Tuesday, December 22, 2009

Niespodziewany Paryż.

Wiem, ze jestem w czepku urodzona.

We wtorek wieczorem wyleciałam z dość dużym opóżnieniem z Filadelfii, czego konsekwencją było spóżnienie się na lot Paryż - W-wa. Bogu dzięki bilet, który ściskałam w ręku był "made in AIR FRANCE", a ja jak już wspomniałam tkwiłam na lotnisku francuskim. Firma stanęła na wysokości zadania i ulokowała mnie (i innych którzy znależli się w tej samej sytuacji) na noc w przylotniskowym hotelu. Każdy słyszał, co działo i dzieje się nadal w niektórych europejskich portach lotniczych "sparaliżowanych zimą" - ale do celu: musiałam spędzić noc w Paryżu. Wiem brzmi strasznie:).
Nigdy nie byłam w tym magicznym miejscu. Zdrzemnęłam się chwilę i jak nie trudno się domyślić - ruszyłam na podbój!!!

Czy już mówiłam kiedykolwiek, jak wygodne jest życie w dużym mieście?:) Niestety póki co nie było mi dane (a raczej sama sobie nie dałam szansy) pomieszkać w miejscu, w którym wszędzie można się dostać metrem! Tak więc z mapą w ręku po 40 minutach znalazłam się "gdzieś" w centrum Paryża!!! Oczywiście, że się zakochałam, oczywiście,że Paryż jest w moim rankingu tuż za Nowym Jorkiem i Rzymem! Oczywiście, że Champs Elysees są fantastycznie magicznym miejscem - zwłaszcza nocą, oczywiście, że można się zauroczyć tymi wszystkimi maleńkimi bistrami, które są w zasadzie na każdym kroku, oczywiście że zupa cebulowa smakuje w Paryżu najlepiej na świecie, o bagietkach nie wspominając, że oczywiście, że trochę błądziłam, ale oczywiście kto by się tym przejmował:), oczywiście, że tam wrócę - ale zdecydowanie, jak będzie cieplej:).

Dziękuję losowi za tę szaloną niespodziankę! Cudowny, cudowny prezent! Ale też cudownie, że (cudem chyba) udało mi się dotrzeć do domu, bo przecież chwilę po moim przylocie ponownie odwołano loty z boskiego Paris Paris... Tak więc zima szaleje za oknami, a my ubraliśmy dziś piękną, żywą choinkę. I jesteśmy w domu a za niecałe dwa dni święta! Jak już mówiłam nie raz - jestem, szczęściarą!

Thursday, December 17, 2009

Wednesday, December 16, 2009

Na koniec.

Jak cudownie jest odpoczac! Tak odpoczac do szpiku kosci. Czuje sie wspaniale

Za cztery godziny samolot do A.C. Powrot do zimowej rzeczywistosci:). I fantastycznie!!! Walizka do Polski juz spakowana. Jeszcze tylko orientacyjnie rzuce okiem, ale wydaje mi sie, wszystko wzielam.

Nie moge sie doczekac tych kilku tygodni w domu z najcudowniejszymi ludzmi swiata!

Podejrzewam, ze tak zwane przedswiateczne sprzatanie zniwelujemy do potrzebnego minimum, bo jednak nie to jest najwazniejsze:). Filmy, ksiazki, nowosci, plotki, wino, rozmowy do bialego rana, poranna kawka + gazetka, kot na kolanach (nawet to sie udalo), gotowanie, zapach ciasta, mmmmm. CHOINKA!
Tak... jeszcze tylko dwa dni i mniej wiecej 13 godzin w samolocie.

Saturday, December 12, 2009

Miami. Ty razem na calego!

Nie spodziewalam sie, ze tym razem Miami bedzie az tak wygladalo. Otoz tak sie zdarzylo, ze nasi znajomi, ktorzy baaaaardzo lubia luksus, mieszkaja w "najgoretszym' miejscu tego miasta - niedawno odrestaurowanym hotelu/kurorcie FONTAINEBLEAU i tak akurat wypadlo, ze polecieli ogladac choinke przy Rockefeller Plaza w NYC. Zostana tam przez tydzien i zaproponowali, ze moze mielibysmy ochote przez kilka dni pod ich nieobecnosc zabawic sie w Miami. I tak oto siedze sobie wlasnie na 16-tym pietrze, w pokoju ze sciana z okien z widokiem na lazurowy ocean. Z dolu dobiega muzyka SOUTH BEACH, ktora serwuje jakis "mega-dj". "Dol" w tym przypadku to baseny, jacuzzi, dwa szalone beach-bary i dzieisatki ludzi w zasadzie chyba z calego swiata, ktorzy przyjechali troszeczke sie odprezyc... :) Pogoda?: 28 st.C. Wprawdzie dzis bylo niekoniecznie slonecznie, ale kto by sie martwil o slonce, jesli i tak nie mozna oddychac z upalu. W grudniu po poludniu:). Wlasnie korzystam po raz pierwszy z komputera mac, ktory , jak sie dowiedzialam, jest w wyposazeniu kazdego mieszkania w tym ... hmmm... obiekcie. Szalenstwo jakies! Mnie to wszytsko nie miesci sie w glowie!!! Ludzie naprawde tak zyja! Pan portier za kazdym razem, kiedy wsiadamy/ wysiadamy z samochodu wita mnie usmiechem od ucha do ucha, zyczac milego dnia. W lobby podloga po zmroku podswietlana jest na niebiesko, na niektorych stolikach rozstawione sa piekne drewniane szachy, gdyby ktos mial ochote rozegrac partyjke...:), choinek jest kilka. Jedna ze cala szkla, ubrana w krysztalowe ozdoby, druga - cudna: tradycyjne ogromna zielona choinka (brzmi to co najmniej glupio - ZIELONA CHOINKA, ale jak zauwazylam, to wcale nie taka oczywistosc), ze zloto-pomaranczowymi ornamentami, w dodatku pachnie - ale to juz na pewno jakis spray o zapachu "choinki":). tak wiec jest dosc ... niecodzinnie, ale coz - swoim zwyczajem - carpe diem - korzystam na calego (za chwile mam umowiony masaz w kosmicznym wrecz SPA!!!). Zatem: ciao!!!

Tuesday, December 08, 2009

trafiony.zatopiony.

1. Zdalam egzamin na prawo jazdy. Nareszcie.
2. Bilety do Rzymu kupione!!! Na boskie BOLCE VITA lecimy czwartego stycznia !!! auuu!

Thursday, December 03, 2009

na szybko:

Polskie "blogi modowe" przyprawiaja mnie o mdlosci.

Pan Piotr.

Mam slabosc do Piotrow. Wiadomo nie od dzis. Jakkolwiek obecnie fizycznie nie laczy mnie nic z mezczyzna o tym imieniu, tak platonicznie plone miloscia do Piotra Najsztuba. Nic na to nie poradze.
PS. Polecam jego wszystkie wywiady robione dla Przekroju. I nie tylko - ten z Kayah dla Vivy! bodajze, powala na lopatki.




Wednesday, December 02, 2009

Swieto Indyka w Nowym Jorku.

Swieto Dziekczynienia uplynelo nam w pelni na zglebianiu tajemnic Manhattanu. Swiateczny Czwartek roznil sie od wsciekle konsupcyjnego Czarnego Piatku jak dzien i noc.

Czwartek: czesc Manhattanu zamknieta dla ruchu z powodu corocznej parady MACY’S. Zamkniete sklepy (nie wszystkie, ale znakomita wiekszosc). Nowojorczycy chyba jeden dzien w roku naprawde dali sobie odpoczac. W przeciwienstwie do turystow, ktorzy wylewali sie doslownie z kazdego kata. Mielismy okazje zatrzymac sie w hotelu W na Time Square, ktory wydawal sie niemal oaza spokoju w morzu turystycznego szalenstwa.

Po calym dniu kreatywnego wloczenia sie po ulicach Nowego Jorku, kilku drinkach w bluesowym BB KING okolo 2:00 nad ranem przed sklepami widzialam juz poczatki tego, co mialo wydarzyc sie nastepnego dnia.

Kryzys ekonomiczny moze dotyczyc kazdej czesci swiata, ale serce NYC zdecydowanie do nich nie nalezy.

Piatek: Od bardzo wczesnych godzin porannych na ulicach panowal szal! Miliony toreb z kazdego przedzialu cenowego, dziesiatki osob czekajacych na otwarcie sezonu na lodowisku pod Rockefeller Center, dziesiatki uczestniczacych we mszy w kosciele Sw. Patryka przy Piatej Alei, setki szwecajacych sie niespiesznie po Central Parku, kilkoro w kolejce po cudowna i jedyna na swiecie goraca czekolade GODIVA, mnostwo w kolejce po bilety wstepu do MET, dziesiatki oczekujacych na stolik w GOTHAM BAR & GRILL w SoHo, tlumy przed szumnie obnoszaca sie mianem pierwszej pizzerii w Ameryce “LOMBARDI’S” w Malej Italii (po skutecznym wsunieciu w rece kelnera odpowiedniego banknotu, zniwelowalismy czekanie na stolik z godziny do pieciu minut – pizza znakomita), kilkoro znawcow przed drzwiami cukierni z najlepszymi ponoc sernikami Eileen’s Best Cheesescakes (rewelacja, zwlaszcza ten z truskawka), wreszcie kolejka do odpowiedniego stolika w swietnej kregielni w CHELSEA’S PIERS (dlaczego do cholery odkrylam kregle dopier teraz?!!?), a na koniec … tluuuumy przed budynkiem New York City Ballet z okazji wystawienia pierwszego w sezonie zimowym “Dziadka Do Orzechow” Czajkowskiego. (Balet, podobnie jak kregle, poznalam zdecydowanie za pozno, ale... lepiej teraz niz nigdy. Crème de la crème!). Chyba nie musze niczego dodawac…:) No moze poza jednym:

KK+NYC = WNM!!!!

Tak wiec dwa bardzo intensywne dni dobiegly konca.

Cudownie, tym bardziej, iz ... za 9 dni lecimy do Miami, a za 16 - Paryz - Warszawa!

Saturday, November 21, 2009

C'est la vie!

Ciesz sie, ze jestem tu, gdzie jestem. Oczywiscie, ze zawsze moze byc lepiej, ze moglabym robic wiele ciekawych rzeczy, miec fajniejszego faceta, albo frywolnie byc sama i nie przejmowac sie niczym. Moglabym, ale jest jak jest. Jest jak jest. Nawet pora roku mi odpowiada.
W piatek jedziemy na dwa dni do Nowego Jorku. Wczoraj kupilam sobie wsciekle czerwony plaszcz - zyby przeciwdzialac szarosciom jesieni. Ciesze sie, ze wyjechalam z Polski. Ze mam nierealne marzenia, ze zyje tym, co jest tu i teraz, ze zyje tak, jak chce. jasne, ze czasami mam chandre, ale ona przechodzi, jak czkawka.

Pierwszy tydzien Nowego roku planuje spedzic w Rzymie! Musi sie udac!

Friday, November 06, 2009

Prosto z serca.

Szaleja wszelkiego rodzaju grypy tudziez inne dolegliwosci jeseni. Korzystajac z tego, ze mam wolne i czuje sie bosko (w przeciwnosci do Dominica, ktory jest totalnie zainfekowany i okupuje lozko na dobre), zabarykadowalam sie w cieplej kuchni (niestety nieslonecznej, bo tutaj podobnie jak w domu kuchnia znajduje sie od polnocnej strony). Gotuje zupe. Jeszcze nie zdecydowalam, czy bedzie koperkowa, kalafiorowa czy moze koperkowo-kalafiorowa. Slucham fenomanalnego wrecz LAST.FM na zmiane ze SJESTA (oczywiscie). Piekarnik sie nagrzewa z wolna - bedzie chyba biszkopt Marty z jablkami, cynamonem i odrobina kakao. Moze nawet wyleje polewe czekoladowa. To sie zobaczy. Popijam herbate z rumem z Barbados (nie zeby mialo na rzeczy, skad pochodzi ow trunek, ale jakos tak fajnie i egzotycznie wyglada nalepka ). I dobrze mi. Zwlaszcza dlatego, ze mam wspanialych PRZYJACIOL. Mam przyjaciol przez duuuze P. Z wiekiem okazuje sie, ze nasze wiezy zacisniaja sie coraz mocniej, ze wcale nieprawda jest, ze gdy "wchodzi sie w dorosle zycie" (ze tak plasko to ujme), nie ma czasu na pielegnowanie przyjazni, bo wciaga proza dnia codziennego itp. W moim zyciu priorytetem sa ludzie. Nieszczegolnie tutaj w US, ale w domu, w Polsce. Grono niezawodnych. Bardzo lubie wracac wlasnie do nich. A raczej: do Was:). Kazdy z Was jest inny, kazdy jest wspanialy, kazdego darze totalnym szacunkiem, do kazdego mam inne podejscie, kazdego z Was kocham i nigdy nie chcialabym zawiesc. Kazdy z Was zajmuje specjalne miejscew moim zyciu. Bez Was nie bylabym, kim jestem.

Dziekuje.

Tuesday, November 03, 2009

HALLOWEEN



Po prostu musialam:)

Saturday, October 24, 2009

Dobry wieczor panie Lenny!

Juz za chwile o 20:00 w Borgacie zobacze ... LENNEGO KRAVITZA!!!!! Matko Kochana~~~~!!! Nie moge w to uwierzyc!!!! AUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!

Saturday, October 17, 2009

Kulturalne DZIEN DOBRY

Powiem, co czytam, ogladam, czego slucham.

1. "Szalona geometria milosci" Susana Guzner - kupilam ja w Poznaniu, na okladce z tylu przeczytalam cos o szalonym uczuciu dwoch kobiet w malowniczej scenerii Madrytu. Niedobre, oj niedobre. Moze nie nudne, ale napisane jakims kosmicznie prostym jezykiem. Mnostwo banalow, rozdmuchiwania. Za malo madryckich krajobrazow. Zmarnowany temat. Ble.

2. "merde! rok w paryzu" Stephen Clarke - super fantastyczna, kipiaca sarkastycznym/ charakterystycznym francuskim humorem/podejsciem do zycia ksiazeczka. Nauka paryskiej codziennosci w wykonaniu mlodego rekina marketingu rodem z Anglii. Bawilam sie przednio aczkolwiek tylko chwile, bo Clarke'a czyta sie w zasadzie jedno wolniejsze popoludnie.

3. "COCO" - Cristina Sanchez-Andrade w przelozeniu Aleksandry Krakowskiej - i tutaj wpadlam jak sliwka w kompot. Biogfrafii najwiejszej damy mody jest pewnie tyle, co grzybow po deszczu. Do tej pory nie mialam okazji, a raczej swiadomie nie siegnelam po historie zycia mademoiselle, nie widzialam tez filmu z boska A. Tautou. Dzieki tlumaczeniu Krakowskiej, jej fantastycznie cietemu, surowemu jezykowi zakochalam sie totalnie i bez pamieci w tej demonicznej, despotycznej, totalnie profesjonalnej, z genialnym wyczuciem chwili, czasem wyzbytej z ludzkich uczuc, ekstremalnie eleganckiej, z upodobaniem i niezmiennie narzucajacej sobie rezim katorzniczej pracy, wyrachowanej, pochodzacej z bardzo biednej rodziny a wychowanej przez zakonnice - francuskiej bizneswoman. Jestem zaczarowana ta postacia. Przyznam, ze specjalnie dozuje sobie spotkania z Coco (ksiazka ma jedenie 300 malych stron) i niespiesznie zmierzam do konca. Jakkolwiek to moja prywatna uczta, do ktorej nikt nie ma dostepu.

4. "Damage" czyli "Skaza" z J. Ironsem i J. Binoche - przyznam, ze musialam juz kiedys obejrzec ten film, ale dokladnie go nie pamietalam. Dramat erotyczny o bardzo zlym finale. Bardzo smutna historia okraszona pieknym zdjeciami zarowno aktow jak i wprost ze wspanialego domu angielskiego ministra, jego rodziny (jak z obrazka?), europejskich ulic...

5. "Julie & Julia", na ktora od dawna namawiala mnie moja siostra. "Dzisiejsza Amelia", jak powiedziala. Tak, tak, tak!!!! Coz za niesamowicie klimatyczny obraz!!!! PARYZ vs. Nowy Jork (a raczej brudna i malo zjawiskowa dzielnica Queens). Rzecz jest o gotowaniu. O pasji, namietnosci ktore takowe wzbudza w dwoch kobietach - Julii z poczatku XX w., ktora wraz z mezem przeprowadza sie na jakis czas z USA do Paryza i z powodu braku zajec zaczyna kurs kulinarny jako jedyna kobieta w tej zdominowanej przez mezczyn dziedzinie i Julie zyjacej teraz, mlodej amerykanskiej mezatce, dla ktorej kierat pt.PRACA-DOM-PRACA-DOM powoli daje sie we znaki i ktorej nadchodzace trzydzieste urodziny wymuszaja podjecie pewnych postanowien. Julie bedac idolka talentu kulinarnego Julii Child (tej z Paryza) zaczyna pisac bloga. Oczywiscie kulinarnego.
Szalenie malowniczy, optymistyczny obraz z niesamowitym wrecz wyczuciem, delikatnoscia. Oddajacy jak najdokladniej kazda chwile z zycia dwoch tych kobiet.

6. Slucham LAST.FM. Mozna sie calkowicie uzaleznic. Fenomenaly wynalazek. Tyle muzyki za darmo. W tym momencie slucham radia Niny Simone.

7. Wlasnie odebralam Przekroj z A.Chylinska i Twoj Styl z absolutnie doskonala Kasia Smutniak. Ps. Nie podoba mi sie pani Chylinska w wywiadzie z Najszubem. Rozmyta. Nieokreslona. Niby mowi, ze wie, czego chce, ze znalazla itd. ale mota sie dziewczyna. Glupio gada. Po prostu.

Tuesday, October 13, 2009

Motyl po raz czwarty.


Jezeli nasz charakter zmienia sie srednio co siedem lat, wlasnie zaczelam czwart cykl mojego zycia.

Wczoraj wybralam sie na zakupy. Nie bylo to zbyt dobre doswiadczenie - zdecydowanie za duzo czasu poswiecilam na roztrzasanie prostej kwestii - "co tak naprawde mi sie podoba?" Zwykle nie mam podobnych dylematow. Dlatego tez wczorajsza eskapada sklonila mnie do refleksji na temat: siedmioletni cykl przeobrazania sie poczwarki w motyla.

Zmieniam sie. Fizycznie, mentalnie, estetycznie, charakterologicznie.

Jeszcze chwile sobie podfyfuje, ale niebawem dobije do jakiegos konkretnego ladu. I bynajmniej nie bedzie to mala, bylejaka wyspa.

Monday, October 12, 2009

Dominick w Polsce.

Stalo sie. Ni z gruszki ni z pietruszki Domin przylecial do Polski. Zupelnie niezapowiedziny, po cichu objawil sie mi w SPA, w ktorym pracuje moja przyjaciolka - niejaka Sheryll. Oczywiscie nie musze pisac, jaka byla moja reakcja. Predzej wyobrazilabym sobie Madonne pijaca Zywca na moim balkonie w Lecznej niz pana D. jadacego ze mna w Lecz- Transie!!! Nie mam czasu na szczegolowe opisywanie tych kilku dni przygod "makaroniarza" w kraju pierogow, golonki i gorzkiej zoladkowej, ale nadmienie, ze m.in. wyskoczylismy z Dziunia i jej mezem do Zakopanego, co okazalo sie wycieczka roku! Dwa cudne dni w jednym z najbardziej magicznych polskich miast (wg rankingu Karoliny K.). Pozniej Warszawa, na pozostale zabraklo czasu. Pan D. zmienil poglad na sprawy, mysle. Przypadek "niewiernego Tomasza".

ps. Przepraszam, ze nie udalo mi sie pozegnac ze wszystkimi, tak jak bym sobie tego zyczyla, ale ostatnie dni w domu byly totalnie zwariowane.

Pazdziernik miesiacem Rozanca.

I tak oto po fantastycznych osiemnastu dniach w Polsce wrocilam do domu po drugiej stronie Atlantyku. Tylko w taki sposob moge normalnie funkcjonowac.

Dzis mialam okazje uczestniczyc w fenomenalnym nabozenstwie "miedzynarodowego rozanca". (Jakoze lubie sie wybrac do Kosciola, o czym do tej pory nie wspominalam).
W malym, drewnianym kosciele w Atlantic City, piec roznych nacji odmawialo kolejno po jednej tajemnicy: Amerykanie, Wietnamczycy, Filipinczycy, Latynosi i Polacy. Nie wiem dokladnie, dlaczego, ale cala ceremonia dosc mocno scisnela mnie za serce. W pewnym momencie zobaczylam dwunastu malenkich Wietnamczykow zgromadzonych przed oltarzem i jak jeden maz "wyspiewujacych" w swoim jezyku dziesiatke rozanca... ( Moja ignorancja dala swiadectwo o sobie po raz kolejny - nie wiedzialam, ze Wietnamczycy moga byc rzymsko-katolikami... (teraz juz wiem ok. 9% wyznaje ta religie). Jako ze juz kleczalam, nie musialam padac na kolana, co z pewnoscia bym uczynila - takie wrazenie!!!!
...i kiedy tak odmawialam rozaniec wsrod braci i siostr z calego swiata (a kazdy modlil sie w swoim jezyku), uswiadomilam sobie, jak jestem mala a jak Wielki jest Pan Bog. Schowalam na chwile do kieszeni moj cynizm, arogancje i podejscie do zycia o zabarwieniu lekko sarkastycznym. Trwalo to niestety chwile, bo tuz po zakonczeniu dopadly mnie polskie siostry zakonne, ktore obsiadly mnie jak wrony i zaczely zadawac dziwnie niedyskretne pytania... Zatem chcac nie chcac - wrocilam do rzeczywisosci.

Wednesday, September 23, 2009

JKF-LONDYN-W-WA-POZNAN-W-WA-ZAKOPANE-PARYZ-PHILADELPHIA.








Zupełnie nieoczekiwanie 10 września pojawiłam się w Polsce. Odkąd wysiadłam z samolotu słońce nie przestaje świecić. Dosłownie i w przenośni. Spędziłam 9 dni z moją siostrą, która akurat wpadła na wakacje. Osiemnaście szalonych dni. Wracam w poniedziałek - dobrze zachowana proporcja. Popijając herbatą serek wiejski z PIĄTNICY oglądam MANHATTAN z kolekcji Gazety Wyborczej.

Friday, August 28, 2009

Lato trwa.






1. Zaczyna mi doskwierac wlasne niezorganizowanie.
2. Nowa "Wolga" przede mna, a ja nie mam czasu jej otworzyc!!!! (sic!)
3. Kuzynki Italianki na wakacjach - kolejne zminimalizowanie zminimalizowanej juz dawki czasu wolnego.
4. Upal, upal, upal - cudownie!
5. Wycieczki pt. "Pokazujemy okolice Wloszkom" w zaawansowanej formie.
6. Poranne capuccino w formie doskonalej. Homemade:)
7. Studenci wracaja do domow. Nieuchronny koniec sezonu.
8. Robie tutejsze prawo jazdy ( w koncu) i ... co tu duzo mowic - kupuje samochod!

C.D.N.

Monday, August 17, 2009

Pachnace popoludnie. Kocham lato.

Boze, jakie fantastyczne popoludnie! Oczywiscie nadal tyram jak bury osiol od rana do nocy, ale od czasu do czasu udaje mi sie wygospodarowac wolniejsza druga polowe dnia. I tak oto wlasnie wrocilam z plazy... FANTASTYCZNA WODA w oceanie!!! Nie chce sie wychodzic! W takich chwilach momentami nie chce mi sie wierzyc we wlasne szczescie w postaci minuty (krokiem niespiesznym) do plazy... Zasilona boskim campari z lodem i sokiem pomaranczowym, w rytmach SJESTY (oczywiscie) z wolna zaczynam przygotowywac jakas kolacje w stylu wloskim. Szparagi, pomidory, bazylia, grzyby, bagietka, sopresatta, rukola, parmezan.... hmmm, jeszcze nie wie wiem. To moze najpierw doleje campari na poczatek:) i wtedy pomysle.

Wednesday, August 05, 2009

Dwa dni na Manhattanie




3sierpnia wloczylam sie leniwie po okolicach SOHO. Chwile przedtem zjadlam salatke z rukolii i wychylilam przedurodzinowy toast. Bladzac po najbardziej zwariowanej wyspie swiata, jaka jest manhattan, czulam sie fantastycznie. Mialam nadwyzke niezaplanowanego czasu, z powodu dosc oczywistego przeoczenia: otoz pani Karolina, osoba wielce swiatla, obyta, wszedobylska i w ogole "fiu fiu" - zapomniala o sprawie tak oczywistej jak koperek na zupie pomidorowej - muzea odpoczywaja w poniedzialki. Ot co. Zatem MET mial poczekac do wtorku. Szwendajac sie wiec niespiesznie w okolicach Prince Ave. moim oczowm ukazal sie, mowiac "staropolszczyzna", zaklad fryzjerski! Niewiele myslac, weszlam do srodka.

Pani asystentka polecila mi Stephena, "ktory na pewno zajmie sie Toba wysmienicie. Jestes w dobrych rekach", dodala.
Koles mniej wiecej po czterdziestce - jak na moje wprawne dwudziestoosioletnie oko. Wydawal sie dosc malomowny, skupiony. To - taki pan fryzjer. Siadlam w fotelu i mysle - Boze znowu bede odbebniac te sama rozmowe "skad jestes, co robisz, a jak to jest w Polsce itd.". Kolega rzucil okiem na moje wlosy, pokiwal glowa, wysluchal listy oczekiwan, po czym stwierdzil: postaram sie zrobic wszystko najlepiej, jak potrafie. Wow, pomyslalam.

Dwie godziny pozniej sluchalismy Goldfrapp i Stereophonic, ktore poscil ze swojego iPod'a i nie mogl sie nadziwic, ze w ogole rozpoznaje to i owo, bo "tutaj" nikt tego nie zna. Pan Stephen O. okazal sie byc gitarzysta z dawnego zespolu punkrockowego The Nails (do sprawdzenia na youtube), ktory wydal dwie (chyba) plyty. Rewelacyjny facet, ze swietna historia i totalnie muzyczna glowa. Muzyk mieszkajacyw Nowym Jorku, dla ktorego spoktanie Lou Reeda gdzies na rogu jest sprawa oczywista. Odsiedywalam swoje 30 minut pod wielka suszara, a kolega siedzial na przeciwko mnie i opowiadal o rozmowie, jaka odbyl swojego czasu z Sidem Viciousem z Sex Pistols !!!!! Matko!
Wlosy wyszly rewelacyjnie (po zarzuceniu nadziei na swiatowa kariere z The Nails, pan Stephen postanowil nauczyc sie ciac i czesac, czym pala sie juz okolo lat pietnastu).

Wieczorem przyjechal Dominic i zaczela sie czesc druga przygody: Nowy Jork noca. Swietna kolacja i kilka dobrych koktajli - nadal w soho.

Wtorek zaliczam do" MOICH ZYCIOWYCH URODZIN NR 1" - glownie z powodu bycia w NYC (kocham, kocham, kocham to miasto), ale nie tylko. Na szczescie widzialam na wlasne oczy "MODEL as a MUSE" - moj blad, na poczatku myslalam, ze to KOBIETA jako MUZA. Rewelacja! Nadal nie moge dojsc do siebie. Potezna dawka mody przez duze M!
Lunch mielismy zjesc w ELAINE'S ale niestety ulubione miejsce W. Allena otwieraja zwykle o 17:00, takze zrobialam jedynie kilka zdjec przed drzwiami:).

Ech! Manhattan rzucil mnie na kolana po raz kolejny...

Sunday, August 02, 2009

N.Y.C. przybywam!

Za dwa dni mam urodziny. Ciesze sie na nie jak dziecko! Jutro z samego rana wyjezdzam do Nowego Jorku!!! auauuu!! W planach wystawa w MET "Kobieta jako muza", lunch w Elaine's (za namowa mojej wszystkowiedzacej wspanialej siostry:)), wizyta w Bhudda Bar, SOHO oraz kilku innych fantastycznych miejscacha do tego mnostwo chodzenia i robienia zdjec. Nareszcie!

Friday, July 17, 2009

In my neighborhood.


Lato. Lato w "mojej" okolicy. Jest po prostu bardzo kolorowe. Troche nudne. Chomikuje sobie pomysly na dom moich marzen, do ktorego pewnie pewnego dnia dojrzeje...






SUMMER IN THE CITY

Dwa tygodnie temu w sobote tuz obok miejsca, w ktorym pracuje koncertowal pan Joe Cocker. Kilka godzin przed jego koncertem, w pocie czola robilam wymyslne drinki przypadkowym ludziom. Wsrod nich byly dwie dosc atrakcyjne Afroamerykanki. Ucielysmy sobie calkiem mila pogawedke a na jej koniec okazalo sie, ze dwie piekne panie spiewaja w chorkach z Cockerem! Wow! "Bylam na jego koncercie kilka lat temu w Polsce" - oznajmilam entuzjastycznie. "My tez bylysmy w trasie z Joe w Polsce. I to kila razy. Jak sie to miasto nazywalo..? Lodz??? Czy jakos tak?". "Tak, tak, tak, wlasnie w Lodzi bylam na jego koncercie! Wow!" I od slowa do slowa zaczely mi opowiadac, jak to jest, jaki z niego fantastyczny czlowiek i jaka szkoda, ze musze pracowac, bo chetnie zabralyby mnie za kulisy po koncercie....

Mniej wiecej okolo polnocy, kiedy dalej w pocie czola miksowalam pinacolady, margarity i inne koktajle, do baru wpadla calkiem dorosla para, ktora wprost nie mogla wyjsc z podziwu po koncercie. "Coz za energia. Fenomenalny facet!!!" - piali z zachwytu. Troche bylo mi szkoda, ale coz, nie mozna miec wszystkiego.
6 sierpnia koncert boskiej Erykah Badu - mam bilet!

Tutaj naprawde nigdy nic nie wiadomo.:)

Sunday, July 12, 2009

Nie pisze, bo pracuje bez ustanku.

Tuesday, June 30, 2009

sjesta

To moje pierwsze wole popoludnie od stu lat. Wrocilam z fantastycznego masazu, wyjelam ze skrzynki kartke z Sardynii od Lolity, zmylam pot i stres kilku ostatnich dni, otworzylam Paulanera, usiadlam na balkonie i ... wdycham spokojny szum oceanu, sluchajac Sjest z Portugalii... (www.pilsner.pl). Wiecej w tej chwili nie chce.

Saturday, June 20, 2009

???

W ciagu ostatnich dwudziestu dni, deszczowych bylo 12.... Jest zle. Wczoraj na chwile zapanowal skwar i upal a dzis... od rana deszcz. Czy tak bedzie przez nastepnych siedem lat?

Tuesday, June 16, 2009

Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

Nigdy nie lubilam, nie lubie i pewnie nie polubie pracowac z samymi kobietami. Czuje sie jak w przedszkolu.

Saturday, June 06, 2009

Znowu o radiu.

Koncze paczka i popijam gorzka lavazze. Slonca nadal brak. Przyzwyczailam sie do moich sobotnich "porankow" przy auducji fanatyka Trojki Piotrka Stelmacha. Przed chwila rozmawial z duetem Sinny Patrinni. Duetem, ktorym zachwycila sie moja siostra jakies dwa lata temu szperajac w odmetach myspace. Radio to potega. W domu slucham Trojki i bbc2, w pracy mamy radio satelitarne. Sluchanie takiego radia jest troche luksusowe, bo tutaj malo kto w ogole interesuje sie tym medium, szczegolnie jesli trzeba za nie placic...! Taka mala skrzynka pozwala na sluchanie wszelakich programow, absolutnie bez przerw na rekamy, glownie profilowanych np. 24/7 audycji kulinarnych, filmowych, sportowych, radio bbc, wiadomosci cnn, kanalow traktujacych wylacznie o korkach na autostradach w poszczegolnych stanach, ale rowniez programow z wyprofilowana muzyka np. tylko lata '80, '50, radio ELVIS PRESLEY, radio ROLLINGS STONES, radio CHILL, albo JAZZ CAFFEE, czy BLUEGRASS, HARD ROCK... itd. Nie moge sie doczekac, kiedy radio satelitarne bedzie opcja dostepna dla iPhona! Jest tez "normalne" krajowe amerykanskie radio mowione NATIONAL PUBLIC RADIO, ale przyznam, ze nigdy nie mialam okazji go posluchac. A podobno warto. Zwyklym komercyjnym radiem fm nie ma sensu sobie zawracac glowy. No moze poza jednym jazzujaco-kulturalnym kanalem z Filadelfii. Tu przynajmniej mozna sie dowiedziec, co aktualnie dzieje w filadelfijskich muzeach czy galeriach.
To chyba tyle. Trojka rzadzi.

Thursday, June 04, 2009

Zapach tatzikow.

Pada, pada, pada... jestem w pracy, ale nie ma zywego ducha. Znowu deszcz. Niech diabli wezma takie lato.

Znajoma pani Didi wpadla dzis ze swiezymi paczkami i nowiuskim czerwcowym numerem Twojego Stylu prosto z kiosku w Filadelfii:). Uczta! Wertujac niespiesznie gazetke natknelam sie na przepis na " wiosenne placuszki z cebulka i chili"... i przypomnialy mi sie kuchenne szalenstwa mojej Mamy...!!!! Pamietam, jak bardzo lubila czosnkowy sos tatziki...! Niemozliwie tesknie za nia tesknie. Beznadziejenie jest nie miec Mamy. Nie moc pogadac z nia przy piwie na balkonie w upalna, letnia noc, nie moc zadzwonic, uslyszec jej wiecznie radosnego: "czesc Karolek!!!", wstac rano i zastac ja w kuchni pijaca kawe i robiaca obowiazkowy makijaz, dotknac jej policzka, zobaczyc ja w niebieskim szlafroku, nawet juz Drzyzge moglabym z nia ogladac dziesiec razy dziennie! Kochana Mama, Pancia. Tak bardzo bym chciala ja porozpieszczac, pojechac z nia i P. na babskie wakacje w jakies egzotyczne miejsce. Spedzic tydzien w tropikach na lezakach. W Grecjii na przyklad. W kraju tatzikow... We trzy. Dalabym sie za to pokroic!!!

A tak - taki wielki kamien w srodku mam. I jestem wsciekla.

Monday, June 01, 2009

Oksymoron.

Tak sobie mysle, ze gdybym wlasnie spedzila szalony tydzien lub dwa w Rio (o ktorym to miescie, nota bene, wczoraj prowadzilam dyspute z pewna podrozniczka), byla opalona, miala sambe w uszach, nowe wspomnienia, znajomosci, ze dwie setki zdjec w aparacie a caipirihnia szumialaby mi w glowie - i gdybym siedziala cichutko w samolocie do Paryza i nagle runela do Atlantyku to czy smierc bylaby mniej bolesna.../?

Friday, May 29, 2009

Jestem najdeliatniej mowiac.... zdenerwowana!!!!!

Ktos mi rabnal w autobusie moje najwspanialsze okulary przeciwsloneczne bottegi venetty....!!!!!! Plakac mi sie chce...

Thursday, May 28, 2009

"Kazda kobieta ma w sobie jedze" M. Olejnik

Mam w sobie wiecej jedzy niz kilka lat temu bym przypuszczala. Jedzowatowsc kielkuje we mnie w miare przybywajacych lat. Do tego dochodzi moje podejscie do zycia o zabarwieniu mocno sarkastycznym. Bywam jedza, bo wiem, czego chce. Potrafie bez mrugniecia okiem powiedziec pani w sklepie, ze jest nieuprzejma (co tutaj raczej sie nie zdarza, gdyz najwieksza ambicja pan w tutejszych sklepach jest wygranie konkursu na NAJLEPSZA WAZELINE DNIA), fryzjerce - zeby sie bardziej postarala, kilka dni temu nawet bogu ducha winnej manikiurzystce zyc nie dalam. Bywam tez albo przede wszystkim okropna jedza w pracy. Smieje sie w oczy tepym ludziom, ktorzy zabijaja mnie w rozmowie swoja glupota, nieznajomoscia zupelnych podstaw, faktow, ludziom, ktorzy nie czytaja gazet, ktorzy nie potrafia dodac 2+2. Bywam jedza dla wszystkich tepych mezczyzn, ktorzy po jednym drinku przynosza mi do pracy np. obiady z wykwintnych restauracji, zrywaja dla mnie liscie palm na dowod, ze moje dywagacje nt. milosci do plaz i tropikow robia na nich wrazenie, jestem jedza dla wszystkich podstarzalych tatuskow, ktorzy bedac w tzw. delegacji szukaja "nowych wyzwan", jestem jedza dla pseudomilionerow, ktorych diamentowe sygnety migocza swiatlem wiecznego dostatku. Uwielbiam mieszac ich z blotem, poniewierac w rozmowie, sprawiac, ze ich ego szybuje w dol z predkoscia swiatla. Meski swiat w "Ameryce" jest potwornie nieskaplikowany. Plec brzydka jest pusta jak puszka po kawie. Juz kiedys o tym pisalam. Coz ...

Wednesday, May 27, 2009

Dzien dla mnie.

Maraton pt. MEMORIAL DAY WEEKEND zakonczyl sie. W ubieglym tygodniu wyrobilam 300% normy. 84 godziny w pracy!
Dzis mam wolne i za chwile jak tylko skoncze moja kawe typu "siekiera" wybieram sie na zakupy. Kobieta prozna bede.

Zza baru:

- Dokladnie jaka czesc Polski lezy nad Oceanem Spokojnym?

Monday, May 18, 2009

noca


Noc ciemna i zimna. Brrr. Sacze leniwie biale wino, slucham bbc 2 i przegladam strony z aparatami fotograficznymi. Powinnam nareszcie cos kupic, bo czuje, ze sie fotograficznie uwsteczniam.
Pracuje, to fakt. Czasu brak. Czyli wszytsko idzie zgodnie z palenem. W niedziele urodziny Panci i Lolity. Chcialam wyskoczyc do Machesteru na dni kilka, ale ceny biletow sa chyba tylko w zasiegu portfeli milionerow.
Tydzien temu zaliczylam wstawe Cezanna w Filadelfii. Dobrze spedzony czas. Nie moge sie doczekac przeprowadzki do duzego miasta!!! Czuje, ze dopiero wtedy zaczne zyc! Ach!
Czy ktos widzial TATARAK? Bardzo chce to zobaczyc. (WOW - Tina Turner "Steamy windows" - alez kawalki daja w tym bbc!!!). Poza tym dobrych filmow brak. Sezon ogorkowy. Jakos przecierpie. W Cannes festival - coz ja bym dala, zeby tam kiedy w tym czasie wypic margrite..!!!! Cholera, zdaje sie, ze wlasnie przegapilam mojego ulubienca Jay'a Leno... Shit.

PS. Nastepnym razem opowiem historie o Tonym.

Monday, April 27, 2009

Zza baru:

Kolejny ciekawy przypadek:
- Nie masz dzieci????!!!!! Sluchaj, ja mam zdrowa sperme, wiec jak bys chciala, to jestem do uslug. Kiedykolwiek bedziesz gotowa!

Saturday, April 18, 2009

Z kosmetyczki:

* pedzle to podstawa dobrego makijazu. Oczywiscie najlepsze pedzle ma m.a.c.! Po kazdym uzyciu pedzle nalezy wyczyscic/wyplukac - jak zwal tak zwal. Wystarczy zwykle mydlo. Schna szybko i sa zawsze czyste i gotowe.
* najlepszy eyeliner swiata to black track m.a.c. 'a w polaczeniu z fantastycznym pedzelkiem nr 209. Black track to takie czarne mazidlo w malenkim sloiczku, naklada sie je na powieke pedzlem i jest to zabieg sto razy prostszy niz manewrowanie eyelinerami we flamastrach czy innych aplikatorach.
* moje nowe odkrycie: cien do powiek clinique'a, ktory wyglada jak blyszczyk do ust. Tak samo sie go naklada. Konsystencja mazidla. Utrzymuje sie cale wieki, swietnie sie zmywa. Kolor srebrno-fioletowy wyglada super w zestawie z czarnym eyelinerem we wnetrzu oka.

Zielono mi...

WIOSNA, PANIE SIERZANCIE!

Tuesday, April 14, 2009

Lima..?

Wlasnie wyhaczylam taniuskie bilety do Limy na poczatku maja!!!! Losie, slodki - postaram sie zrobic wszystko, ale jednak czarno to widze.... Jeszcze chyba nie pora na moje wycieczki. Powinnam tryzmac sie planu - wojaze zaczynam po wakacjach...buuu.

Saturday, April 11, 2009

Do wiosny daleko.


Pogoda nad oceanem nadal kiepska. Wieje. Temperatura w nocy spada ponizej zera. Ble. Tylko w Polsce mozna spotkac cudna pania wiosne, pachnaca zonkilami...
Jutro Wielkanoc. Utargowalam sobie dzien wolny. W piatek upieklam mazurka oraz coby nagrodzic sie sowicie, za dotrzymanie wielkopostnych postanowien, na dokladke zrobilam tiramisu. O dziwo odkad wrocilam z Polski wszystko wychodzi mi w kuchni ksiazkowo.
Niedawno wrocilam z mimi-spaceru (wyszlam do sklepu po zmywacz do paznokci) i szczerze sie zdziwilam. Otoz: ulice pachna swiatecznymi wypiekami!!! Nie zartuje! Okazuje sie, ze Amerykanie tez pieka! Przechadzalam sie beztrosko miedzy siddingowymi domami, az nagle moje nozdrza dopadly wanilie, migdaly oraz inne boskie aromaty. Mmmm. Nie ma nic lepszego niz zapach domowego ciasta!!!
Mam mnostwo ksiazek do czytania. Brakuje mi czasu. Wiem, ze niedawno tesknilam do takiego stanu rzeczy, nie narzekam, ale brakuje mi kilku wolniejszych godzin... Coz... Kupilam w amazonie (uwielbiam ten sklep!!!) SOPHIE CALLE DOUBLE GAME, ktora pokazala mi kiedys moja wspaniala siostra. Niestety boska ksiazka (naprawde wyglada wspaniale!, jest rewelacyjnie wydana) jak dotad lypie na mnie okiem za kazdym razem, gdy spogladam w jej kierunku. Nic to. przyjdzie i na nia kolej.
O ile sie nie myle, w sierpniu do mojej miesciny zawitac maja DEPECHE MODE... - mam zamiar zobaczyc chlopakow:).

WESOLYCH, CIEPLYCH, KOLOROWYCH, PACHNACYCH WIOSNA SWIAT!!!!


PS1. Czytalam najnowszy wywiad pani Jandy w VIVIE. Wspaniala.
PS2. Przypomnialam sobie dzis "SOMETIMES I FEEL LIKE SCREAMING" Deep Purple, o ktorym powiedzial mi kiedys niejaki pan Sulek. Pamieta pan, panie Sulku?

Wednesday, April 01, 2009

Plus i minus.

Oczywiscie ze nie moge porownywac scenariusza banalnej sensacji z filmem obyczajowym, ale napisac chos kilka slow musze!!!
Wczoraj obejrzalam najwieksza sensacyjna szmire roku 2008. Niestety okazalo sie, ze nazwiska PACINO i DE NIRO nie gwarantuja juz siedzenia przez telewizorem z przukutym wzrokiem i zapartym dechem. "Zawodowcy" (kolejny wysmienicie wymyslony polski tytul od "RIGHTEOUS KILL") to kompletna porazka. Obejrzec ten film to tak jak czekac na pachnacego wypieczonego steka a dostac na talerzu rozgotowana parowke. Niby dobry pomysl, historia calkiem do rzeczy, a film tak niesamowicie rozchlapany, ze az trudno uwierzyc. Zupelnie bez polotu. Miernota .
Dzis natomiast zaczarowala mnie opowiesc o dziwnym przypadku BENJAMINA BUTTONA....ach! Co za uczta! Wprawdzie pomysl dal mistrz Scott Firzgerald, zatem nie byla to wizja oryginalna, aczkolwiek oddana z finezja, swietnym smakiem. Na mozliwych szesc, dalabym piec gwiazdek. Minus za banalny pomysl podania hastorii w postaci, ktora nieodlacznie kojarzy sie z TITANIC'iem - sedziwa kobieta, na lozu smierci opowiada historie swojej milosci...

Pitt i Blanchett zachwycaja, po prostu porywaja nie tylko swoim aktorskim kunsztem ale i uroda!!! Kate zniewala.... ZNIEWALA! Jest boska. "Bradu Pittu" - ech, nie wazne czy gra pomarszczonego staruszka czy pedzi na motorze niczym James Dean czy caluje piekna Kate - wszytsko co robi, robi fantastycznie. Talent - facet ma talent!!!

I tak to. Dwa pomysly, dwa scenariusze, dwa efekty. Przeciwstawne niestety.

Tuesday, March 31, 2009

Z kosmetyczki:

Jesli idzie o usuwanie makijazu - najlepsze na swiecie i absolutnie niezastapione sa chusteczki do demakijzu m.a.c.'a. Rewelacja.
Najlepsza czerwona szminka to matowa RUSSIAN RED+ konturowka CHERRY!
Najlepsze szminki na codzien: * satynowa rozowo-pudrowa FAUX + konturowka SUBLIME CULTURE, * HONEY B +k. CHEERISH, * SNOB+ k.SUBLIME CULTURE. Wg mnie matowe i satynowe szminki daja super naturalny efekt. Nie lubie, jak oprocz blyszczyka cos mi sie swieci na ustach.
Najlepszy krem na noc: kurewsko drogi, ale fanstastyczny LA PRAIRE CELLULAR. O CLINIQUE juz pisalam wczesniej.

stupiecdziesieciodniowka?

Od przylotu do Stanow minelo piec miesiecy. Dokladnie tyle ile spedzilam w Polsce. Niesamowite, jak szybko leci czas. Oto telegraficzny skrot minionych 150-ciu dni:
* z premedytacja wrocilam do mezczyny, ktory porzucil mnie przez telefon, kiedy bylam w Polsce;
* zdemaskowalam moje dwie pseudo-kolezanki;
* wkradlam sie do m.a.c.'a na chwile (jeszcze tam wroce!!!:));
* przeprowadzilam sie do Miami, gdzie spedzilam Boze Narodzenie, Sylwestra i kolejne dwa (bardzo wyczerpujeace psychicznie w skutkach) miesiace mojego zycia;
* po morderczych maratonach w poszukiwaniu pracy, znalazlam dobrze platne zajecie, a dwa dni pozniej bylam ponownie w punkcie wyjscia;
* po kilku tygodniach przebywania z wielce nieciekawymi ludzmi oraz zaliczeniu lekkiej depresji, pewnego dnia na plazy powiedzialam sobie: DOSC i... zmienilam perspektywe;
* przez okolo 60 dni systematycznie odwiedzalam silownie, czego efektem jest calkiem fajny biceps i widoczne(!) miesnie brzucha;
* postanowilam, ze "NIGDY NIE BEDE MOWIC NIGDY";
* przekonalam sie na wlasnej skorze, jak smakuje odgrzewana zupa;
* przezylam finansowy rollercoaster;
* nigdy bym sie tego nie spodziewala, ale: ucieszylam sie na powrot do ATLANTIC CITY;
* wrocilam "na stare smieci" - czyli obecnie pracuje tam, gdzie zwykle, w C.C.;
* obmyslilam plan dlugoterminowy, ktory realizuje malymi kroczkami. Sprawia mi to dosc duza frajde;
* wyrachowaniem zastapilam spontanicznosc - o dziwo podoba mi sie ten zabieg, widze efekty:);
* za BEZWZGLEDNY PRIORYTET W ZYCIU postawilam sobie NIEZALZNOSC FINANSOWA! (LEPIEJ POZNO NIZ WCALE:));

To mniej wiecej tyle. Jak uznam, ze cos pominelam, dopisze. Nie jestem z siebie dumna. Kolejne 150 dni przede mna.

Thursday, March 26, 2009

RZUT OKIEM ZZA BARU.

.... kilka dni temu w barze, w ktorym pracuje usiadl przede mna cudownooki mezczyna. Pomyslalam, ze utne sobie z nim jakas ciekawa pogawedke jakoze akurat nic innego nie mialam do roboty. A pan ni stad ni z owad wypali:
- Szukam jakiejs czystej, zdrowej kobiety, z ktora moglbym miec dobry sex. - Po czym zaprezentowal usmiech od ucha do ucha.

Thursday, March 19, 2009

Na wiosne

OK - bez sciemy: THE JIM CARROLL BAND i JAYDIOHEAD - to muzyka na wiosne! Nr 1 to stary dobry "old school'owy" amerykanski punk! Odkurzony z moich lat mlodzienczych dzieki amazonowi. Sto lat temu zakochalam sie w Jamesie Spiderze po obejrzeniu filmu "TUFF TURF". Lekka historia o problemach amerykanskiego chlopca z dobrego domu, ktorego zycie wraz z rodzina, po porzadnych klopotach finansowych, rzuca do slonecznej Kaliforni. Ta okazuje sie wcale nie taka piekna - kolega w nowej szkole, w nowym towarzystwie "niechcacy" odbija dziewczyne szefowi lokalnego gangu. Ot co. Przyznam , ze do dzis jestem fanka tej szmiry! :) Oprocz pieknego James'a (oraz rownie boskiego Roberta Downey'a Jr. - ktory nota bene zdobi najnowsza okladke meskiego Vogue'a) na uwage zasluguje fantastyczna sciezka dzwiekowa. Kawal dobrego mocnego amerykanskiego grania! Bomba! Nr 2 to mix RADIOHEAD i Jaya-Z. Rewelacyjnie zmiksowane i wyprodukowane przez super-speca Minty Fresh Beats'a najbardziej odjazdowe kawalki w/w. Mysle sobie, ze to plytka bardziej na dobra impreze niz pozluchanie sobie w domowym zaciszu. Moze kiedys w Nowym Jorku, kto wie.

Friday, March 13, 2009

"Podaruj sobie odrobine luksusu".

Zachwalam:

3 kroki CLINIQUE!!!!

Nie ma nic lepszego jesli idzie o higiene twarzy.

Friday, February 27, 2009

Monday, February 23, 2009

Ciezkostrawne.

Mam totalny metlik w glowie. Zastanawiam sie, czy pozowolic sobie na kolejny "taki sobie" rok, czy urwac wszystko i pojsc na zywiol? Pamietam, jak pisalam o czerwonym dywanie, po ktorym bede sie przechadzac, jednak z daleka widze, iz ten dywan dopiero zaczyna byc tkany. Do przechadzki po nim jeszcze dluga droga. Szczerze powiem, ze jestem zmeczona moimi wyborami. Nie podoba mi sie, w jakim utknelam punkcie. Mam "dlugoterminowy plan rozwoju", ale moja niecierpliwa natura coraz czesciej daje mi sie we znaki. Wymyslilam sobie, ze wyjde na prosta na przelomie wrzesnia i pazdziernika. Nie wiem, czy spokojnie wytrzymam.

Otoz zrobilam sobie kuku (w postaci decyzji o towarzyszeniu Dominowi w Miami) i na wlasne zyczenie chwilowo obracam sie wsrod niesamowicie negatywnych i toksycznych osobowosci w postaci corki D. i jej meza. Mam juz tego serdecznie dosc. Nadmienie, iz samego D. tez mam dosc. A jak tak dalej pojdzie, bede miala tez dosc siebie:). Sparwa jest toche skomplikowana. Jak to w zyciu bywa - ciagna sie za mna watki przyczynowo-skutkowe, reakcje lancuchowe. Packam sie drugi raz w tej samej rzece (nikomu nie polecam, choc znam przypadki, ktore owocuja sukcesem). Pije nawarzone piwo, ktore smakuje jak piolun.
Nie jest jednak tak tragicznie, bo oto widze calkiem trzezwo, ze juz naprawde nieduzo mi tego trunku zostalo. Musze tylko zatkac nos, zamknac oczy i wychylic kufel do dna. A pozniej juz tylko ... siku...:)

PS. Oscary byly swietne dzieki Hugh Jackmanowi! Ben Stiller parodiujacy Joaquin'a Phoenix'a byl mistrzostwem gatunku! Angelina wygladala jak cacuszko (super kolczyki). Jen Aniston moze sie schowac, Mickey R. znowu gadal o swoim psie (tylko nie ze sceny, gdyz Oscara sprzatnal mu sprzed nosa (i chyba bardziej zasluzyl) Sean Penn), Sophia Loren w mocno wydekoltowanej sukni byla zniewalajaca...

Sunday, February 22, 2009

Pim Pim Pim.

Dzis Oscary!

Wednesday, February 18, 2009

Pan Malenczuk.

"Ostatnio po koncercie podchodzi do mnie 25-letnia dziewczyna i gratuluje mi, że napisałem taki wspaniały przebój „Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem”. Oniemiałem. Pomyślałem sobie wtedy, że ludzie są tak niewyedukowani, że pisanie dla nich nowych słów to jak rzucanie pereł przed wieprze. Zresztą teraz to już nie bardzo wiem, dla kogo w ogóle gram. Na moje koncerty przychodzą prawie same stare baby. Masakra jakaś. Najgorsze, że one się kompletnie gubią w mojej twórczości. Nie gram już w Pudelsach, ale ciągle koncertuję z Homo Twist. To robię dla samego siebie, bo pieniędzy z tej działalności nie mam żadnych. Tyle że na tych koncertach jest naprawdę ostro. A tu w przerwie podchodzi do mnie baba i daje mi kartkę, na której napisane jest: „A dlaczego pan nie śpiewa piosenki »Dawna dziewczyno«?”. No, ręce opadają. Dlatego teraz postanowiłem, że nie będę się wysilał. Znalazłem prostą receptę na sukces: bierzesz jakiś cover, nagrywasz na nowo i masz pewność, że to będzie przebój, bo już kiedyś był przebojem. Was wszystkich można dymać na wszystkie możliwe strony i to za wasze własne pieniądze. A wystarczyłoby, żeby jeden z drugim zainstalował w domu gramofon i posłuchał płyt mamusi. I od razu by wiedział więcej o życiu."

"Spowiedz skandalisty" wywiad z Mackiem Malenczukiem, Viva!, www.polki.pl/viva

Schwarzenegger.

Aby nie czuc sie totalnie winna temu, iz nie robie nic tworczego w Miami, na samym poczatku mojej przygody z tym miastem postanowilam czynnie uczestniczyc w "pakowaniu na silowni". Otoz prosze sobie wyobrazic, ze w najgorszym wypadku "pakuje" dwa razy w tygodniu. Skupilam sie glownie na przedramionach, posladkach i brzuchu. Obserwowanie moich mozolnie (ale jednak) rzezbiacych sie miesni sprawia mi niesamowita przyjemnosc.


PS. A jutro tlusty czwartek i bede smazyc paczki dla przeciwwagi:). Mam sentymentalny stosunek do tego dnia. Zwykle bedac tutaj koncze na wizycie w Dunkin Donuts'ie, ale tym razem postanowilam sie poswiecic. Kupilam nawet tutejsze drozdze, zobaczymy, co z nich wyrosnie.

Tuesday, February 17, 2009

"Wirujacy sex".....

"He's not that into you" vs. "Kobiety pragna bardziej" ?!!?!?!? Niech mi ktos wytlumaczy, o co chodzi z tym tlumaczeniem angielskich tytulow!!!!! ..... (?).

Friday, February 13, 2009

Soja i pomidory a Czarna Inez


Wczoraj wyszlismy na drinka do niedawno odkrytego, zdecydowanie jednego z najfajniejszych miejsc, w ktorych bylam. Knajpka ow jest na poly wloska na poly latino, we wnece jakiegos "bardzo starego" amerykanskiego budynku (zdaje sobie sprawde, iz to okreslenie zakrawa na oksymoron). Arkady, zdobienia, bardzo wysoki sufit. Dwa lata temu ktos postanowil zrobic w tym budynku miejsce z charakterem. Otoz - przez to, ze w Miami jest zawsze cieplo lub upalnie, niepotrzebne sa szyby w oknach, zreszta tam i tak nie ma okien a sa dwie potezne wspaniale zelazne bramy. W nocy nie ma innego swiatla procz swieczek, sciany sa oczywiscie bardzo surowe, doslownie obdarty tynk w niektorych miejscach, zeby uwypuklic cegly. Wsciekle czerwone ceraty zamiast obrusow, kilka niskich stolikow i kanap, jesli ktos decyduje sie tylko na drinka. Kilka regalow z ksiazkami, bibelotami, co oczywiscie sprawia, ze czujesz sie jak w domu. Mnostwo swieczek, zdjec na scianach. Malo tego - we czwartki opcja: muzyka na zywo! I to nie byle jaka: trabka i gitara akustyczna! Swietny klimat.
Przez to, iz SOYA & POMORODO jest schowana gdzies zupelnie z dala od wiecznie zapachanej turystami South Beach, jej bywalacami sa glownie mieszkancy Miami (wiedza, co dobre). Wszyscy sie znaja. Naprawde dobry klimat.
I kiedy sobie tak chilloutowalismy sie przy winie i niesmiertelnej "chan chan" na srodek kocim ruchem wplynela ... cudna wprost kobieta. Po prostu zaczela tanczyc, a raczej necic. Niesamowicie namietne, pewne siebie, gorace, latynoskie ruchy. Ubrana na czarno w bardzo waska krotka spodnice, cholernie wysokie szpilki, dlugie krecone wlosy, z wpietym z boku kwiatkiem. Niesamowita byla. Kompletnie mnie zaczarowala. I tak necila przy trabce i gitarze i byla swietna!
Nic to, ze ow kwintesencja kobiety okazala sie luksusowa pania lekkich obyczajow. Czarna Inez. To przeciez Miami...!