po kraju.
Chyba nigdzie nie udało nam się spotkać tak wielu negatywnie do życia nastawionych ludzi, a raczej osobników gatunku ledwo sapiens... Oto kilka sytuacji obrazujących nasze spostrzeżenia: ulubiona zabawa kierowców autobusów miejskich to zamykanie drzwi przed potencjalnymi pasażerami. Raz nawet nie chciałysmy wsią , a jedynie zaptać o drogę, nic nie szkodzi - zakończyło się podobnie. Gdyby Paulina miała problemy z refleksem, pewnie siedziałaby teraz ze złamanym nosem...:). Prostackie "bufetowe", mega-disco vol. 39876 w przydrożnym barze, herbata konesera, którą nazwano torebkę LIPTON EARL GREY, pani w kiosku, sprawiająca wrażenie kobiety skręcajacej setki tysięcy długopisów "po godzinach"...
Podróż z Łęcznej do Białegostoku ( plus droga powrotna), srodkami lokomocji innymi niż własne cztery kółka, zajęła nam około dwunastu godzin. Koszmarny dzień, aczkolwiek misja, dla której udałysmy się w okolice mazurskich jezior powiodła się - przynajmniej, mam taką nadzieję.

Sunday, February 12, 2006

Mogłabym zrobić wielkie odkurzanie. Porządki. Teraz wydaje mi się, że nie miałabym żadnych problemów z wyrzuceniem zbędnych rzeczy i ludzi z mojego pokoju. Kiedys miałam naturę chomika. Dzis wszystko przedstawia się inaczej.