Monday, December 30, 2013

W ostatnim momencie!

Pisze. Pisze w przedostatni dzień roku z lotniska w Tampie, za zachodnim wybrzeżu Florydy. Kończę moje krótkie acz błogie wakacje. Słucham Björk "Play Dead", zawsze uwielbiałam ten numer. Za dwa dni moj wielce ulubiony dzień - 2 stycznia. Koniec gonitwy, koniec świątecznych szaleństw, koniec stresów związanych z końcówką roku. Koniec. Koniec starych, niedopietych spraw, grafików, niewykonanych zadań, niespotykanych ludzi. Ohhhh!

Spędziłam bardzo miłe święta z Samcem Alfa i jego rodziną, a dzień po świętach przylecialam właśnie tutaj. Pod palmy, na biały aksamitny piasek. Pomyśleć, nastawić sie psychicznie na Nowy wspaniały rok. Podsumować. Nic nie nastraja mnie tak dobrze jak czyste kartki kalendarza. Wykorzystalam ten czas w stu procentach. Dużo czytałam, pisałam, ale przede wszystkim przygotowywałam sie do rozmowy, którą mam wyznaczoną na 3 stycznia - startuje po raz drugi na stanowisko managera. Tym razem musi mi sie udać. Do przejścia dwa etapy. Poświęciłam o wiele wiecej czasu na przygotowania, odrobilam prace domowa. Poza tym - wchodzę drzwiami frontowymi, a nie od zaplecza, jak poprzednim razem (zdecydowałam sie za późno i trochę strzelilam tym sobie w kolano).

Mam zaplanowany cały styczeń. Wszystko pod katem mac'a i ... mojej telenoweli emigracyjnej.  Czas na kolejne odcinki. To priorytetety.

Na lotnisko z uroczego hotelu, przez zbieg okoliczności- zamiast busem, przyjechałam czarna limuzyna...:). Tak to właśnie w moim życiu bywa:). Biorę to oczywiście za dobry omen! Do siego roku moi drodzy!