Sunday, January 14, 2007

Już miesiąc jak Jej nie ma


Wpadłam tu tylko na chwilę, bo nie mam zamiaru dzis za bardzo się rozczulać. Wczoraj była pierwsza z cyku kilku co-miesięcznych mszy za Pancię. Myslę sobie, że może postanowię nie przekewać tu moich smutków, bo niedługo nie da się tego czytać.
No więc pokaże tylko zdjęcie mega choinki przed Rockefeller Center na Manhattanie. Była piekna i miała cos ponad 20 tysięcy swiatełek. A w związku z tym, że zima nawet do nas nie przyszła i za chwile umieszczanie zdjęcia choinki bedzie kompletnym niewypałem:). To ja tylko tak szybko:

Monday, January 08, 2007

Brakujące ogniwo.

Jest żle. A najgorsze jest to, że każdy chce powiedzieć, że będzie dobrze. Nie będzie. Będzie tylko "jakoś tam". Nic więcej.
Za niecałe dwa tygodnie wracam do Stanów. Chyba raczej nie mogę się doczekać. Obydwoje ja i tata musimy zacząć życie. Albo raczej wpleść się w nie od nowa. Byłam na APOCALYPTO. Wspaniały film. A w moim przypadku film musi sobie naprawdę nieźle zasłużyć na takie miano. Kto uważa, że to obraz o wyrzynaniu, krwi itp. jest pajacem i nie ma pojęcia o wielu sprawach i w dodatku jest biedny uczuciowo. To moje zdanie.
Kroi mi się nowa wycieczka - tym razem mega wycieczka. Zobaczymy - na razie cicho sza!

Friday, January 05, 2007

Hej, Kochanie, ciekawe czy wiesz, widzisz, czujesz, jak bardzo mi dzis Ciebie brakowało...?

Monday, January 01, 2007

Pierwszy nowy dzień

Na ok. 25 min. przed końcem pierwszego dnia w 2007 r. uznaje go za gnusny. Chyba moje zwolnione obroty dają mi się we znaki i chyba nie pomyslałam wczoraj kładąc się spać o tym, o czym powinnam była. Mianowicie: jak spędzić ów pierwszy dzień. *** I tak oto nie zrobiłam nic konstruktywnego poza wizytą u Przyjaciół. Ech. Nie jestem z siebie zadowolona, co być może w ostatecznym rozrachunku wpłynie pozytywnie na moje zapatrywania na nowy rok. *** Wczoraj, chcąc przypodobać się nieco mojemu pogrążonemu w smutku tacie, przygotowałam egzotyczną kolację z krewetek i kalamarów, uprzednio urywając tym pierwszym łby. Później oglądaliśmy powtórkę finałowego meczu Włochy - Francja :) :), wypilismy słodkie wino musujące, gdy wybila 00:00, po czym obejrzelismy całkiem obfity pokaz sztucznych ogni, fajerwerków czy jak ich tam. Przyznaję, iż ów Sylwester był jednym z lepszych jakie miałam okazję spędzić. Gdyby nie tragiczne wydarzenia, uznałabym go za NUMBER ONE - tyle tylko, ze gdyby nie te własnie, ostatni dzien w roku spędziłabym z moim Latynoskim Kochankiem w Miami. Przepadł mi kolejny bilet lotniczy - piewrszy to Teneryfa w styczniu 2006r. - juz wtedy powinnam była wygłówkować, ze chyba nie czeka mnie rok wynalazków i uniesień. Nie wygłówkowałam, bo jakos tak wyszło, ze zwykłam podchodzić do życia z debilnym entuzjazmem. **** A naszej Panci jak nie było, tak nie ma. Kurwa.