Wednesday, December 22, 2010

Rizzieri.

Kupilam ubranko do szkoly. Tum Tum Tum. Kto by pomyslal, ze powrot do ksiazek bedzie mi sprawial tyle radochy?!

Mistrzostwo swiata!

Nie pisze nic o koncercie, bo jeszcze do dzis nie moge sie otrzasnac!
To byly bardzo magiczne dwa dni.
14 grudnia pojechalismy do NYC - kiedys juz pisalam - Nowy Jork przed swietami jest najcudowniejszy! (oczywiscie, ze jest wspanialy o kazdej porze roku, ale...). Zatem choinka na Rockefeller Center, wystawy w Macy's i Bergdorf'ie Goodman'ie (te naprawde zapieraja dech), tysiace ludzi na ulicach, pyszna, aromatyczna, jedwabista goraca czekolada w sklepiku Godiva - mmmmm..., Magia, magia, magia!
Znalezlismy maly przytulny hotelik w dystrykcie teatrow i w droge! Bylismy glodni, a o 19:00 zaczynalo sie przedstawienie na Brodway'u, na ktore tydzien wczesniej kupilam bilety. Przedtem wyskoczylismy na pizze w ANGELO'S (dla niewtajemniczonych nowojorska pizza ma opinie niezrownanej), kt. miesci sie w budynku CBS, w ktorym robia kolejne odcinki show DAVID'A LETTERMAN'A. Bardzo klimatyczna pizzeria, wielki piec, z ktorego co chwila wyjmowano fantastycznie pachnace rarytasy! Komedia "PROMISES, PROMISES" okazala sie uczta dla oka i ucha.
15 grudnia - dzien koncetru. Od rana bylam jak w amoku. Najpierw wpadlismy do mistrzowskiej wrecz sniadaniowej jadlodajni w okolicach szostej alei i czterdziestej siodmej ulicy. Taka sniadaniowa fabryka. Szybko, szybko, szybko, kazdy w pospiechu, raz, raz - jakecznica, jajka sadzone, gofry, francuskie tosty - czyli typowe amerykanski poranny posilek:).. Kawa, kawa, kawa. Nastepny! Ruszylismy dajej. Przechadzka po manhattanskich ulicach miala byc zdecydowanie dluzsza, ale... dzien byl z gatunku minus 20! Zatem troche zawiedziona postanowilam z panem D. udac sie do muzeum. W zwiazku z tym, ze MoMa i MET znam dosc dobrze, tym razem zdecydowalismy sie na Muzeum Historii Naturalnej. Planetarium, dinozaury, natura, te sprawy - juz zreszta wystaczy posluchac, jak brzmi ta wyliczanka - otoz nie wiem, co mnie podkusilo azeby wybrac sie wlasnie tam! Nuuuuuddddyyyyy! Strata czasu i pieniedzy - bo niestety ta placowka liczy sobie dosc slono za dzielenie sie swoimi zbiorami z bliznim. Wyszlismy po dobrych kilku godzinach - skoro juz kupilismy bilety, uznalismy, ze mozemy wysili swoja uwage i obejrzec to i owo. Jeszcze raz powtarzam - nuda!
Koncert mial sie zaczac supportami o 19:30. Prince wyszedl na scene dwie godziny pozniej. Kazda sekunda warta byla czekania! Plakalam jak bobr przez pierwsze pol godziny. Po prostu nie moglam sie powstrzymac. Moje kumulowane przez ostatnich szesc lat (wtedy widzialam go peirwszy raz w Filadelfii) emocje, wybuchly. Moglam umrzec w tamtej chwili. Katharsis do potegi entej! Facet wyglada, brzmi, tanczy, gra - po prostu fantastycznie. Chyba nawet nie spodziewalabym sie, ze bedzie w tak fenomenalnej formie! Mistrz! Mistrz nad mistrze! Zagral dosc duzo numerow z ostatniej plyty, ale byly tez DIAMONDS AND PEARLS, KISS, PURPLE RAIN!!!!!! oraz ku mojej totalnej ekstazie CREAM! Od tego kawalka zaczela sie moja bezwarunkowa milosc. Mialam wtedy z dziesiec lat i zobaczylam klip w mtv. Zatem kocham Prince'a juz bez mala dwie dekady! Scena oczywiscie w ksztalcie symbolu, trzy postawne kobiety w chorkach (ale takie fajne funki babki), purpurowe skrawki bibuly spadajace "z nieba".... Kosmos! Na koniec malo nie popelnilam sepuku. Otoz na przedostatniej piosence poprosil kilka osob na scene, zeby...potanczyc! Boze, malo nie dostalam zawalu! Miejsca mielismy swietne, ale to nie wystarczylo! Stalam jak wryta. Nie wiedzialam, czy smiac sie czy plakac. I chwile pozniej byl koniec. Coz za wieczor! Nie usnelam do czwartej.

moze kiedys?

Chcialabym miec kiedys wielkie pudlo ramek na zdjecia. Kiedytylko zobaczylabym cos fajnego i milego dla oka w jakims czasopismie, wycianalabym i wieszala w ramie na scianie. Byloby tego bardzo duzo. Cala sciana w fotografiach. Magazynuje Vogue'i odkad moja stopa stanela na amerykanskiej ziemi. I okrponie mi szkoda tych niesamowitych sesji, zdjec, ekspresji.... Leza wszytskie w szafie i tyle. Tak cudownie wygladalyby wiszac.... Ten projekt poczeka, az znajde kiedys w zyciu miejsce, w ktorym postanowie miec swoja wlasna sciane.

Sunday, December 12, 2010

Za trzy dni PRINCE!!!!

Czy wszystkim wiadomo, ze bede tarzac sie z rozkoszy za trzy dni? We wtorek jedziemy wypic goraca czekolade gapiac sie na boskie drzewko przy Rockefeller Center, a dzien pozniej - bede jakies dwadziescia metrow od Malego Ksiecia!!!! ooooooooo!

Przedswiateczna krzatanina.


Rowniez w nasze progi zawitala choinka. Niczego sobie, musze przyznac. Naprawde dobre chwile, kiedy wieczorem z glosnikow saczy sie jazz, za oknem ziab, w domu cieplo i przytulnie. Pan D. wyruszyl na tradycyjna partyjke pokera, a ja - tak jak lubie najlepiej - sama.

Widzialam wczoraj kolejna hoolywodzka szmire pt. THE TOURUST. Nie, zebym nie wiedziala, na co sie zanosilo. Owszem bywam naiwna, ale tutaj - ho ho - wiadomo bylood poczatku, ze ow obraz bedzie oda do urody Madmoiselle Jolie:). Kobieta bez watpienia - powala na kolana, aczkolwiek wg mnie i tak najlepiej wyglada na tabloidowych migawkach - nieumalowana, naturalna. Nigdys boski Johnny Deep chyba polubil bycie piratem oraz wychowywanie dzieci na tyle, ze powiedzial sobie: dosc!. Spasl sie koles nieslychanie. W dodatku jest mdly i nieapetyczny. Oczywiscie, ze piekne weneckie widoki oraz wnetrza, kostiumy, bizuteria. Slowem - na bogato (jak ja nie lubie tego okreslenia!), ale bardzo mizernie.

W "Wysokich Obcasach Extra" swietny wywiad z prof. Hanna Swida-Ziemba. Dobry tok rozumowania. Jak ja bym chciala miec mniej w sobie empatii a wiecej (czyt. DUZO WIECEJ) logicznego i racjonalnego podejscia do spraw. Marzenie scietej glowy - zdaje sie, ze mozna pracowac nad swoim charakterem, ale chyba w moim przypadku to awykonalne. Bede probowac. Przynajmniej moge sobie obiecac. Znaczy - noworocznie postanowic. Boze, znowu te noworoczne brednie! Kto to w ogole wymyslil!?

Sylwester w domu! Jak sie ciesze! Pomysl przeforsowany. Nie chce nigdzie isc, ubierac sie, stresowac - co, gdzie, z kim. Tfu! Lozko, dobre filny, butelka szampana i truskawki. Taki plan.

Sunday, December 05, 2010

KOCHANA

Moja Siostra jest Najwspanialsza Kobieta na Swiecie. Jest moim ptasiem mleczkiem. Mala Mi.

Wednesday, December 01, 2010

RIZZIERI.

Wczoraj odbylam wizyte zapoznawcza w nowej szkole. RIZZIERI AVEDA BEAUTY SCHOOL. Zdecydowanie na plus. Jestem ekstremalnie podekscytowana. Jak sie dowiedzialam, zdarza sie dosc czesto, ze wlascicielka - ekspert w dziedzinie makijazu, zabiera studenow np. na Fashion Weeks tu i owdzie. Jej maz - magik fryzjerski leci w pt. do Australii, bo pracuje przy koncertach Jay-Z. Fiu Fiu. Oczywiscie nie wiem, na ile to wszytsko prawdziwe, a na ile PR, ale coz - sprawdze niebawem na wlasnej skorze. Szkola poltora roku temu przeniosla sie do nowego budynku. Wszystko zatem jest czyste, pachnace i apetyczne. Bardzo apetyczne. Trzyosobowe grupy a klasie maksymalnie 24 osoby. Za kilka dni musze dostarczyc list motywacyjny oraz odbyc test wiedzy ogolnej. I tyle. Oczywiscie jesli wszystkie formalnosci zwiazane z moja wiza zostana zaakceptowane:).

Monday, November 29, 2010

Powtorka z rozrywki

Otoz - zaczelam mozlone poszukiwanie pracy. Zajecie nie nalezy do najprzyjemniejszych, aczkolwiek mysle, ze w XXI w. ludzie maja przy tym zdecydownaie wiecej frajdy. Nie jest zle. Wysylyam CV dzielnie i bez leku. Telefonu jeszcze nie sprawdzam co 15 min. Cwicze cierpliwosc:). Ponoc jest cnota:). Dzis bylam w m.a.c.'u - nie zebym liczyla na to, ze zatrudnia mnie raz jeszcze po tym, jak zrezygnowalam z powodu przeprowadzki do Miami, aczkolwiek .... W styczniu zaczynam profesjonalna szkole makijazu i kosmetologii (5 do 6-ciu m-cy), zatem uznalam, ze powtorka z m.a.c.'a przydalaby mi sie cudnie! Oczywiscie, ze najchetniej pracowalabym w tej dziedzinie, ale co tu kryc - nie mam licencji stanowej zatem jedyna opcja moze byc wlasnie m.a.c., gdyz tam w zasadzie potrzebna jest... zajawka, albo drive, jak tu ladnie to ujmuja:). Mnie tego akurat nie brakuje. Zatem pukam do drzwi. Moze ktos otworzy. Oczywiscie pukam nie tylko do furtek z napisem "fiku-miku-kosmetyku". W zwiazku z tym, ze szkola jest droga, plynnosc gotowkowa ucieszylaby mnie szczerze. Zatem mozliwe, ze znowu wyladuje gdzies za barem. To jednak ostatecznosc. Brrrrrrrrrrr!

REWIND

Motywem przewodnim moich wewnetrznych podziekowania a propos Dnia Indyka byla.... PRZYJAZN. Zyjac w kraju ludzi osamotnionych, ktorych jedynym powiernikami sa barmani, jawie sia jako chodzacy unikat. Mam wspanialych Przyjaciol. Niezawodnych. Bez mrugniecia okiem mowie, ze bez nich moje zycie byloby jak pusta puszka po zupie campbell... Dlatego to Wam dziekuje. Za to ze BYLYSCIE i JESTESCIE. I przez moment nie poczulam, ze moze byc inaczej. Nasza Przyjazn trwa juz cale lata. Paulina, Olga, Beata, Marta, dwie Agnieszki, Malgorzata, Anna, Marlena, Alicja. Swiatla w tunelu:). Cenie Was razem, ale kazda z osobna jeszcze bardziej! Gdybym mogla ukrasc kazdej z Was jedna malenka ceche, ktora cenia najbardziej, bylabym doskonala! :) I tak jestem -dzieki Wam:).

Friday, November 26, 2010

Grudniowa nostalgia.

Premiera "Karpia" w Trojce! oh!
To nie zmienia sie od lat. Wszystkie piatkowe grudniowe popoludnia w Trojce poswiecam licytacji Pana Kuby:). agiczny klimat.
PS. Wczorajszy indyk byl wysmienity, musze przynac.

Wednesday, November 24, 2010

INDYKI NA STOL!

Jutro Swieto Dziekczynienia czyli Dzien Indyka. Dzis natomiast jedziemy na kolacje do N.Y.C.
PS. Nie lubie miesa z indyka.

Tuesday, November 02, 2010

TURTLE ISLAND...






Wyspa Zolwi nalezy do Richarda Evansona od okolo 30-stu lat. Koles kupil ja za grosze lata temu w dziwnym okresie swojego zycia. Wtedy wyspa byla zupelnie dziewicza, sucha, niezalesiona. W ciagu minionych trzech dakad Richard wraz z mieszkancami okolicznych wiosek z innych pobliskich wysp miedzy innymi wykopali studnie i posadzili okolo pol miliona drzew, dzieki ktorym obecnie TURTLE ISLAND jest skonczonym rajem na Ziemi. W poznych latach '70 hollywoodzcy producenci szukali idealnego miejsca na nakrecenie filmu "BLEKITNA LAGUNA" z Brokie Shields (nigdy nie widzialam, bo podobno potworna szmira). Ze wzgledu na krajobrazy wlasnie postawiono na Wyspe Zolwi. Richard wyrazil zgode. Jakis czas pozniej zdecydowal, widzac, jak bardzo ekipa filmowa oraz inni ludzie zwiazani z projektem, sa szczerze zachwyceni pieknem tej oazy spokoju, iz warto byloby udostepnic wyspe innym. Tak narodzil sie pomysl przyjmowania gosci w liczbnie nigdy nie przekraczajacej dwudziestu osmiu osob. Samych mieszkancow Turtle Island jest okolo siedemdziesieciu, a wszyscy oni sa zarazem pracownikami i podwladnymi Richarda (ktory swoje rodzinne korzenie ma w Skandynawii, a sam zarabial calkiem niezle pieniadze w USA w branzy tv kablowej, dawno, dawno temu). Richard w zasadzie nie opuszcza swojego azylu. Do trzech razy w roku spotyka sie z szefami (albo raczej z glowami plemion) innych wiosek z pobliskich wysp w celu przedyskutowania biezacych problemow takich jak budowy nowych szkol dla dzieci, zbieranie na to funduszy, wykopywanie nowych zrodel wody (jakosc wody na Fidzi jest znakomita, zreszta w Stanch butelkowana Fiji jest bardzo popularna) itp. Moim celem od poczatku pobytu na Wyspie bylo poznanie Evansona. Zwazywszy, iz mieszkancy tyle o nim opowiadali, chcialam sie przekonac, kim jest ow "dobroczynca" i jak mu naprawde z oczu patrzy... Nasza opiekunka (kazda para goszczaca na Wyspie przez caly czas przybywania na niej ma swoja opiekunke/asystentke-tzw. Mame, kazda Mama ma swoje imie i nalezy sie do niej zwracac per Mama Alisi, Mama Tokasa, Mama Leite) - Mama Alisi powiedziala, ze jesli mam ochote poznac Richarda, powinnam pojawic sie miedzy 7:30 a 8:00 rano na spotkaniu, ktore niezmiennie o tej godzinie od lat Boss (jak o nim mowia) odbywa wraz ze wszystkimi pracownikami, pytajac, sluchajac, oznajmujac, powiadamiajac. Jak ida prace w ogrodzie (mieszkancy Wyspy wszystkie spozywane warzywa i owoce pielegnuja samodzielnie), co nalezy zamowic danego dnia (wszystkie potrzebne produkty, ktorych nie ma na Wyspie np. mieso przylatuja malenkim samolotem, tym samym ktorym z glownej wyspy Nadi na Turtle Isalnd przyjatuja goscie. Ten nieziemski lot trwa 30 minut.). Na tych spotkaniach przedstawiane sa sylwetki nowych przybyszy ( w zasadzie kazdego dnia przylatuje i odlatuje ktos nowy, przewaznie sa to pary), aby mieszkancy/pracownicy wiedzieli kto zacz. To bardzo ulatwia sprawe. Kazdy zwraca sie do kazdego po imieniu, atmosfera jest swietna. Zatem poznalam Richarda. Przedstawilam sie i powiedzialam, co mysle o tym wszystkim. Siedemdziesiat osob patrzylo na mnie jak w obrazek. Niesamowite uczucie. Mowilam skad jestem, dlaczego sie tam znalazlam, po prostu zwyczajnie, chcialam, zeby mieszkancy mnie lepiej poznali. Przyznam bylo bardzo wesolo. Na koniec Richard swierdzil - No prosze, kto by sie spoedziewal, ze wy Polacy jestescie tacy wygadani i dowcipni, ja zawsze myslalem, ze jestescie zamknieci w sobie i chlodno nastawieni do ludzi i swiata....:). - Nie gadaj glupot i nie kieruje sie stereotypami, Richard! - odpowiedzialam. Posmialismy sie jeszcze chwile i odeszlam zostawiajac ich. Boss powiedzial, iz jak chce, moge zjesc posilek z mieszkancami wyspy, coby zobaczyc, jak to wszytsko wyglada od kuchni.
Jasne ze chcialam!
Przy ktorejs z kolacji do wspolnego stolu, przy ktorym wszyscy goscie zawsze jedza posilki, dosiadl sie Richard Junior. Okazalo sie, ze jest jednym z dziesieciorga potomkow Evansona. Sam senior ma lekko ponad 80 lat, a najmlodszy syn nieco ponad piec miesiecy (!). Junior ma przejac "wladanie" Wyspa. Przystojny, inteligentny, ciekawy i pelen szacunku do ojca mlody mezczyzna. Wedle woli Richarda, Turtle Isalnd ma zostac w nienaruszonym stanie i funkcjonowac w tym samym rytmie przez nastepnych 500 lat! Tak wszystko zostalo uregulowane prawnie. Ciekawe, prawda?

PS.
Po szesciu dniach nasze wakacje dobiegly konca. Zarowno pan D. i ja mamy podobne przemyslenia - o wiele bardziej zzylismy sie z mieszkancami Wyspy niz z goscmi, ktorzy przybyli tam w tym samym charakterze, co my. Znakomita wiekszosc przybywajacych tam na wakacjach to Amerykanie, a ci jednak hmmm.... orbituja zupelnie na innych planetach. Co tu kryc? Wyspa Zolwi jest miejscem rozspiewanym i roztanczonym. Spiewa sie przy kazdej okazji, niestety tylko w jezyku Fiji, zatem nie moglismy towarzyszyc. Pobyt na Fiji byl niesamowitym doswiadczeniem. Chetnie wrocilabym tam za jakies, powiedzmy, dwadziescia lat, aby zanurzyc sie w tym raju raz jeszcze...

Friday, October 29, 2010

WELLCOME 2 AMERICA!!!

Wczoraj wrocilismy z Wyspy Zolwi. Coz za wakacje! Ale nie o tym teraz:
tarzam sie za szczescia: udalo m sie kupic w przedsprzedazy bilety na koncert mojego kochanego, najlepszego, najbardziej utalentowanego, najbardziej boskiego z boskich, kosmicznie magicznego, najpiekniejszego i najseksowniejszego KSIECIA!!!!!!!
Trasa nazywa sie wlasnie WELLCOME 2 AMERICA. Koncert 14 grudnia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Monday, October 18, 2010

NEWARK-LOS ANGELES-NADI-TURTLE ISLAND

Tak, jutro rano wylatujemy. Najpierw Kalifornia (nie taka znowu sloneczna aktualnie), pozniej Fiji...!!!! Moja euforia siega zenitu. Nie moge spokojnie usiedziec w miejscu. Jestesmy spakowani. Niby wszytsko gra, a ja jak zwykle zastanawiam sie, czy aby na pewno wszystko pojdzie dobrze i zgodnie z planem?:) Sam fakt, ze bedziemy w okolicach Nowej Zeladnii przyprawia mnie o zawrot glowy. Nareszcie pierwsze od bardzo dawna, okupione pozadna harowka i masa wyrzeczen wakacje we dwoje!

Saturday, October 16, 2010

przed snem

Uwielbiam rukole i Anne Gacek.

Friday, October 15, 2010

Czas doskonaly.





Sycylia jest jak marzenie. Dziwicza, nie skazona turyzmem, pelna kolorow, zapachow, prostych ludzi zyjacych swoim codziennym rytmem. Wyspa doskonala. Zachwycalysmy sie jej kazdym nowo poznanym kilometrem. Spedzilysmy tam jedynie kilka dni, marzeniem bylby dodatkowy tydzien. Coz.

Czy tylko w Indiach lub na Bali moge osiagnac zadowolenie wewnetrzne?

Rozmowa Liliany Snieg-Czaplewskiej z prof. Jerzym Pawlem Nowackim w Vivie zlamala mi serce. Od lat podziwialam jego zone, o nim nie wiedzialam zbyt wiele. Mezczyzna o pieknym wnetrzu. Wyjatkowym nawet. Gdybm tylko mogla chociaz w malenkim stopniu podchodzic do zycia, tak jak on - czysto, logicznie, realistycznie. Nieustannie czytam o pracy nad wlasnymi emocjami, wewnetrznym kontrolowaniu siebie, o tym jak wielka cnota jest zachowanie spokoju duszy i sumienia. A jednak ciagle wydaje sie byc niedojrzalym, beztroskim motylkiem wznoszacym sie hen hen nad laka pelna kwiatow.

Sunday, October 10, 2010

Slonce wlewa sie bezwstydnie przez okna balkonu. Wrocilysy z poludniowego spaceru, tory zakonczyl sie kilkoma browarkami w ogrodku... W radiu sjesta. Obiad w wersjach dwoch - miesnej i wegetarianskiej prawie gotowy. Cudownie, cudownie. Pszeniczny Okocim czeka. Boze - jak pieknie! Marcinie Kydrynski - kocham Cie!!!

Thursday, September 30, 2010

Buona Notte!

Slucham jakiegos kulturalnego piep....nia o sztuce "SZOSA WOLOKOLAMSKA" w Trojce, wydrukowalam bilety na Sycylie, torba spakowana - bikini, dwie koszulki, klapki, szczoteczka, aparat oraz panamski kapelusz. Madrzy ludzi pisza w necie, ze pogoda bedzie fenomenalna. Postaramy sie mocniej wychylic z poludniowego kranca, coby dojrzec gdzies daleko brzegi Czarnego Ladu - podobno jest to mozliwe. Nie mamy planu. Wsiadamy w samochod w Trapani i jedziemy przed siebie. Moja siostra i ja.

Wednesday, September 29, 2010

ALL WOULD ENVY

Miss O.B udala sie na koncert Stinga. Oh! Dokladnie takie same przemyslenia... Nic dziwnego. Sting, Sting, Sting...
Miss O.B. - ubolewam nad faktem, iz nie zobaczymy sie na lampce wina tudziez butelce BIRRA MORETTI w Palermo....

po cichu...

http://www.youtube.com/watch?v=r9ZBHtEw9b4

Zycie to surfing.

Dzieci sa dosc niewygodnym dla mnie tematem. Niewiele wiem na ich temat. Denerwuja mnie. Mysle nawet, ze jestem juz za stara na ich posiadanie. Kto wie?

Mysle, ze moglabym wyjechac na kilka m-cy na np. Bali, jak "Julia Roberts". Odseparowac sie od wszystkiego na jakis czas. Od dzieci, mezczyzn, powinnosci, chorob, zimna, konwenansow. Wydaje mi sie, ze zycie za Atlantykiem plynie bardziej beztrosko. Nie - za oceanem jestem bardziej anonimowa. W ogolnym rozrachunku - mam mniej odpowiedzialnosci.

Otoz dojrzewam do decyzji porzucenia dotychczasowego porzadku zycia. Dojerzewam, jak jablko.

Tuesday, September 28, 2010

...home again.

Przegladam bloga myslovitz w lozku w domu nr 1. Powrot do gniazda. Rozpoczelam ladowanie akumulatorow przed zima. Kochane twarze. Szkoda mi czasu na sen. Leniwa pani jesien puka do okien. Puk Puk.

Cicho tu i bardzo spokojnie.

Tuesday, August 31, 2010

Ostatni dzien sierpnia.

Dobry to byl miesiac. Czas Lwow. Chyba naprawde ucze sie manewrowac swoim czasem z dobrym skutkiem, bo w ciagu minionych 30-stu dni skutecznie udalo mi sie kilka rzeczy.
Za kilka godzin wrzesien, ktorego koncowke spedzam w domu w Polsce! ju-hu! Zostane oficjalnie matka chrzestna - po raz pierwszy w zyciu, zatem wiadomo - duma mnie rozpiera. Pozniej dni i noce z Przyjaciolkami, a na poczatku pazdziernika szybki skok ... na Sycylie!!! Niewatpliwie jest cos w tym "makaroniarskim kraju", ze kaze wracac za kazdym razem! Palermo - kto by nie chcial powloczyc sie uliczkami tego legendarnego miasta...!!!
Czekam na jesien, zapowiada sie uroczo. A poki co zar leje sie z nieba codziennie. Pogoda jest tak fantastyczna, ze wprost trudno uwierzyc!!! Kocham lato i WSZYSTKO, CO Z NIM ZWIAZANE - nawet muchy!!!

...kto wie, moze cos z tego bedzie...



Friday, July 23, 2010

Kolacja z ojcem chrzestnym:).

Na Manhattanie znalazlam sie po 11:00. Podroz minela szybko i bezbolesnie - kilka dni temu dostalam przesylke od mojej siostry - najnowsza ksiazke - wywiad rzeke- z podziwinana przeze mnie od zawsze, fantastyczna Jadwiga Staniszkis. Zatem nawet nie widzialam, kiedy autobus wjechal w tunel Lincolna i po pieciu minutach wyszlam z dworca prosto na 10-ta Aleje... ! Dzien z gatunku goracych ale bez przesady. Lato w miescie pachnie fantastycznie. Po wypiciu latte i zjedzeniu napoleonki we francuskiej cukierni, ruszym niespiesznie w strone Metropolitan Museum. Glownym celem byla wystawa AMERCIAN WOMAN, o ktorej juz jakis czas temu czytalam tu i owdzie. Spojrzenie na "rasowa" Amerykanke w ciagu minionego wieku przez pryzmat zmieniania sie mody.Pomyslalam, ze powinno byc ciekawie. Rozczarowalam sie nieco - juz na samym poczatku dostalam sluchawki z lektorem, ktorym okazala sie Sarah Jessica Parker. Zdecydowanie wole patrzec, jak paraduje na ekranie w jakichs fajnych kieckach i dobrych butach, niz sluchac jest denerwujacego glosu. Ktos oczywiscie uznal, ze SJP jako "modowy autorytet" bedzie idealna do objasnienia wszytskim chetnym, jak ubierala sie piekniejsza polowa Stanow Zjednoczonych w ciagu ostatnich stu ilus lat. Wystawa malo rzetelna i zaskakujaco nudna. Celem nr dwa byla wystawa Picassa, o ktorej dowiedzialam sie przez przypadek. Metropolitan po raz pierwszy mialo zaszczyt gromadzic tak wiele prac malarza. Zwazywszy, ze kilka miesiecy temu widzialam inna wystawe Pabla w Muzeum Sztuki w Filadelfii (Picasso w okresie awangardy paryskiej), tym bardziej bylam ciekawa, co zobacze. Tutaj oczywiscie nie bylo mowy o rozczarowaniu. Rewelacyjny przekroj prac, w zasadzie na przelomie calego zycia. Od mlodzienczych lat spedzonych w Hiszpanii przez okres stawiania pierwszych krokow na francuskim rynku sztuki, przez "okres niebieski", po kubizm, fascynacje kolejnymi kobietami jego zycia, ktorych obecnosc tak mocno zaznaczal na swoich plotnach, na grafikach konczac.Fenomenalne spedzone dwie godziny (ponownie ze sluchawami na uszach, tym razem opowiadali znawcy sztuki, kuratorzy, pasjonaci).
Nastepnie udalam sie na koktajl w jednym z ulicznych ogrodkow, a pozniej przemierzajac Central Park i bladzac nieznacznie, trafilam do ELAINE'S.
ELAINE'S bylo poleceniem mojej siostry - wielkiej fanki mistrza Woodego Allena. Otoz pan Woody swego czasu bardzo sobie cenil ow przemila wloska restauracje. Billy Joel napisal o niej piosenke i zapewne tak naprawde ELAINE'S byla i jest wazna czescia zycia kulturalnego Manhattanu. Usiadlam przy okraglym stoliku przy oknie, zamowilam kolacje i lampke bialego wina. Przygladalam sie scianom i fotografiom, ksiazkom zalegajacym na polkach pod sufitem. Dosc ciemne wnetrze. Biale obrusy. Postanowilam zagaic kelnera o Woodego Allena.
- A tak! Woody swego czasu bywal tu bardzo czesto. Jednak od kiedy zdecydowal sie poslubic swoja przyrodnia corke, paparazzi nie dawali mu spokoju, wiedzac, ze to jedno z jego ulubionych miejsc, oblegali ELAINE'S dniem i noca... Ale pokaze ci chetnie stolik przy ktorym zawsze mial zwyczaj siadac. Zrobie ci zdjecie, jak chcesz, to pokazesz swojej siostrze.
Bylam bardzo podekscytowana ow faktem. Pan robil zdjecie i dalej gawedzilismy. W miedzyczasie na stol wkroczylo jedzenie. Oddalam sie uczcie. Przezuwajac kawalek szynki parmenskiej, uslyszlam , jak otwieraja sie drzwi. Do ELAINE'S weszla para. Nie zwrocilam na nia uwagi. Delektujac sie winem, zastanawialma sie, jak to wszytsko wygladalo jakies dwadziescia, trzydziesci lat temu, kto mogl siedziec w miejscu, w ktorym siedzialam... Nagle zdebialam, uslyszalam , jak mezczyzna, ktory dopiero wszedl wita sie z kelnerami, barmanka i mowi cos dosc glosno do swojej partnerki.
To nie mozliwe, pomyslalam. Jest tylko jeden taki glos!!!! W tej samej chwili podeszla do mnie pani barmanka:
- Czy wiesz, kto to jest????????
Popatrzylam na nia jak wol na malowane wrota:
- To nie moze byc AL PACINO?!!?!?!?!?
- Tak, to Al Pacino. - Po czym usmiechnela sie i poszla z powrotem za bar.
?!?!!??!!?!?!?!?!? To niemozliwe!!!!!!! Al Pacino?!?!!?!?!?!?!? Tutaj!?!?!?!?!? Cztery stoliki dalej!!!!! Jego partnerka byla piekna mloda kobieta. Usiedli przy stoliku Allena, Al dokladnie na "jego" krzesle! Zrobilo mi sie slabo! Nie moge w to uwierzyc! Kobieta Ala zniknela w ubikacji. Wiedzialam, ze jesli niczego nie zrobie, bede zalowac do konca zycia! W restauracji nie bylo jeszcze nikogo poza nami (jak obwiescil mi kelner kilka minut wczesniej, zwkle klienci zaczynaja przychodzic ok. 21:00, w czawrtek przychodzi mnostwo ludzi). Zdjelam z kolan serwetke i ruszylam przed siebie. TERAZ ALBO NIGDY! Stanelam przed nim, przedstawilam sie i powiedzialam, jak bardzo ta sytuacja jest dla mnie niesamowita, ze jestem tu w zasadzie z polecenia mojej siostry fanki W.A., ze przed chwila kelner zrobil mi zdjecie dokladnie na tym samym krzesle, na ktorym siedzi teraz on, ze jest niesamowicie utalentowanym aktorem i podziwiam jego prace i nie chce zabierac juz wiecej czasu i zycze przemilej kolacji. Usmiechnelam sie, on rowniez, stwierdzajac, ze " a tak, faktycznie Woody tez lubi tu przychodzic":) i rowniez jest mu bardzo milo i dziekuje. Wrcocilam do stolika. W zasadzie unosilam sie 10 cm nad ziemia...!!! Dokonczylam kolacje. Zlapalam spojrzenie pana Pacino jeszcze jeden raz, podziekowalam kelnerom i zaplaciwszy, wyszlam. Autobus do domu odjezdzal za godzine...

Saturday, July 10, 2010

GORDON SUMNER, I love you!

Mialam zaszczyt siedziec w drugim rzedzie, tuz przed Stingiem. Spoznilam sie 20 min., gdyz toczylam walke o bilet. Cudowny koncert. Armia fantastycznych muzykow z THE ROYAL PHILHARMONIC CONCERT ORCHESTRA, cudowna Jo Lawry, ktora wspomagala mistrza wokalnie ( byla niesamowita). STING kipi seksem. Koles wygladal tak dobrze, jak tylko mozna sobie wyobrazic! Po przerwie, w drugiej czesci koncertu, zamienil krotki frak na biala koszule, lekko rozpieta. dobre spodnie, czarne skorzane trampki, zegarek. Kiedy na ktorys z kolei bis zagrali DESERT ROSE (ktora w wykonaniu orkiestry filharmonicznej brzmiala tak dobrze, ze wersja podstawowa naprawde sie do niej nie umywa) i zaczal lekko necic, frywolnie poruszajac sie w takt arabskich rytmow, malo nie spadlam z krzesla. Bog. Piekny, na wskros meski, opanowany mezczyzna.
Oczywiscie zaspiewal wszytsko, co najlepsze a zwlaszcza roxanne, KING OF PAIN (ktory to kawalek szczerze uwielbiam), All would envy (nie znalam go wczesniej, a teraz umieszczam go w pierwszej piatce) oraz Whaever I say your name ( z Mary J. BLIGE niekoniecznie a z JO LAWRY -rewelacja). Na koniec z dedykacja dla wszytskich, ktorzy ucierpieli i cierpia z powodu wylewania sie milionow hektolitrow ropy w Zatoce Meksykanskiej - FRAGILE. Przed tem FIELDS OF GOLD, Mad about You... Za kilka dni ten sam koncert w budynku Opery Narodowej w NYC...... kto wie?

Friday, July 09, 2010

szybko, szybko, szybko

Nie moge uwierzyc, ze dzis znowu ppczatek weekendu. Dlaczego czas tak gna? Nadal nie mam biletu, licze na "konikow".

Monday, July 05, 2010

STING

Jestem w mini krpoce - w nadchodzacy piatek w jednym z klubow gosci STING z Krolewska Orkiestra Symfoniczna. Bilety wysprzedane. dowiedzialam sie bardzo pozno. porusze niebo i zimie, zeby sie tam dostac. Stane na glowie. Musze tam byc.

chleb powszedni

Nie moge uwierzyc, ze to juz piaty wieczor lipca. Kocham lato.
Wczoraj w jednym z "najgoretszych" klubow Atlantic city "wodzirejem" potancowki mial byc zaklepany dlugo wczesniej Puff Daddy, "Diddy" czy jak mu tam. Niestety dzien wczesniej jego osobisty ochroniarz wdal sie w sprzeczke z jednym z osobistych ochroniarzy w/w klubu i w konsekwenscji sam pan Diddy zdecydowal sie nie pokazac na potancowce. Reakcja tlumu, ktory przybyl specjalnie na te okolicznosc z n.y.c., Filadelfii, Waszyngtonu, jak mozna sobie wyobrazic nie byla zbyt przychylna. Skonczylo sie na kilku dzgnieciach nozem, a nawet mini strzelanina (tak, tak - taka wlasnie mamy ochrone w klubach, mozna sobie wniesc rewolwerek pod pacha i nikt slowem nie pisnie). Niedobrze.
Oprocz tego w miescie goscila sama krolowa GAGA. Nie wiem jeszcze co i jak, widzialam jedynie dzikie tlumy zmierzajace na koncert. Jak sadze panna ex striptizerka z NYC rozbudzila ducha ekshibicjonizmy wsrod amerykanskiej braci, gdyz tak niecodziennie wygladajacych okazow dawno nie mialam okazji obserwowac.
Nie skorzystalam z ani jednej atrakcji oferowanej z okazji tak szumie swietowanego DNIA NIEPODLEGLOSCI. Trzy ostatnie dni spedzialam w barze, czyli w pracy. Dokonalam cudu. Jestem z siebie bardzo dumna. A teraz ide spac.

Wednesday, June 30, 2010

mac'owy swiat


Oznajmiam oficjalnie, iz kilka godzin temu stalam sie wniebowzieta posiadaczka MacBook'a!!!! Tym bardziej prosze zrozumiec nieobecnosc - moje zycie pochalaniaja trzy sfery: praca (90%), zglebianie meandrow nowego zakupu (4%), pilka nozna (1%) oraz plaza (4%) a takze inne (1%). Ostatnia pozycja jedynie 1%. Oh wiem...

Thursday, June 17, 2010

day off

Fantastyczna pogoda! Ide na plaze.

Monday, June 14, 2010

Z serii: MUNDIAL 2010:

Mozliwosci sa dwie:
1. Paragwaj jest czarnym koniem Mundialu.
2. Wloscy pilkarze przez ostatnie cztery lata skupiali sie glownie na jedzeniu pizzy, popijaniu wina…i bzykaniu panienek.
Mecz przypominal raczej rozgrywke ping-ponga. Dobrze, ze przynajmniej pod koniec wpuscili pieknego acz krnabrnego Mauro Camoranesi… mmmmm.

Saturday, June 12, 2010

Z SERII: MUNDIAL 2010

NIECH WYGRA ARGENTYNA!!!!

Friday, June 11, 2010

5. INTYMNIE tym razem.

LUBIE, KIEDY MEZCZYZNA:
1.Ma piekne stopy i czasem chodzi w japonkach.
2.Mowiac do mnie, patrzy prosto o oczy.
3.W praktyce wykazuje znajomosc manier - nie tylko podstawowych.
4.Wie dokladnie, czego chce, zamiat debilnie pytac" to gdzie jedziemy?
5.Dobrze caluje.

ps. i jeszcze lubie, jak ma dobrze wyrzezbione ramiona. Najlepiej nie na silowni.

Thursday, June 10, 2010

5

Nie cierpie:
1. gdy ktos pyta: "What are you, Russian???"
2.jesc obiadow w pracy.
3.gdy konczy sie dobra ksiazka.
4.niezadbanych paznokci.
5.CZEKAC NA AUTOBUS!!!!!

Sunday, June 06, 2010

DROGA M. - TRZYMAM KCIUKI!!!!!

telegram

Finaly NBA.STOP.Chlopaki daja czadu.STOP. Lakersi z Bostonem ida leb w leb.STOP. Paul Gasol pieknym mezczyzna jest.STOP. Kobe Bryant rzadzi. STOP. zimna corona z limonka smakuje wspaniale. STOP.

Tuesday, June 01, 2010

Lepiej nie mowic!

Przestrzegam przed SATC 2! Uwlaczajaca kobiecej godnosci, jeszcze baaaardziej snobistyczna, prozna, sprzedana szejkom z Emiratow, debilna w swojej wymowie, wymuszajaca wrecz zamykanie oczu lub zatykanie uszu w niektorych momentach, bo tak bardzo zenujaca, tragicznie beznadziejna druga czesc SEX AND THE CITY.
I pomyslec, ze na pierwszej bawilam sie fantastycznie wraz z moja siostra w pewne leniwe popoludnie w Manchesterze dwa lata temu...

Monday, May 31, 2010

Chalupy, wellcome to!

Przed chwila zakonczylam weekendowy maraton. Sezon oficjalnie rozpoczety. Ratownicy na plazach, slonce prazy, tysiace przedwczesnych wczasowiczow. Ledwo zyje. W drodze do domu kupilam szmpana, truskawki I krewetki. Ugotuje cos dobrego. Po tak szalenczych trzech ostatnich dniach i nocach, czas na przyjemnosc.
Pan D., ktory jeszcze w pracy, w srode wylatuje do Miami na dni kilka. Z okazji chwilowej rozlaki, pozwole mu sie jutro zabrac na jakas dobra kolacje:).

Saturday, May 22, 2010

Co czytam?:

Na zmiane z nowym (kiepskim) numerem VOGUE'a fenomenalna biografie Sir Richarda Bransona. Dostalam od Lolity wieki temu, ale z moim popedem do czytania, koncze dopiero teraz.

Friday, May 21, 2010

Z pamietnika Prawie Idealnej Kury Domowej:

Po pracy, zrobilam obiad. Salate z duszonymi w bialym winie krewetkami oraz spaghetti z sosem ze swiezych pomidorow. Pozniej posadzilam kwiatki w doniczkach przed domem, przesadzilam bazylie i oregano do kamionkowych doniczek (bardzo ladnie prezentuja sie na kuchennym blacie), wyprasowalam sterte zaleglego “prania” sluchajac kojacego jazzu, nalalam lampke grand marnier, usiadlam w fotelu przy otwartych oknach wsluchujac sie w szum fal (matko kochana, ale szmire napisalam, szczerze – nie chcialoby mi sie tego czytac). I potrwam tak jeszcze dziesiec minut. Pan D. jeszcze w pracy. Jutro sobota – czyli cotygodniowy cyrk na kolkach.
Nowy Jork wola mnie coraz glosniej. Chyba odpowiem na wolanie i zloze wizyte Manhattanowi w przyszlym tygodniu.

Z kosmetyczki:

*Trzy tygodnie temu odkrylam kosmetyk millennium – TINTED MOUISTURIZER, pojecia nie mam, jaki jest odpowiednik po polsku – w kazdym razie idzie o mieszanke kremu nawilzajacego z bardzo lekkim podkladem. Cudowna sprawa na gorace dni w pracy! Jestem zachwycona produktem LAURY MERCIER, ktory zawiera drobinki rozswietlajace. Po nalozeniu, twarz w tej samej chwili staje sie cudownie swietlista, “opalona”, fantastycznie nawilzona. Idealna!!!!! IDEALNA. Nie wiem, czy to cudo jest dostepne w Polsce, jesli tak, to pewnie w dosc nieprzystepnej cenie – tutaj tez troche kosztuje ta przyjemnosc, ale efekt wart jest kazdego grosza! “Z wiekiem” doceniam stare dobre porzekadlo “im mniej tym lepiej” i eliminuje fluidy zwlaszcza te ciezkie pora letnia. Od zawsze bylam zwolenniczka regularnych wizyt w gabinetach kosmetycznych. Moze sie walic i palic, ale przynajmniej raz na dwa m-ce oddaje sie w rece profesjonalnej pani. Nie rozumiem kobiet, ktore swiadomie stronia od podarowania sobie raz na jakis czas dwoch godzin tylko dla siebie. Bez telefonu, w calkowitej ciszy, albo przy delikatnej muzyce, delektujac sie masazem i zapachami masek, oliwek… Profesjonalne oczyszczanie twarzy to podstawa pielegnacji i higieny twarzy.

*Druga sprawa to dobry bronzer. Z odpowiednim pedzlem dziala cuda, swietnie modeluje twarz. W zasadzie to mi wystarcza. Ach nie! Jeszcze jakis fajny soczysty, owocowy blyszczyk (najlepiej w odcieniu brzoskwiniowo-pomaranczowym) i oczywiscie mocna mascara.

Friday, April 23, 2010

Ciao!

Pogoda cudowna! Z okazji wczesnego wstania i wolnego posiadania, biore muzyke na uszy, zakladam rolki - na nogi (nie na glowe) i bede z bliska przygladac sie Pani Wiosnie.

Tuesday, April 20, 2010

byle jak

Wychodze za chwile do pracy. Wiosna w okolo. Wulkan dymi. W kraju pogrzebow ciag dalszy. W radiu Magiel Wagli. Ciezkie to zycie czasem. ech.

Sunday, April 11, 2010

Wednesday, April 07, 2010

5

PROSZE WYMIENIC PIEC RZECZY, KTORE TOTALNIE WAS WKURZAJA W ZYCIU. Tylko 5. Moga to byc cechy charakteru, moze byc cos w innych ludziach, moze byc to pierdola typu: ktos szelesc papierkiem w kinie, moze byc niesiwezy oddech sasiada w autobusie, moze byc zle wyplukane pranie, mak w zebach po zjedzeniu makowego cistka, wpadanie cienkich obcasow w szpary miedzy "kostkami" chodnika, reklamy w czasie filmu, smierdzace skarpety, mycie lodowki, spalona zarowka, wirus w kompie, wysylanie kartek swiatecznych,przesadzanie kwiatkow, mycie garnka "po mleku", takie tam...
PIEC.

saczac ...

Zaczela sie moja ulubiona pora roku - czekanie na lato. Lubie tez styczen, jak juz zapewne nieraz wspominalam - poczatek Nowego Nieznanego Roku zawsze napawa mnie dzika euforia. Podobnie czuje sie we wtorek tuz po swietach wielkanocnych. Cudownie jest. Slucham shirley horn, balkon otwarty, 22:55...

Uwielbiam niezaleznosc, jaka daja pieniadze. Wlasnie kupilam szpliki D&G na www.yoox.com

Thursday, March 25, 2010

no tak

AN EDUCATION czyli po polsku "Byla sobie dziewczyna"....

Sunday, March 21, 2010

Chce wiedziec.

Jak czesto zdarza sie, ze spotkani przypadkowo luzdie, wyrywaja Was z butow? W pozytywnym znaczeniu tego dziwnego wyrazenia. Albo np. spotykacie kogos i jest to tylko chwila, w autobusie, w pracy, u lekarza i czujecie cos na ksztalt porazenia, przyjemnego dreszczu, zaciekawienia, cokolwiek, co sprawia, ze pozniej biorac prysznic analizujecie ten moment. Czy w ogole zdarzaja sie takie chwile? I nie chodzi mi tylko o iskrzenia damsko-meskie. Po prostu - silne miedzyludzkie relacje. Przeczucie, ze swietnie rozumielibyscie sie z dana osoba, ale splot okolicznosci nie pozwolil na to z roznych wzgledow?he?

Monday, March 15, 2010

Pewnego razu w Ameryce...

Tydzien temu w pracy.
W okolicach poludnia sprzedaje hot-doga, ktorego jednemu z okolicznych bezdomnych kupuje przypadkowy przechodzien. Dzien biegnie szalenczym tempem, mnostwo ludzi, cudna pogoda. Wieczorem leze w wannie. Dzwoni telefon. Pan D.
- W zyciu nie zgadniesz, co sie stalo!!!
- ???
- Pamietasz tego bezdomnego kolesia, ktoremu ktos kupil hot-doga kilka godzin temu???
- Mhmm (?)
- Wlasnie przyszedl do baru wymachujac studolarowymi banknotami!!!
- Powaznie? Wygral?
- Ktos dal mu w przyplywie radosci $20, a ten chyba niewiele myslac poszedl do kasyna i… wygral piec kawalkow!!!!
- ???? Piec tysiecy dolarow??!?!!? –
- Na to wyglada. Kupuje wszystkim kolejki. Szalenstwo!

Nie moglam uwierzyc. A jednak takie rzeczy dzieja sie naprawde! Pomyslalam, ze koles przynajmniej dla odmiany wezmie cieply prysznic, zje cos cieplego…itp. Pan D. jednak pozniej uswiadomil mnie, iz ow szczesliwiec zapytany, czy w zwiazku z wygrana, wynajmie sobie jakis pokoj w jednym z hoteli wpadl w szal I zaczal krzyczec, ze nie potrzebuje pokoju, prysznica I w ogole nie potrzebuje niczego. Ma zamiar bawic sie przez cala noc! I pewnie tak tez uczynil.
Przypomniala mi sie stara jak swiat prawda: PUNKT WIDZENIA ZALEZY OD PUNKTU SIEDZENIA.

Przeciez wolno pomarzyc...

Po kilku latach obejrzalam kolejny raz “9 ½ tygodnia”. Boskie, cudowne cialo Kim B. Jej zapach wylewa sie z ekranu. Cudowna kobiecosc, idealna wrecz. Wspaniale, wspaniale nogi, piersi, usta, idealna pupa. Nieskazitelna. Hmmmm…
Mickey… gdybym mogla na jedna noc zamienic sie z Elizabeth… :)

Sunday, March 07, 2010

OSCARY!!!!!! AAAuuuuu!

Oscary za dwadziescia minut. Czekam, jak co roku:). Zaznaczam, ze nie widzialam AVATARA, bo totalnie nie kreca mnie tego typu filmy (Dziunia mowi, ze w deche, ale nawet ona nie moze mnie przekonac...) M. zapytala o moich faworytow... To ci, ktorzy z pewnoscia nie wygraja. SINGLE MAN za kostiumy, Collin Firth glowna rola, NINE - musical, niestety nie nominowali boskiego Daniela... Diabelsko podobal mi sie inteligentny UP IN THE AIR, ale pewnie nic nie dostanie. Nie widzialam PRECIOUS - ale na pewno nadrobie, bo slyszalam wiele dobrego.
*ogladam w miedyczasie przyjezdzajace na czerwony dywan "gwiazy" i... umarlam na widok Demi Moore - cuuuuudo!

Tuesday, February 23, 2010

Kap kap kap...kap..kap...

Dzien wolny. Deszcz siapi jednostajenie od wielu godzin. Czytam Vogue'a. Massive Attack w last.fm. Earl Grey.

Ostatni artykul przepastnego marcowego numeru poswiecony jest kilkorgu mlodym ludziom piszacym blogi o modzie. Bardzo popularne blogi. Dobra historia. Jeden kolega robi zdjecia "butow na ulicach" . Oczywiscie nie bylejakich butow. (zajarzalam na jego jakandjill.com i zobaczylam na przyklad pania pedalujaca na rowerze w Paryzu w cholernie cienkich i diabelnie wysokich szpilkach YSL ). Inna kolezanka dokumentuje styl obecnej pierwszej damy Michelle O., swoja uwage skupiajac glownie na charakterystycznych elementach bizuterii, jaka wybiera pani Obama. Kolejna blogerka (ze uzyje tego parszywego okreslenia) prezentuje swoje mozliwosci w dziedzinie aplikowania makeup'u (michellephan.com)tak skutecznie iz, jak czytam w Vogue'u, Lancome zaproponowal jej robienie filmikow na oficjalnej stronie firmy oraz zaprojektowanie nowej linii kosmetykow (wow!).

Swiat zmienia sie niesamowicie. "Now you can be in your own room, getting your voice out there" - slowa Hanneli Mustaparty, cudownej, cudownej Norwezki publikujacej fenomenalne zdjecia na swojej stronie www.hanneli.com



Dobrym adresem jest rowniez facehunter.blogspot.com Rodica Scoursa. Pisze i publikuje na nim a la wielki the sartorialist (to juz klasyka mody ulicznej autorstwa Scotta Schumana, wydana niedawno w postaci kolorowej ksiazki-cegielki, idealnej do torebki).

Polecam.

Tuesday, February 16, 2010

szybki skok do NYC. Fashion Week 2010






Tym razem NYC widzialam tylko przez chwile. W Bryant Park, w samym centrum MANHATTANU, mial miejsce Mercedes-Benz Fashion Week (jesien-zima). Nie mialam wejsciowki, co na pewno nadrobie za kilka m-cy a propos Fashion Week wiosna-lato 2011. Niesamowita atmosfera.

Wednesday, February 10, 2010

Tlusty Czwartek Po Wlosku.


Czemu nie!!??! Podczas babskich pogawedek z moimi Przyjaciolkami via Skype dowiedzialam sie o zblizajacym sie z predkoscia snieznej kuli Tlustym Czwartku. Paczkow nie smazylam cale lata i, o ile dobrze pamietam, proces to dosc skaplikowany. Faworkow nie robilam nigdy w zyciu (kiedys pomagalam Panci, ale to bylo naprawde dawno temu). Skonczylysmy gadac, Dziunia poszla robic w/w faworki (na pewno), a ja siadlam i mysle. Raz jeden udalo mi sie sprobowac wysmienitych "paczkow po wlosku" usmazonych zgodnie z wloska tradycja w Boze Narodzenie przez pana D. Hmmm... W tym momencie pan D. przybija pewnie gwozdzie albo maluje sciany, albo robi cokolwiek, co jest zwiazane z zimowym remontem w restauracji... i na pewno nie usmazy mi wloskich zeppoli's... Nie usmazy...?

Tuesday, February 02, 2010

Roberto!!!

Mialam fantastyczny sen. Snilo mi sie, ze poznalam Roberta Downey'a Jr. i wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywaly, ze sprawy pojda w jedynym mozliwym kierunku:). Obudzilam sie nie doczekawszy creme de la creme. Coz.

Upieklam pyszna szarlotke!

Czy ktos wie, bez zagladania do google tudziez innych internetowych wynalazkow, dlaczego szarlotka tak wlasnie sie nazywa?

Wednesday, January 27, 2010

Techniczna Rewolucja po raz ktorys.

Z zapartym tchem ogladalam przedstawienie swiatu nowej "zabawki" Steva Jobsa! IPAD zachwyca!!! Wprost nie moge uwierzyc, ze ten iPhon o formacie A4 i grubosci (pewnie) 1cm to urzadzenie, ktore moze wszystko! Jak oni to robia do cholery?!!?!? W dodatku cena zachwyca (w polocie razem z nieograniczonym dostepem do internetu $ 650). Jestem ciekawa, na ile iPada wycenia w Polsce... pewnie zaspiewaja calkiem okragla sumke..., plus rachunek za internet.
Za to rowniez kocham Stany(!). Wszystkie nawet najnowoczesniejsze wynalazki XXI w. sa na wyciagniecie reki.

STATE OF THE UNION.

Dzis o 9:00pm przemawiac ma prezydent. To coroczne wystapienie przed kongresem, jak zwykle, przycmiewa wszysykie newsy (lacznie z wiesciami z Haiti). Ostatnimi czasy opinia publiczna daleka jest od jakiejkolwiek przychylnosci mezowi fahionistki Michelle O. Padlo glosowanie nad reforma zdrowia (bo "padl" demokratyczny senator z Massachusets, znaczy umarl Ted Kennedy, a na jego miejsce wybrano republikanina Scotta Browna), masowe zwolnienia trwaja, gielda wariuje, bankierzy z Wall Street maja Obame za motylka beztrosko fruwajacego nad laka, rozdajacego pieniadze niczym Robin Hood na lewo i prawo, komu popadnie pod nazwa "stimulus plan" a pozniej... kajajacego sie np. przed dziennikarka cnn "ze przyznaje, ze popelnil wiele bledow na poczatku kampanii, ze obiecal za duzo, wydal za duzo, ale teraz chce wszystko naprawic" - widac doczytal, o co chodzi w rzadzeniu krajem Krola Hamburgera...
Jak pisalam - wszyscy czekaja na przemowienie... Ja tez czekam, bo lubie przygladac sie przemowom Obamy. Sa wysmienitym popisem oratorskiego talentu (do tego facet naprawde rzadko korzysta z kartki lub promptera!). Lubie tez ten swoisty - amerykanski do szpiku kosci - styl wystapienia STATE OF THE UNION. Piekna wazelina na poczatek a pozniej to juz roznie, zalezy jak bardzo przemawiajacy swoim wywodem podnosi cisnienie. Za prezydentury Busha zdarzaly sie naprawde smakowite kaski:).
Dzis pewnie tez cos sie wydarzy.

Tuesday, January 26, 2010

Kolejne styczniowe zadanie.

Zaczelam dzis profesjonalnie uczyc sie tajemnic Photoshopa...Niezmiernie jestem z siebie duma. Teraz puszcze wodze fantazji.
A gdybym tak zostala niczego sobie, super wykwalifikowana, pania graficzka komputerowa i zarabiala chore pieniadze stukajac sobie po cichu w kompa na ganku (nie pomylic z garnkiem:)) jakiejs posiadlosci na stromych zboczach gor na Kostaryce...

Na razie jednak wezme zimny prysznic. Albo lepiej goracy.

Monday, January 25, 2010

Un Momento Dolce.

Zblizali sie z wolna do stolika na jednym z cudownych wloskich placow. Niebo bylo szare, ale czasem zza chmur wychodzilo ostre styczniowe slonce.
Byla wyrazista wloska kobieta z krwi i kosci w srednim wieku. Dlugie wlosy, nogi, piekna twarz. Pewna siebie pozwolila mu odsunac krzeslo. Byl dobra dekade od niej starszy. Elegancki, w doskonale skrojonej marynarce. Rozmawiali ze soba po francusku. Dobrze znany im kelner przywital sie dosc wylewnie. Zamowlili czerwone wino dla niej i biale dla niego, maly talerzyk wloskich przekasek oraz cudownie pachnaca foccacie. Zajeta rozmowa z Olga, obserwowalam ich katem oka. W pewnym momencie kobieta wyjela z torby male pudelko zawiniete w czarno-biala gazete. Podala je mezczyznie. Ten,z wyrazem zaskoczenia na twarzy, zaczal powoli rozdzierac papier. Olga mowila, a ja zgadywalam, co za chwile zobacza jego oczy. Na chwile zamarlam, podobnie jak on. Po jego policzkach zaczely splywac lzy. Przygladal sie przez chwile zawartosci pudelka po czym wyjal z niego piekny i elegancki zegarek koloru zlota. Wloszka patrzyla na mezczyzne z duma i radoscia. On natomiast przytulil ja cicho, wycierajac niezdarnie mokre policzki. Dziekowal, dziekowal, dziekowal. Chwila trwala. Pozniej pograzyli sie w rozmowie. Tymaczesem Olga i ja dokonczylysmy Birra Moretti, po czym udalysmy sie w podroz na Fiumicino. Samolot do Poznania czekal.

A SINGLE MAN. MESKI PORZADEK SWIATA.

Cudowny obraz gwaltownie przerwanej milosci namalowany przez Toma Forda. Piekny dom, piekni mezczyzni, piekne ubrania, piekna muzyka Abla Korzeniowskiego, pieknie zagrane. Calosc pachnie cudownie meskim stylem. Swietne oprawki od okularow, buty, rosliny. Film do mojej kolekcji.

Tuesday, January 19, 2010

Jedziemy w gory!

Wrocil pan D. Dobrze jest obudzic sie z mezczyzna w lozku. Zwlaszcza jesli ow mezczyzna jest nam znany i lubiany.

Za chwil kilka spadamy w gory na dwa dni. W planach mam sanki, lyzwy, strzelanie z luku nawet (sprawdzilam:)), wszystko, co sie da. Nie lubie zimy, ale skoro juz jest, to skopiemy jej tylek!

Sunday, January 17, 2010

Zlote Globy2010

Nic na to nie poradze, ze uwielbiam te obrazki z wilkiego filmowego swiata.... (5min.):)

Za co, miedzy innymi, kocham Marcina Kydrynskiego

"(...) przyznajmy, ze utwor ten zabrzmial, jak horda rewolucjonistow gnajaca po schodach do Palacu Zimowego"

SJESTA sprzed chwili.

Friday, January 15, 2010

The Imaginarium Of Doctor Parnassus

Wybralam sie z polecenia. Ale i z ciekawosci - watek smiercie Heatha Ledgera w czasie zdjec do filmu i wiesc o czesciowym zastapieniu go przez "najwiekszych mlodych gniewnych" - Juda Law, Johnnego Deepa i Collina Farella. Uuuuu... Ledger wielkim aktorem byl. Umiejetnosci zadnego z w/w panow maja sie nijak do talentu Australijczyka.
Jestem bardzo zaskoczona cudna rola modelki o niezwyklej, bajkowej urodzie - Lily Cole. Ale bez watpienia tym, ktory skupial na sobie cala uwage, nie liczac Heatha, byl szalenczy Tom Waits! Czy mozna sobie wyobrazic lepsze obsadzenie roli diabla? Demoniczny, nonszalancki, elagancki pan Waits.
Piekna historia swiata wyobrazni. Piekne kolory, tkaniny, bardzo dobre efekty. Taka bajka dla doroslych. Z moralem oczywiscie.

"NINE"

Padam do stop Robowi Marshallowi za "NINE". Oczywiscie spodziewalam sie rewelacji, ale ze zostane wbita w siedzenie to chyba nie. Poczekam cirpliwie na dvd i OSCARA! Aczkolwiek... pewnie bedzie bitwa AVATAR vs.NINE vs.2010? Nie widzialam pozostalych dwoch, bo niespecjalnie kreca mnie efekty specjalne. Aczkolwiek moja Przyjaciolka goraco poleca... poczekam z tym na pana D.
Ale przejdzmy do "9" - Daniel Day-Lewis rzuca na kolana. I to tak, ze krwawia! Jest boski, kosmicznie wspanialy, cudowny ze swoim wloskim akcentem, postura, mimika, gestykulacja! Penelope w porzadku, Kidman tez. Srednio podobala mi sie troche sztywna (czyzby z racji wieku (sic!)) Sophia Loren... - nie jestem fanka jej talentu, za to urody i owszem. Judi Dench - jak zwykle fenomenalna. Pieknoscia nigdy nie byla, zatem nie mizdrzyla sie jak Sophia. Z sensem i bardzo przekonywujaca. Cudowna Marion Cotillard jako sponiewierana milion razy, bogu ducha winna zona. A pozniej juz tylko swirnieta Kate Hudson, ktora wg mnie najlepiej zatanczyla i zaspiewala. (Fergie zupelnie do bani).
Calosc jak mareznie!!! Cudowny, cudowny obraz, fantastycznie zmontowany. Klimatyczne wloskie obrazki wciagaja od pierwszej do ostatniej minuty.
Nie mam porownania, czy tez odniesienia gdyz nie widzialam "8 1/2". Nadrobie.

Street Fashion w wydaniu New Jersey.

Za kazdym razem powracajac na amerykanskie lono, mierzi mnie kilka szczegolow. Jednym z nich jest "moda meska w tutejszym wydaniu". Zalamuje rece wlasciwie za kadym razem wychodzac na ulice. Rozumiem, ze nie mieszkam w San Francisco, Chicago czy innej metropolii, ale przeciez nawet mieszkajac w Koziej Wolce rownanie spodnie+buty+kurtka nie musi rownac sie = katastrofa... nie musi?
Otoz kazdy tutejszym mezczyzna wyglada identycznie: wielkie napompowane ciemno-niebieskie jeansy+mega wielka napompowana kurtka+buty robocze w kolorze musztardowym+oczywiscie niezbedna kaszkietowka, basebolowka czy inny nocnik nalozony tylem do przodu z super poziomo sterczacym daszkiem. I naprawde - czesto nawet starsi mezczyzni "nosza sie" w ten sposob. Nie jest wcale lepiej jesli rzucic oko na kobiety. Wczoraj poszlam z kolezanka na drinka do jednego z kasyn. Dominuja dwie tendencje: typ "wyszlam z domu, zaraz wracam" - czyli dresy, buty sportowe, nawet japonki sie zdarzaja, wyciagniete t-shirty, do tego niezmiennie obowiazuje opcja "non make-up". Wersja druga kobiety "panna migotka" - wiek nie gra roli. Full make-up, full dekolt, full krotka kiecka, nawet w przypadku baleronow zamiast nog, wlosy albo niedbale wysuszone, albo tapir a la Alexis Carrington Colby Dexter (ale wyczesalam, he:)). Taka zawsze rzuca powloczyste, niekonczace sie spojrzenia na okolo. Aha zapomnialam dodac, ze panna migotka zawsze chybocze sie na szpilkach jak stara lajba, bo przeciez nigdy nikt nie nauczyl jej w nich chodzic. Widze, ze sie meczy jak mysz przy porodzie, ale powiedzmy do polnocy nie podda sie. Pozniej takie paraduja juz bosko z pantofelkami w reku, zdajac sobie sprawe, ze wtedy raczej trudno bedzie im udawac uciekajacego z balu Kopciszka... Zenujace to wszytsko. Ludzi z klasa jak na lekarstwo.
Potrzbuje kilku dni na zamrozenie moich doznan estetycznych, temperatura mi w tym pomoze...

Thursday, January 14, 2010

Aloha!!!

W zasadzie bezbolesnie przelecialam przez Atlantyk. Temperatura podobna - psa z kulawa noga(jak to sie mowi, a swoja droga, kto w ogole wymyslil takie kretynskie powiedzenie) nie wygonilabym na zawnatrz. Pan D. uraczyl mnie wczoraj fantastycznym spaghetti z krewetkami i brokulem. Gotujacy mezczyzna to naprawde dobra sprawa. Glucho tu i cicho - zupelnie jak w domu:).
Rozpakowuje walizke i obmyslam plan kilkudniowego "oczyszczania" organizmu. Woda, soki i suszone sliwki. Tak bedzie. D. bladym swietem polecial do cieplych krajow na kilka dni zatem sprawa ulatwiona.
Energia mnie rozpiera, jak juz pisalam. Mam kilka dobrych pomyslow, ktore koniecznie musze wdrozyc w zycie - nie ma czasu na siedzenie w miejscu! Teraz uciekam, bo czeka na mnie nierozpakowana walizka. I kilka litrow wody do wypicia:). Ciao!

Sunday, January 10, 2010

..?

Boże, jaką jestem szczęściarą....
Moja koleżanka z dawnych lat straciła trzy bliskie osoby w ciągu trzech miesięcy. Dramat. Nie napiszę dyrdymałów, żeby chwytać dzień i kochać ludzi. Wystartuję za to jak petarda w 2010 - nie mam czasu na pierdoły, bo jak mnie szlag trafi jutro, to będę zła, że nie zrobiłam kilku rzeczy.

Wczoraj wróciłam z Rzymu!


Energia mnie rozwala po prostu!!! Nie ma na świecie nic lepszego niż kilka dni w zupełnie innej rzeczywistości, gdzieś daleko, za granicą, z dala od swojej własnej codzienności, obowiązków, telefonów, gdzie nie martwisz się o nic, gdzie nie ma granic, tam gdzie nie "musisz" nic - bo przecież jesteś na wakacjach! A jeszcze jeśli do tego możesz na śniadanie pić najlepsze cappucino świata zagryzając najlepszym "cornetto", a póżniej wsunąć najwspanialszą pizzę na planecie, popić najznakomitszym piwem czyli BIRRA MORETTI, a w międzyczasie przechadzać się najbardziej urokliwymi , cisnymi uliczkami pod słońcem, które zwykle, jakimś dziwnym trafem, prowadzą do Fonatanny Di Trevi...


Czy można sobie wyobrazić lepszy początek Nowego Roku? Mnie w tym momencie nic więcej nie potrzeba! Akumulatory naładowane do oporu. Nowy Roku - witaj, jestem na ciebie gotowa!