Tuesday, December 22, 2009
Niespodziewany Paryż.
We wtorek wieczorem wyleciałam z dość dużym opóżnieniem z Filadelfii, czego konsekwencją było spóżnienie się na lot Paryż - W-wa. Bogu dzięki bilet, który ściskałam w ręku był "made in AIR FRANCE", a ja jak już wspomniałam tkwiłam na lotnisku francuskim. Firma stanęła na wysokości zadania i ulokowała mnie (i innych którzy znależli się w tej samej sytuacji) na noc w przylotniskowym hotelu. Każdy słyszał, co działo i dzieje się nadal w niektórych europejskich portach lotniczych "sparaliżowanych zimą" - ale do celu: musiałam spędzić noc w Paryżu. Wiem brzmi strasznie:).
Nigdy nie byłam w tym magicznym miejscu. Zdrzemnęłam się chwilę i jak nie trudno się domyślić - ruszyłam na podbój!!!
Czy już mówiłam kiedykolwiek, jak wygodne jest życie w dużym mieście?:) Niestety póki co nie było mi dane (a raczej sama sobie nie dałam szansy) pomieszkać w miejscu, w którym wszędzie można się dostać metrem! Tak więc z mapą w ręku po 40 minutach znalazłam się "gdzieś" w centrum Paryża!!! Oczywiście, że się zakochałam, oczywiście,że Paryż jest w moim rankingu tuż za Nowym Jorkiem i Rzymem! Oczywiście, że Champs Elysees są fantastycznie magicznym miejscem - zwłaszcza nocą, oczywiście, że można się zauroczyć tymi wszystkimi maleńkimi bistrami, które są w zasadzie na każdym kroku, oczywiście że zupa cebulowa smakuje w Paryżu najlepiej na świecie, o bagietkach nie wspominając, że oczywiście, że trochę błądziłam, ale oczywiście kto by się tym przejmował:), oczywiście, że tam wrócę - ale zdecydowanie, jak będzie cieplej:).
Dziękuję losowi za tę szaloną niespodziankę! Cudowny, cudowny prezent! Ale też cudownie, że (cudem chyba) udało mi się dotrzeć do domu, bo przecież chwilę po moim przylocie ponownie odwołano loty z boskiego Paris Paris... Tak więc zima szaleje za oknami, a my ubraliśmy dziś piękną, żywą choinkę. I jesteśmy w domu a za niecałe dwa dni święta! Jak już mówiłam nie raz - jestem, szczęściarą!
Thursday, December 17, 2009
Wednesday, December 16, 2009
Na koniec.
Za cztery godziny samolot do A.C. Powrot do zimowej rzeczywistosci:). I fantastycznie!!! Walizka do Polski juz spakowana. Jeszcze tylko orientacyjnie rzuce okiem, ale wydaje mi sie, wszystko wzielam.
Nie moge sie doczekac tych kilku tygodni w domu z najcudowniejszymi ludzmi swiata!
Podejrzewam, ze tak zwane przedswiateczne sprzatanie zniwelujemy do potrzebnego minimum, bo jednak nie to jest najwazniejsze:). Filmy, ksiazki, nowosci, plotki, wino, rozmowy do bialego rana, poranna kawka + gazetka, kot na kolanach (nawet to sie udalo), gotowanie, zapach ciasta, mmmmm. CHOINKA!
Tak... jeszcze tylko dwa dni i mniej wiecej 13 godzin w samolocie.
Saturday, December 12, 2009
Miami. Ty razem na calego!
Tuesday, December 08, 2009
trafiony.zatopiony.
2. Bilety do Rzymu kupione!!! Na boskie BOLCE VITA lecimy czwartego stycznia !!! auuu!
Thursday, December 03, 2009
Pan Piotr.
PS. Polecam jego wszystkie wywiady robione dla Przekroju. I nie tylko - ten z Kayah dla Vivy! bodajze, powala na lopatki.
Wednesday, December 02, 2009
Swieto Indyka w Nowym Jorku.
Swieto Dziekczynienia uplynelo nam w pelni na zglebianiu tajemnic Manhattanu. Swiateczny Czwartek roznil sie od wsciekle konsupcyjnego Czarnego Piatku jak dzien i noc.
Czwartek: czesc Manhattanu zamknieta dla ruchu z powodu corocznej parady MACY’S. Zamkniete sklepy (nie wszystkie, ale znakomita wiekszosc). Nowojorczycy chyba jeden dzien w roku naprawde dali sobie odpoczac. W przeciwienstwie do turystow, ktorzy wylewali sie doslownie z kazdego kata. Mielismy okazje zatrzymac sie w hotelu W na Time Square, ktory wydawal sie niemal oaza spokoju w morzu turystycznego szalenstwa.
Po calym dniu kreatywnego wloczenia sie po ulicach Nowego Jorku, kilku drinkach w bluesowym BB KING okolo 2:00 nad ranem przed sklepami widzialam juz poczatki tego, co mialo wydarzyc sie nastepnego dnia.
Kryzys ekonomiczny moze dotyczyc kazdej czesci swiata, ale serce NYC zdecydowanie do nich nie nalezy.
Piatek: Od bardzo wczesnych godzin porannych na ulicach panowal szal! Miliony toreb z kazdego przedzialu cenowego, dziesiatki osob czekajacych na otwarcie sezonu na lodowisku pod Rockefeller Center, dziesiatki uczestniczacych we mszy w kosciele Sw. Patryka przy Piatej Alei, setki szwecajacych sie niespiesznie po Central Parku, kilkoro w kolejce po cudowna i jedyna na swiecie goraca czekolade GODIVA, mnostwo w kolejce po bilety wstepu do MET, dziesiatki oczekujacych na stolik w GOTHAM BAR & GRILL w SoHo, tlumy przed szumnie obnoszaca sie mianem pierwszej pizzerii w Ameryce “LOMBARDI’S” w Malej Italii (po skutecznym wsunieciu w rece kelnera odpowiedniego banknotu, zniwelowalismy czekanie na stolik z godziny do pieciu minut – pizza znakomita), kilkoro znawcow przed drzwiami cukierni z najlepszymi ponoc sernikami Eileen’s Best Cheesescakes (rewelacja, zwlaszcza ten z truskawka), wreszcie kolejka do odpowiedniego stolika w swietnej kregielni w CHELSEA’S PIERS (dlaczego do cholery odkrylam kregle dopier teraz?!!?), a na koniec … tluuuumy przed budynkiem New York City Ballet z okazji wystawienia pierwszego w sezonie zimowym “Dziadka Do Orzechow” Czajkowskiego. (Balet, podobnie jak kregle, poznalam zdecydowanie za pozno, ale... lepiej teraz niz nigdy. Crème de la crème!). Chyba nie musze niczego dodawac…:) No moze poza jednym:
KK+NYC = WNM!!!!
Tak wiec dwa bardzo intensywne dni dobiegly konca.
Cudownie, tym bardziej, iz ... za 9 dni lecimy do Miami, a za 16 - Paryz - Warszawa!
Saturday, November 21, 2009
C'est la vie!
W piatek jedziemy na dwa dni do Nowego Jorku. Wczoraj kupilam sobie wsciekle czerwony plaszcz - zyby przeciwdzialac szarosciom jesieni. Ciesze sie, ze wyjechalam z Polski. Ze mam nierealne marzenia, ze zyje tym, co jest tu i teraz, ze zyje tak, jak chce. jasne, ze czasami mam chandre, ale ona przechodzi, jak czkawka.
Pierwszy tydzien Nowego roku planuje spedzic w Rzymie! Musi sie udac!
Friday, November 06, 2009
Prosto z serca.
Dziekuje.
Tuesday, November 03, 2009
Saturday, October 24, 2009
Dobry wieczor panie Lenny!
Saturday, October 17, 2009
Kulturalne DZIEN DOBRY
1. "Szalona geometria milosci" Susana Guzner - kupilam ja w Poznaniu, na okladce z tylu przeczytalam cos o szalonym uczuciu dwoch kobiet w malowniczej scenerii Madrytu. Niedobre, oj niedobre. Moze nie nudne, ale napisane jakims kosmicznie prostym jezykiem. Mnostwo banalow, rozdmuchiwania. Za malo madryckich krajobrazow. Zmarnowany temat. Ble.
2. "merde! rok w paryzu" Stephen Clarke - super fantastyczna, kipiaca sarkastycznym/ charakterystycznym francuskim humorem/podejsciem do zycia ksiazeczka. Nauka paryskiej codziennosci w wykonaniu mlodego rekina marketingu rodem z Anglii. Bawilam sie przednio aczkolwiek tylko chwile, bo Clarke'a czyta sie w zasadzie jedno wolniejsze popoludnie.
3. "COCO" - Cristina Sanchez-Andrade w przelozeniu Aleksandry Krakowskiej - i tutaj wpadlam jak sliwka w kompot. Biogfrafii najwiejszej damy mody jest pewnie tyle, co grzybow po deszczu. Do tej pory nie mialam okazji, a raczej swiadomie nie siegnelam po historie zycia mademoiselle, nie widzialam tez filmu z boska A. Tautou. Dzieki tlumaczeniu Krakowskiej, jej fantastycznie cietemu, surowemu jezykowi zakochalam sie totalnie i bez pamieci w tej demonicznej, despotycznej, totalnie profesjonalnej, z genialnym wyczuciem chwili, czasem wyzbytej z ludzkich uczuc, ekstremalnie eleganckiej, z upodobaniem i niezmiennie narzucajacej sobie rezim katorzniczej pracy, wyrachowanej, pochodzacej z bardzo biednej rodziny a wychowanej przez zakonnice - francuskiej bizneswoman. Jestem zaczarowana ta postacia. Przyznam, ze specjalnie dozuje sobie spotkania z Coco (ksiazka ma jedenie 300 malych stron) i niespiesznie zmierzam do konca. Jakkolwiek to moja prywatna uczta, do ktorej nikt nie ma dostepu.
4. "Damage" czyli "Skaza" z J. Ironsem i J. Binoche - przyznam, ze musialam juz kiedys obejrzec ten film, ale dokladnie go nie pamietalam. Dramat erotyczny o bardzo zlym finale. Bardzo smutna historia okraszona pieknym zdjeciami zarowno aktow jak i wprost ze wspanialego domu angielskiego ministra, jego rodziny (jak z obrazka?), europejskich ulic...
5. "Julie & Julia", na ktora od dawna namawiala mnie moja siostra. "Dzisiejsza Amelia", jak powiedziala. Tak, tak, tak!!!! Coz za niesamowicie klimatyczny obraz!!!! PARYZ vs. Nowy Jork (a raczej brudna i malo zjawiskowa dzielnica Queens). Rzecz jest o gotowaniu. O pasji, namietnosci ktore takowe wzbudza w dwoch kobietach - Julii z poczatku XX w., ktora wraz z mezem przeprowadza sie na jakis czas z USA do Paryza i z powodu braku zajec zaczyna kurs kulinarny jako jedyna kobieta w tej zdominowanej przez mezczyn dziedzinie i Julie zyjacej teraz, mlodej amerykanskiej mezatce, dla ktorej kierat pt.PRACA-DOM-PRACA-DOM powoli daje sie we znaki i ktorej nadchodzace trzydzieste urodziny wymuszaja podjecie pewnych postanowien. Julie bedac idolka talentu kulinarnego Julii Child (tej z Paryza) zaczyna pisac bloga. Oczywiscie kulinarnego.
Szalenie malowniczy, optymistyczny obraz z niesamowitym wrecz wyczuciem, delikatnoscia. Oddajacy jak najdokladniej kazda chwile z zycia dwoch tych kobiet.
6. Slucham LAST.FM. Mozna sie calkowicie uzaleznic. Fenomenaly wynalazek. Tyle muzyki za darmo. W tym momencie slucham radia Niny Simone.
7. Wlasnie odebralam Przekroj z A.Chylinska i Twoj Styl z absolutnie doskonala Kasia Smutniak. Ps. Nie podoba mi sie pani Chylinska w wywiadzie z Najszubem. Rozmyta. Nieokreslona. Niby mowi, ze wie, czego chce, ze znalazla itd. ale mota sie dziewczyna. Glupio gada. Po prostu.
Tuesday, October 13, 2009
Motyl po raz czwarty.
Jezeli nasz charakter zmienia sie srednio co siedem lat, wlasnie zaczelam czwart cykl mojego zycia.
Wczoraj wybralam sie na zakupy. Nie bylo to zbyt dobre doswiadczenie - zdecydowanie za duzo czasu poswiecilam na roztrzasanie prostej kwestii - "co tak naprawde mi sie podoba?" Zwykle nie mam podobnych dylematow. Dlatego tez wczorajsza eskapada sklonila mnie do refleksji na temat: siedmioletni cykl przeobrazania sie poczwarki w motyla.
Zmieniam sie. Fizycznie, mentalnie, estetycznie, charakterologicznie.
Jeszcze chwile sobie podfyfuje, ale niebawem dobije do jakiegos konkretnego ladu. I bynajmniej nie bedzie to mala, bylejaka wyspa.
Monday, October 12, 2009
Dominick w Polsce.
ps. Przepraszam, ze nie udalo mi sie pozegnac ze wszystkimi, tak jak bym sobie tego zyczyla, ale ostatnie dni w domu byly totalnie zwariowane.
Pazdziernik miesiacem Rozanca.
Dzis mialam okazje uczestniczyc w fenomenalnym nabozenstwie "miedzynarodowego rozanca". (Jakoze lubie sie wybrac do Kosciola, o czym do tej pory nie wspominalam).
W malym, drewnianym kosciele w Atlantic City, piec roznych nacji odmawialo kolejno po jednej tajemnicy: Amerykanie, Wietnamczycy, Filipinczycy, Latynosi i Polacy. Nie wiem dokladnie, dlaczego, ale cala ceremonia dosc mocno scisnela mnie za serce. W pewnym momencie zobaczylam dwunastu malenkich Wietnamczykow zgromadzonych przed oltarzem i jak jeden maz "wyspiewujacych" w swoim jezyku dziesiatke rozanca... ( Moja ignorancja dala swiadectwo o sobie po raz kolejny - nie wiedzialam, ze Wietnamczycy moga byc rzymsko-katolikami... (teraz juz wiem ok. 9% wyznaje ta religie). Jako ze juz kleczalam, nie musialam padac na kolana, co z pewnoscia bym uczynila - takie wrazenie!!!!
...i kiedy tak odmawialam rozaniec wsrod braci i siostr z calego swiata (a kazdy modlil sie w swoim jezyku), uswiadomilam sobie, jak jestem mala a jak Wielki jest Pan Bog. Schowalam na chwile do kieszeni moj cynizm, arogancje i podejscie do zycia o zabarwieniu lekko sarkastycznym. Trwalo to niestety chwile, bo tuz po zakonczeniu dopadly mnie polskie siostry zakonne, ktore obsiadly mnie jak wrony i zaczely zadawac dziwnie niedyskretne pytania... Zatem chcac nie chcac - wrocilam do rzeczywisosci.
Wednesday, September 23, 2009
JKF-LONDYN-W-WA-POZNAN-W-WA-ZAKOPANE-PARYZ-PHILADELPHIA.
Zupełnie nieoczekiwanie 10 września pojawiłam się w Polsce. Odkąd wysiadłam z samolotu słońce nie przestaje świecić. Dosłownie i w przenośni. Spędziłam 9 dni z moją siostrą, która akurat wpadła na wakacje. Osiemnaście szalonych dni. Wracam w poniedziałek - dobrze zachowana proporcja. Popijając herbatą serek wiejski z PIĄTNICY oglądam MANHATTAN z kolekcji Gazety Wyborczej.
Friday, August 28, 2009
Lato trwa.
1. Zaczyna mi doskwierac wlasne niezorganizowanie.
2. Nowa "Wolga" przede mna, a ja nie mam czasu jej otworzyc!!!! (sic!)
3. Kuzynki Italianki na wakacjach - kolejne zminimalizowanie zminimalizowanej juz dawki czasu wolnego.
4. Upal, upal, upal - cudownie!
5. Wycieczki pt. "Pokazujemy okolice Wloszkom" w zaawansowanej formie.
6. Poranne capuccino w formie doskonalej. Homemade:)
7. Studenci wracaja do domow. Nieuchronny koniec sezonu.
8. Robie tutejsze prawo jazdy ( w koncu) i ... co tu duzo mowic - kupuje samochod!
C.D.N.
Monday, August 17, 2009
Pachnace popoludnie. Kocham lato.
Wednesday, August 05, 2009
Dwa dni na Manhattanie
3sierpnia wloczylam sie leniwie po okolicach SOHO. Chwile przedtem zjadlam salatke z rukolii i wychylilam przedurodzinowy toast. Bladzac po najbardziej zwariowanej wyspie swiata, jaka jest manhattan, czulam sie fantastycznie. Mialam nadwyzke niezaplanowanego czasu, z powodu dosc oczywistego przeoczenia: otoz pani Karolina, osoba wielce swiatla, obyta, wszedobylska i w ogole "fiu fiu" - zapomniala o sprawie tak oczywistej jak koperek na zupie pomidorowej - muzea odpoczywaja w poniedzialki. Ot co. Zatem MET mial poczekac do wtorku. Szwendajac sie wiec niespiesznie w okolicach Prince Ave. moim oczowm ukazal sie, mowiac "staropolszczyzna", zaklad fryzjerski! Niewiele myslac, weszlam do srodka.
Pani asystentka polecila mi Stephena, "ktory na pewno zajmie sie Toba wysmienicie. Jestes w dobrych rekach", dodala.
Koles mniej wiecej po czterdziestce - jak na moje wprawne dwudziestoosioletnie oko. Wydawal sie dosc malomowny, skupiony. To - taki pan fryzjer. Siadlam w fotelu i mysle - Boze znowu bede odbebniac te sama rozmowe "skad jestes, co robisz, a jak to jest w Polsce itd.". Kolega rzucil okiem na moje wlosy, pokiwal glowa, wysluchal listy oczekiwan, po czym stwierdzil: postaram sie zrobic wszystko najlepiej, jak potrafie. Wow, pomyslalam.
Dwie godziny pozniej sluchalismy Goldfrapp i Stereophonic, ktore poscil ze swojego iPod'a i nie mogl sie nadziwic, ze w ogole rozpoznaje to i owo, bo "tutaj" nikt tego nie zna. Pan Stephen O. okazal sie byc gitarzysta z dawnego zespolu punkrockowego The Nails (do sprawdzenia na youtube), ktory wydal dwie (chyba) plyty. Rewelacyjny facet, ze swietna historia i totalnie muzyczna glowa. Muzyk mieszkajacyw Nowym Jorku, dla ktorego spoktanie Lou Reeda gdzies na rogu jest sprawa oczywista. Odsiedywalam swoje 30 minut pod wielka suszara, a kolega siedzial na przeciwko mnie i opowiadal o rozmowie, jaka odbyl swojego czasu z Sidem Viciousem z Sex Pistols !!!!! Matko!
Wlosy wyszly rewelacyjnie (po zarzuceniu nadziei na swiatowa kariere z The Nails, pan Stephen postanowil nauczyc sie ciac i czesac, czym pala sie juz okolo lat pietnastu).
Wieczorem przyjechal Dominic i zaczela sie czesc druga przygody: Nowy Jork noca. Swietna kolacja i kilka dobrych koktajli - nadal w soho.
Wtorek zaliczam do" MOICH ZYCIOWYCH URODZIN NR 1" - glownie z powodu bycia w NYC (kocham, kocham, kocham to miasto), ale nie tylko. Na szczescie widzialam na wlasne oczy "MODEL as a MUSE" - moj blad, na poczatku myslalam, ze to KOBIETA jako MUZA. Rewelacja! Nadal nie moge dojsc do siebie. Potezna dawka mody przez duze M!
Lunch mielismy zjesc w ELAINE'S ale niestety ulubione miejsce W. Allena otwieraja zwykle o 17:00, takze zrobialam jedynie kilka zdjec przed drzwiami:).
Ech! Manhattan rzucil mnie na kolana po raz kolejny...
Sunday, August 02, 2009
N.Y.C. przybywam!
Friday, July 17, 2009
In my neighborhood.
SUMMER IN THE CITY
Mniej wiecej okolo polnocy, kiedy dalej w pocie czola miksowalam pinacolady, margarity i inne koktajle, do baru wpadla calkiem dorosla para, ktora wprost nie mogla wyjsc z podziwu po koncercie. "Coz za energia. Fenomenalny facet!!!" - piali z zachwytu. Troche bylo mi szkoda, ale coz, nie mozna miec wszystkiego.
6 sierpnia koncert boskiej Erykah Badu - mam bilet!
Tutaj naprawde nigdy nic nie wiadomo.:)
Sunday, July 12, 2009
Tuesday, June 30, 2009
sjesta
Monday, June 22, 2009
Saturday, June 20, 2009
???
Tuesday, June 16, 2009
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!
Saturday, June 06, 2009
Znowu o radiu.
To chyba tyle. Trojka rzadzi.
Thursday, June 04, 2009
Zapach tatzikow.
Znajoma pani Didi wpadla dzis ze swiezymi paczkami i nowiuskim czerwcowym numerem Twojego Stylu prosto z kiosku w Filadelfii:). Uczta! Wertujac niespiesznie gazetke natknelam sie na przepis na " wiosenne placuszki z cebulka i chili"... i przypomnialy mi sie kuchenne szalenstwa mojej Mamy...!!!! Pamietam, jak bardzo lubila czosnkowy sos tatziki...! Niemozliwie tesknie za nia tesknie. Beznadziejenie jest nie miec Mamy. Nie moc pogadac z nia przy piwie na balkonie w upalna, letnia noc, nie moc zadzwonic, uslyszec jej wiecznie radosnego: "czesc Karolek!!!", wstac rano i zastac ja w kuchni pijaca kawe i robiaca obowiazkowy makijaz, dotknac jej policzka, zobaczyc ja w niebieskim szlafroku, nawet juz Drzyzge moglabym z nia ogladac dziesiec razy dziennie! Kochana Mama, Pancia. Tak bardzo bym chciala ja porozpieszczac, pojechac z nia i P. na babskie wakacje w jakies egzotyczne miejsce. Spedzic tydzien w tropikach na lezakach. W Grecjii na przyklad. W kraju tatzikow... We trzy. Dalabym sie za to pokroic!!!
A tak - taki wielki kamien w srodku mam. I jestem wsciekla.
Monday, June 01, 2009
Oksymoron.
Friday, May 29, 2009
Jestem najdeliatniej mowiac.... zdenerwowana!!!!!
Thursday, May 28, 2009
"Kazda kobieta ma w sobie jedze" M. Olejnik
Wednesday, May 27, 2009
Dzien dla mnie.
Dzis mam wolne i za chwile jak tylko skoncze moja kawe typu "siekiera" wybieram sie na zakupy. Kobieta prozna bede.
Monday, May 18, 2009
noca
Noc ciemna i zimna. Brrr. Sacze leniwie biale wino, slucham bbc 2 i przegladam strony z aparatami fotograficznymi. Powinnam nareszcie cos kupic, bo czuje, ze sie fotograficznie uwsteczniam.
Pracuje, to fakt. Czasu brak. Czyli wszytsko idzie zgodnie z palenem. W niedziele urodziny Panci i Lolity. Chcialam wyskoczyc do Machesteru na dni kilka, ale ceny biletow sa chyba tylko w zasiegu portfeli milionerow.
Tydzien temu zaliczylam wstawe Cezanna w Filadelfii. Dobrze spedzony czas. Nie moge sie doczekac przeprowadzki do duzego miasta!!! Czuje, ze dopiero wtedy zaczne zyc! Ach!
Czy ktos widzial TATARAK? Bardzo chce to zobaczyc. (WOW - Tina Turner "Steamy windows" - alez kawalki daja w tym bbc!!!). Poza tym dobrych filmow brak. Sezon ogorkowy. Jakos przecierpie. W Cannes festival - coz ja bym dala, zeby tam kiedy w tym czasie wypic margrite..!!!! Cholera, zdaje sie, ze wlasnie przegapilam mojego ulubienca Jay'a Leno... Shit.
PS. Nastepnym razem opowiem historie o Tonym.
Monday, April 27, 2009
Zza baru:
- Nie masz dzieci????!!!!! Sluchaj, ja mam zdrowa sperme, wiec jak bys chciala, to jestem do uslug. Kiedykolwiek bedziesz gotowa!
Saturday, April 18, 2009
Z kosmetyczki:
* najlepszy eyeliner swiata to black track m.a.c. 'a w polaczeniu z fantastycznym pedzelkiem nr 209. Black track to takie czarne mazidlo w malenkim sloiczku, naklada sie je na powieke pedzlem i jest to zabieg sto razy prostszy niz manewrowanie eyelinerami we flamastrach czy innych aplikatorach.
* moje nowe odkrycie: cien do powiek clinique'a, ktory wyglada jak blyszczyk do ust. Tak samo sie go naklada. Konsystencja mazidla. Utrzymuje sie cale wieki, swietnie sie zmywa. Kolor srebrno-fioletowy wyglada super w zestawie z czarnym eyelinerem we wnetrzu oka.
Tuesday, April 14, 2009
Lima..?
Saturday, April 11, 2009
Do wiosny daleko.
Pogoda nad oceanem nadal kiepska. Wieje. Temperatura w nocy spada ponizej zera. Ble. Tylko w Polsce mozna spotkac cudna pania wiosne, pachnaca zonkilami...
Jutro Wielkanoc. Utargowalam sobie dzien wolny. W piatek upieklam mazurka oraz coby nagrodzic sie sowicie, za dotrzymanie wielkopostnych postanowien, na dokladke zrobilam tiramisu. O dziwo odkad wrocilam z Polski wszystko wychodzi mi w kuchni ksiazkowo.
Niedawno wrocilam z mimi-spaceru (wyszlam do sklepu po zmywacz do paznokci) i szczerze sie zdziwilam. Otoz: ulice pachna swiatecznymi wypiekami!!! Nie zartuje! Okazuje sie, ze Amerykanie tez pieka! Przechadzalam sie beztrosko miedzy siddingowymi domami, az nagle moje nozdrza dopadly wanilie, migdaly oraz inne boskie aromaty. Mmmm. Nie ma nic lepszego niz zapach domowego ciasta!!!
Mam mnostwo ksiazek do czytania. Brakuje mi czasu. Wiem, ze niedawno tesknilam do takiego stanu rzeczy, nie narzekam, ale brakuje mi kilku wolniejszych godzin... Coz... Kupilam w amazonie (uwielbiam ten sklep!!!) SOPHIE CALLE DOUBLE GAME, ktora pokazala mi kiedys moja wspaniala siostra. Niestety boska ksiazka (naprawde wyglada wspaniale!, jest rewelacyjnie wydana) jak dotad lypie na mnie okiem za kazdym razem, gdy spogladam w jej kierunku. Nic to. przyjdzie i na nia kolej.
O ile sie nie myle, w sierpniu do mojej miesciny zawitac maja DEPECHE MODE... - mam zamiar zobaczyc chlopakow:).
WESOLYCH, CIEPLYCH, KOLOROWYCH, PACHNACYCH WIOSNA SWIAT!!!!
PS1. Czytalam najnowszy wywiad pani Jandy w VIVIE. Wspaniala.
PS2. Przypomnialam sobie dzis "SOMETIMES I FEEL LIKE SCREAMING" Deep Purple, o ktorym powiedzial mi kiedys niejaki pan Sulek. Pamieta pan, panie Sulku?
Wednesday, April 01, 2009
Plus i minus.
Wczoraj obejrzalam najwieksza sensacyjna szmire roku 2008. Niestety okazalo sie, ze nazwiska PACINO i DE NIRO nie gwarantuja juz siedzenia przez telewizorem z przukutym wzrokiem i zapartym dechem. "Zawodowcy" (kolejny wysmienicie wymyslony polski tytul od "RIGHTEOUS KILL") to kompletna porazka. Obejrzec ten film to tak jak czekac na pachnacego wypieczonego steka a dostac na talerzu rozgotowana parowke. Niby dobry pomysl, historia calkiem do rzeczy, a film tak niesamowicie rozchlapany, ze az trudno uwierzyc. Zupelnie bez polotu. Miernota .
Dzis natomiast zaczarowala mnie opowiesc o dziwnym przypadku BENJAMINA BUTTONA....ach! Co za uczta! Wprawdzie pomysl dal mistrz Scott Firzgerald, zatem nie byla to wizja oryginalna, aczkolwiek oddana z finezja, swietnym smakiem. Na mozliwych szesc, dalabym piec gwiazdek. Minus za banalny pomysl podania hastorii w postaci, ktora nieodlacznie kojarzy sie z TITANIC'iem - sedziwa kobieta, na lozu smierci opowiada historie swojej milosci...
Pitt i Blanchett zachwycaja, po prostu porywaja nie tylko swoim aktorskim kunsztem ale i uroda!!! Kate zniewala.... ZNIEWALA! Jest boska. "Bradu Pittu" - ech, nie wazne czy gra pomarszczonego staruszka czy pedzi na motorze niczym James Dean czy caluje piekna Kate - wszytsko co robi, robi fantastycznie. Talent - facet ma talent!!!
I tak to. Dwa pomysly, dwa scenariusze, dwa efekty. Przeciwstawne niestety.
Tuesday, March 31, 2009
Z kosmetyczki:
Najlepsza czerwona szminka to matowa RUSSIAN RED+ konturowka CHERRY!
Najlepsze szminki na codzien: * satynowa rozowo-pudrowa FAUX + konturowka SUBLIME CULTURE, * HONEY B +k. CHEERISH, * SNOB+ k.SUBLIME CULTURE. Wg mnie matowe i satynowe szminki daja super naturalny efekt. Nie lubie, jak oprocz blyszczyka cos mi sie swieci na ustach.
Najlepszy krem na noc: kurewsko drogi, ale fanstastyczny LA PRAIRE CELLULAR. O CLINIQUE juz pisalam wczesniej.
stupiecdziesieciodniowka?
* z premedytacja wrocilam do mezczyny, ktory porzucil mnie przez telefon, kiedy bylam w Polsce;
* zdemaskowalam moje dwie pseudo-kolezanki;
* wkradlam sie do m.a.c.'a na chwile (jeszcze tam wroce!!!:));
* przeprowadzilam sie do Miami, gdzie spedzilam Boze Narodzenie, Sylwestra i kolejne dwa (bardzo wyczerpujeace psychicznie w skutkach) miesiace mojego zycia;
* po morderczych maratonach w poszukiwaniu pracy, znalazlam dobrze platne zajecie, a dwa dni pozniej bylam ponownie w punkcie wyjscia;
* po kilku tygodniach przebywania z wielce nieciekawymi ludzmi oraz zaliczeniu lekkiej depresji, pewnego dnia na plazy powiedzialam sobie: DOSC i... zmienilam perspektywe;
* przez okolo 60 dni systematycznie odwiedzalam silownie, czego efektem jest calkiem fajny biceps i widoczne(!) miesnie brzucha;
* postanowilam, ze "NIGDY NIE BEDE MOWIC NIGDY";
* przekonalam sie na wlasnej skorze, jak smakuje odgrzewana zupa;
* przezylam finansowy rollercoaster;
* nigdy bym sie tego nie spodziewala, ale: ucieszylam sie na powrot do ATLANTIC CITY;
* wrocilam "na stare smieci" - czyli obecnie pracuje tam, gdzie zwykle, w C.C.;
* obmyslilam plan dlugoterminowy, ktory realizuje malymi kroczkami. Sprawia mi to dosc duza frajde;
* wyrachowaniem zastapilam spontanicznosc - o dziwo podoba mi sie ten zabieg, widze efekty:);
* za BEZWZGLEDNY PRIORYTET W ZYCIU postawilam sobie NIEZALZNOSC FINANSOWA! (LEPIEJ POZNO NIZ WCALE:));
To mniej wiecej tyle. Jak uznam, ze cos pominelam, dopisze. Nie jestem z siebie dumna. Kolejne 150 dni przede mna.
Thursday, March 26, 2009
RZUT OKIEM ZZA BARU.
- Szukam jakiejs czystej, zdrowej kobiety, z ktora moglbym miec dobry sex. - Po czym zaprezentowal usmiech od ucha do ucha.
Thursday, March 19, 2009
Na wiosne
Friday, March 13, 2009
"Podaruj sobie odrobine luksusu".
3 kroki CLINIQUE!!!!
Nie ma nic lepszego jesli idzie o higiene twarzy.
Friday, February 27, 2009
Monday, February 23, 2009
Ciezkostrawne.
Otoz zrobilam sobie kuku (w postaci decyzji o towarzyszeniu Dominowi w Miami) i na wlasne zyczenie chwilowo obracam sie wsrod niesamowicie negatywnych i toksycznych osobowosci w postaci corki D. i jej meza. Mam juz tego serdecznie dosc. Nadmienie, iz samego D. tez mam dosc. A jak tak dalej pojdzie, bede miala tez dosc siebie:). Sparwa jest toche skomplikowana. Jak to w zyciu bywa - ciagna sie za mna watki przyczynowo-skutkowe, reakcje lancuchowe. Packam sie drugi raz w tej samej rzece (nikomu nie polecam, choc znam przypadki, ktore owocuja sukcesem). Pije nawarzone piwo, ktore smakuje jak piolun.
Nie jest jednak tak tragicznie, bo oto widze calkiem trzezwo, ze juz naprawde nieduzo mi tego trunku zostalo. Musze tylko zatkac nos, zamknac oczy i wychylic kufel do dna. A pozniej juz tylko ... siku...:)
PS. Oscary byly swietne dzieki Hugh Jackmanowi! Ben Stiller parodiujacy Joaquin'a Phoenix'a byl mistrzostwem gatunku! Angelina wygladala jak cacuszko (super kolczyki). Jen Aniston moze sie schowac, Mickey R. znowu gadal o swoim psie (tylko nie ze sceny, gdyz Oscara sprzatnal mu sprzed nosa (i chyba bardziej zasluzyl) Sean Penn), Sophia Loren w mocno wydekoltowanej sukni byla zniewalajaca...
Sunday, February 22, 2009
Wednesday, February 18, 2009
Pan Malenczuk.
"Spowiedz skandalisty" wywiad z Mackiem Malenczukiem, Viva!, www.polki.pl/viva
Schwarzenegger.
PS. A jutro tlusty czwartek i bede smazyc paczki dla przeciwwagi:). Mam sentymentalny stosunek do tego dnia. Zwykle bedac tutaj koncze na wizycie w Dunkin Donuts'ie, ale tym razem postanowilam sie poswiecic. Kupilam nawet tutejsze drozdze, zobaczymy, co z nich wyrosnie.
Tuesday, February 17, 2009
"Wirujacy sex".....
Friday, February 13, 2009
Soja i pomidory a Czarna Inez
Wczoraj wyszlismy na drinka do niedawno odkrytego, zdecydowanie jednego z najfajniejszych miejsc, w ktorych bylam. Knajpka ow jest na poly wloska na poly latino, we wnece jakiegos "bardzo starego" amerykanskiego budynku (zdaje sobie sprawde, iz to okreslenie zakrawa na oksymoron). Arkady, zdobienia, bardzo wysoki sufit. Dwa lata temu ktos postanowil zrobic w tym budynku miejsce z charakterem. Otoz - przez to, ze w Miami jest zawsze cieplo lub upalnie, niepotrzebne sa szyby w oknach, zreszta tam i tak nie ma okien a sa dwie potezne wspaniale zelazne bramy. W nocy nie ma innego swiatla procz swieczek, sciany sa oczywiscie bardzo surowe, doslownie obdarty tynk w niektorych miejscach, zeby uwypuklic cegly. Wsciekle czerwone ceraty zamiast obrusow, kilka niskich stolikow i kanap, jesli ktos decyduje sie tylko na drinka. Kilka regalow z ksiazkami, bibelotami, co oczywiscie sprawia, ze czujesz sie jak w domu. Mnostwo swieczek, zdjec na scianach. Malo tego - we czwartki opcja: muzyka na zywo! I to nie byle jaka: trabka i gitara akustyczna! Swietny klimat.
Przez to, iz SOYA & POMORODO jest schowana gdzies zupelnie z dala od wiecznie zapachanej turystami South Beach, jej bywalacami sa glownie mieszkancy Miami (wiedza, co dobre). Wszyscy sie znaja. Naprawde dobry klimat.
I kiedy sobie tak chilloutowalismy sie przy winie i niesmiertelnej "chan chan" na srodek kocim ruchem wplynela ... cudna wprost kobieta. Po prostu zaczela tanczyc, a raczej necic. Niesamowicie namietne, pewne siebie, gorace, latynoskie ruchy. Ubrana na czarno w bardzo waska krotka spodnice, cholernie wysokie szpilki, dlugie krecone wlosy, z wpietym z boku kwiatkiem. Niesamowita byla. Kompletnie mnie zaczarowala. I tak necila przy trabce i gitarze i byla swietna!
Nic to, ze ow kwintesencja kobiety okazala sie luksusowa pania lekkich obyczajow. Czarna Inez. To przeciez Miami...!