Tuesday, October 30, 2012

Kleopatra w procesie


W pracy:

Post-

Wychodze na poranny spacer. W mojej okolicy, tak sie pieknie zlozylo, ze z moja okolica Sandy obeszla sie bardzo laskawie. Ani na chwile nie stracilam pradu. Dzien totalnego releksu. W tej chwili jest juz bardzo spokojnie, ale chce sprawdzic, jak wyglada East River, zatem zakladam kalosze, biore aparat i ide na obchod.

Monday, October 29, 2012

wiesci z frontu. Sandy ma uderzyc lada chwila.

Zaczyna powaznie dmuchac na zewnatrz. W zasadzie tylko wiatr, bez deszczu. Prad na razie jest, wszytsko dziala. Samiec Alfa nie dojechal - zamkneli autostrady w miedzyczasie. Zatem jestem sama, ale calkiem mi z tym dobrze. Cale dorosle zycie jestem sama, nawet bedac w zwiazku, zatem nie robi mi to juz roznicy. Malbec saczy sie leniwie w rytm portishead. Mysle, ze bede spac snem spokojnym, dam znac przy porannej kawie, co i jak.

Sunday, October 28, 2012

Nadchodzi Sandy.

Po pierwsze - nie moge uwierzyc, ze juz prawie listopad. Po drugie - nadchodzi huragan. W sklepach kolejki, jak latwo mozna sobie wyobrazic. Generalnie - nowojorczycy w miare normalnie i stoicko podchodza do sprawy. Huraganowe party to i owdzie. Wlasnie wrocilam z pracy z butelka cabernet, serami i krakersami pod pacha. Za jakis czas ma wpasc Samiec Alfa. Poki co jest spokojnie, nawet deszcz nie pada. Bezwietrznie. Typowa cisza przed burza. W Atlantic City podobno wieje i dmie. Fale podobniez sa z gatunku oblakanych. Odwolano wszystko na jutro. Lacznie z treningiem w mac'u. Szkoly, szpitale.  Pierwszy raz od 27 lat zamkna wall street. W mediach panika potworna, dlatego nawet nie czytam i nie sledze. To nie moja natura. Osobiscie ciesze sie na kilka dni totalnego spokoju i ciszy. Chce mi sie wyspac, poczytac. Nawet przy swieczce. Budynek w ktorym mieszkam jest z gatunku "bunkrow przedwojennych" dlatego NAPRAWDE jestem spokojna. Na bank siadzie elektrycznosc, ciekawe jak bedzie z gazem.
Jestem bardzo zmeczona. Mialam ciezki weekend. Gdybym nie padala na twarz, upieklabym szarlotke, ale nie mam sily.

Sunday, October 21, 2012

Niedzileny Update

Zniewalajace niedzielne slonce wlewa sie przez okno. Leniwie pije dopiero co zaparzona kawe. Okna otwarte na osciez. To zdecydowanie moglby byc maj.
Wczoraj skonczylam prace o 3:00 nad ranem, wrocilam do domu, wlaczylam SATC i zabralam sie za manicure. Jedna z tych rzeczy, dla ktorych nie mam tolerancji jest balagan w paznokciach. U innych ale zwlaszcza u siebie.
Wstalam o 7:30 - dzis ficjalnie o 9:45 zaczynam wewnetrzne szkolenie w mac'u zwane potocznie BASICS. Marzylam o tym od lat. Trwac bedzie piec dni. Trzy kolejne oraz dwa w przyszlym tygodniu. Po moich trzech miesiacach probnych, pozostalam "na stale" i natiralna koleja rzeczy jest wlasnie przystapienie do tego szkolenia. To sa w zasadzie podwaliny wszystkiego. Pierwszy powaznych krok przyblizajacy do "fashion certification", czyli mojego celu nr 1.

Wednesday, October 17, 2012

Dobry Andy + podwojny podryw.

   

Swietny Warhol. Bylo niemal wszytsko - puszki zup Campbell, butelki Coca Coli, Marylin, Jackie, Mao, autoportrety. Swietnie dopracowana, okraszona krotkimi opowiadankami kuratorow wystawa. Bedac ignornntka tematu nie wiedziala, ze rodzice Andiego pochodzili ze Slowacji. Sam urodzil sie w Pittsburgu w stanie Pensylwiania, o ktorym to miescie kilka lat temu krecac w nim film, mosci panna Siena Miller wyrazila sie: "Shittsburg" - tak tam podobno nudno i nijako.
Jesli idzie o fotografie przed photoshopem - nudy. Zupelnie mialekie i nieciekawe.
Po leniwych trzech godzinach w MET wybralam sie na lunch do pobliskiej francuskiej jadlodajnio/piekarni -LA PAIN QUOTIDIEN. Zamowilam kanapke i dzbanek earl grey'a. Ow miejsce - potezna juz tera siec opiewajaca na ok. 270 lokalizacji (o czym raznie poinformowal mnie jeden z menagerow, ktory postanowil szybko uskutecznic tzw. small talk, widzac przyczepiona po mojego swetra zielona blaszke/bilet z MET, myslac ze jestem turystka) - charekteryzuje sie tym, ze zwykle na srodku stoi jeden wielki wspolny stol, przy ktorym wszyscy jedza. Oczywiscie sa rowneiz mniejsze stoliki, ale to wlasnie siedzenie za tym wspolnym stolem jest najwieksza frajada, bo zawsze mozna sobie z kims uciac pogawedke. Jak wiadomo - ja przyciagam chetnych jak magnes, zatem i tym razem  - oprocz menagera - znalazl sie smialek, ktory usiadlwszy na przeciwko z kubkiem czarnej kawy zaczal od slow:
 - Jestes turystka?
Mysle sobie - co jest?! Czy ja mam na czole wypisane, ze jestem tu przejazdem? Widze, ze smialek patrzy na moja blaszke. Aha! Zaczelam sie smiec i oznajmilam:
  - tez mi nadal ciezko w to uwierzyc, ale ja tutaj mieszkam. Nieopodal.  - usmiechnelam sie.
 Smialek postanowil nie odpuszczac:
  -Czy mozesz pozyczyc mi te czesc New York Times'a, ktorej nie czytsz?
  - Alez prosze.  - Podalam mu czesc biznesowa.
  - A nie ma dodatku z kultura i sztuka? - bezczelnie pytam blondyn.
  - Wlasnie go czytam - odpowiedzialam.
Teraz on sie usmiechnal.
  - Masz swoja firme, czy pracujesz dla kogos? - pyta.
Az oslupialam. Wiem, ze powinam sie przyzwyczaic do tej gruboskornej, pszasnej, pyszalkowatej bezposredniosci. Powinnam. Ale jakos nie moge.
  - Slucham?!?!? - malo nie parsknelam. Na okolo mnie siedzi dziesiec innch osob, a blondyn drazy.
  - Pracujesz dla kogos czy dla siebie? - ponawia.
Zastanawialam sie czy wylac my earl greay'a na spodnie, uznalam jednak, ze szkoda herbaty.
  - I jedno i drugie. - mowie.
  - Laaaadddnieeee!!! - chwali blondyn.
Mysle sobie - miarka sie przebrala.
  - To czym sie zajmujesz?
  - Projektuje bizuterie. - wypalam.
  - Uuuuuuu... - mruczy.
  - Przepraszam, ale jestem zajeta. - ucinam.
Widze, ze blondyn jednak ma ochote na wiecej. Wtedy ponownie podchodzi menago. Prowokuje rozmowe na temat jego biznesu. Blondyn zbity z pantalyku odpuszcza. Z kolei... menago atakuje! Co jest!? - mysle?!
  - Mam na imie Amir. Kiedy cie tu znowu zobacze?
Uznalam, ze czas konczyc.
  - Pojecia nie mam, jestem bardzo zajeta kobieta.  Tymczasem.
  - tak, tak, milo bylo cie poznac Karolina.
  - Wzajemnie, Amir.
Blondyn spojrzal i rzucil:
  - Dziekuje za gazete.
  - Alez prosze. - wyszlam.
Sex and The City w wersji smooth. Nic dodac, nic ujac.




Metropolitan.

Dwie wystawy, ktore zamierzam dzis zobaczyc w MET: "FAKING IT - MANIPULETED PHOTOGRAPHY BEFORE PHOTOSHOP". Oraz "REGARDING WARHOL: SIXTY ARTISTS, FIFTY YEARS". Odezwe sie po powrocie.
Aha - mialam fantastyczne dwa dni pelne relaksu i milosci. Tak, jestem zakochana po uszy. I skoro zaczynam sie z tym upubliczniac, to znaczy, ze mi odbija. Postaram sie jednak kontrolowac. Obiecuje.

Monday, October 15, 2012

A myslalam, ze to jednak nie wyjdzie. ha!


Tak sie pieknie przydarzylo, ze Samiec Alfa ma wtyki. Do tego stopnia, ze zdobyl - czy z wysilkiem czy nie, tego nie wiem - bilety na nowa wystawiana i to jedynie przed dziesiec tygodni sztuke z mistrzem Paciono - Glengarry Glen Ross. 6 listopada, 20:00! Sikam ze szczescia!

Sunday, October 14, 2012

Not so bloody Sunday.

Za dwie godziny mam jednodniowe szkolenie w mac pro, ktore nazywaja po prostu "update" - czyli wszystko na temat kolekcji na nadchodzacy sezon. Nie moge sie doczekac. Szkolenie ma miejsce w budynku tuz nieopodal Flatrion Building w fantastycznym wrecz "mac pro" - w ktorym, nota bene, mozna znalezc wszystko, nawet super limitowane serie, ktore byly na rynku lata temu. Mac pro ma rowniez swoja mala biblioteko/ czytelnie, w ktorej sa wszystkie mozliwe pozycje dotyczace mody i makijazu. Zatem spedze tam dzis cala niedziele!
ps. a wieczorem - dlugo oczekiwana randka z Samcem Alfa.

Sunday, October 07, 2012

Dzien dobry

Jaki piekny koncertowy Prince u Kydrynskiego.... Miod na uszy. Zwlaszcza przy pierwszej kawie porannej niedzielnej kawie...

A zdjecie zrobilam kilka dni temu w mojej ulubionej piekarence przy Sullivan Street miedzy 9-ta a 10-ta Aleja na 47-mej Ulicy. Pieka tam wysmienity chleb, ale tez cudowne wloskie slodkie specjaly. Perfetto! Doda, ze kawa jest tam rowniez  wysmienita.

Z cyklu: makowa panienka

Poznajcie Megan. Megan, ja i Marylin.


Z twarza Marylin Monroe

Trzeci dzien od wejscia kolejcki Marylin Monroe dla mac'a. Prawie wszytsko mamy wyprzedane - a mielismy tego co niemiara! Otoz idzie o to, ze zdjecia, ktora sa umieszczone na produktach, to niepublikowane dotad dziela Cecila Beaton'a. Zatem dla kolekcjonerow/ fanatykow m.m. to nie mala gradka. Doszly mnie dzis w pracy sluchy, ze pojedyncze cienie, ktorych cena wynoci $20, na ebay'u "chodza" po $100!!! Nowe odcienie czerwonych szminek rozeszly sie juz drugiego dnia! Niezle.
***
W drodze do domu, na wniosek mojej siostry, wlaczylam Atelier w Trojce. Mialam ciezki tydzien i zupelnie z glowy wylecial mi fakt, ze dzis w nocy panna Anna. Long story short - wyminilysmy sie z Anna mailami. Nareszcie.
Milo.
Kto wie?
:)




Tuesday, October 02, 2012

Z cyklu: uwielbiam poniedzialki!

Rewelacyjny poniedzialek. Jak zwykle zreszta. Pierwsza polowa dnia poswiecona traktatom egzystencjonalnym z moja siostra via skype. Wysmienity czas. Druga - kolacja z panna D. w Balthazar's - swietnym francuskim bistro w SoHo. Butelka bialego wina, sredniowysmazony stek i dwie godziny szerokopojetego plotkowania. Pozniej zakupy - mialo byc tak pieknie, ale jak to zwykle bywa - kiedy jestem nastawiona na wydanie paru groszy, nic mi nie wpada w oko. Pozniej wybralysmy sie na cupcakes do Georgetown Cupcakes. Niezle. Pojedyncze espresso do tego, bo padalysmy z nog. Panna D. pojechala do domu, a ja - korzystawszy 100% z okazji dnia wiolnego, wybralam sie do Anjelica Film Center na dokument o wspanialej Dianie Vreeland - niegdysiejszej redaktor naczelnej Harper's Bazaar, pozniej Vogue a pozniej szefowej Costiume Institute w Metropolitan Museum of Art. Nic tak nie inspiruje niz historie wspanialych, pierwszorzednych, bezkompromisowych kobiet - ikon stylu.
***
Do domu wrocilam kilka minut temu. Dynamika downtown a uptown jest kompletnie inna. Moze powinnam poswiecic nieco wiecej czasu na poszukiwania mieszkania w tamtych rejonach, kiedy byl na to czas... Tylko, ze ja wtedy czasu nie mialam... Trudno. Spedze moj drugi rok na Upper East Side, niech strace-