Saturday, October 24, 2009

Dobry wieczor panie Lenny!

Juz za chwile o 20:00 w Borgacie zobacze ... LENNEGO KRAVITZA!!!!! Matko Kochana~~~~!!! Nie moge w to uwierzyc!!!! AUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!

Saturday, October 17, 2009

Kulturalne DZIEN DOBRY

Powiem, co czytam, ogladam, czego slucham.

1. "Szalona geometria milosci" Susana Guzner - kupilam ja w Poznaniu, na okladce z tylu przeczytalam cos o szalonym uczuciu dwoch kobiet w malowniczej scenerii Madrytu. Niedobre, oj niedobre. Moze nie nudne, ale napisane jakims kosmicznie prostym jezykiem. Mnostwo banalow, rozdmuchiwania. Za malo madryckich krajobrazow. Zmarnowany temat. Ble.

2. "merde! rok w paryzu" Stephen Clarke - super fantastyczna, kipiaca sarkastycznym/ charakterystycznym francuskim humorem/podejsciem do zycia ksiazeczka. Nauka paryskiej codziennosci w wykonaniu mlodego rekina marketingu rodem z Anglii. Bawilam sie przednio aczkolwiek tylko chwile, bo Clarke'a czyta sie w zasadzie jedno wolniejsze popoludnie.

3. "COCO" - Cristina Sanchez-Andrade w przelozeniu Aleksandry Krakowskiej - i tutaj wpadlam jak sliwka w kompot. Biogfrafii najwiejszej damy mody jest pewnie tyle, co grzybow po deszczu. Do tej pory nie mialam okazji, a raczej swiadomie nie siegnelam po historie zycia mademoiselle, nie widzialam tez filmu z boska A. Tautou. Dzieki tlumaczeniu Krakowskiej, jej fantastycznie cietemu, surowemu jezykowi zakochalam sie totalnie i bez pamieci w tej demonicznej, despotycznej, totalnie profesjonalnej, z genialnym wyczuciem chwili, czasem wyzbytej z ludzkich uczuc, ekstremalnie eleganckiej, z upodobaniem i niezmiennie narzucajacej sobie rezim katorzniczej pracy, wyrachowanej, pochodzacej z bardzo biednej rodziny a wychowanej przez zakonnice - francuskiej bizneswoman. Jestem zaczarowana ta postacia. Przyznam, ze specjalnie dozuje sobie spotkania z Coco (ksiazka ma jedenie 300 malych stron) i niespiesznie zmierzam do konca. Jakkolwiek to moja prywatna uczta, do ktorej nikt nie ma dostepu.

4. "Damage" czyli "Skaza" z J. Ironsem i J. Binoche - przyznam, ze musialam juz kiedys obejrzec ten film, ale dokladnie go nie pamietalam. Dramat erotyczny o bardzo zlym finale. Bardzo smutna historia okraszona pieknym zdjeciami zarowno aktow jak i wprost ze wspanialego domu angielskiego ministra, jego rodziny (jak z obrazka?), europejskich ulic...

5. "Julie & Julia", na ktora od dawna namawiala mnie moja siostra. "Dzisiejsza Amelia", jak powiedziala. Tak, tak, tak!!!! Coz za niesamowicie klimatyczny obraz!!!! PARYZ vs. Nowy Jork (a raczej brudna i malo zjawiskowa dzielnica Queens). Rzecz jest o gotowaniu. O pasji, namietnosci ktore takowe wzbudza w dwoch kobietach - Julii z poczatku XX w., ktora wraz z mezem przeprowadza sie na jakis czas z USA do Paryza i z powodu braku zajec zaczyna kurs kulinarny jako jedyna kobieta w tej zdominowanej przez mezczyn dziedzinie i Julie zyjacej teraz, mlodej amerykanskiej mezatce, dla ktorej kierat pt.PRACA-DOM-PRACA-DOM powoli daje sie we znaki i ktorej nadchodzace trzydzieste urodziny wymuszaja podjecie pewnych postanowien. Julie bedac idolka talentu kulinarnego Julii Child (tej z Paryza) zaczyna pisac bloga. Oczywiscie kulinarnego.
Szalenie malowniczy, optymistyczny obraz z niesamowitym wrecz wyczuciem, delikatnoscia. Oddajacy jak najdokladniej kazda chwile z zycia dwoch tych kobiet.

6. Slucham LAST.FM. Mozna sie calkowicie uzaleznic. Fenomenaly wynalazek. Tyle muzyki za darmo. W tym momencie slucham radia Niny Simone.

7. Wlasnie odebralam Przekroj z A.Chylinska i Twoj Styl z absolutnie doskonala Kasia Smutniak. Ps. Nie podoba mi sie pani Chylinska w wywiadzie z Najszubem. Rozmyta. Nieokreslona. Niby mowi, ze wie, czego chce, ze znalazla itd. ale mota sie dziewczyna. Glupio gada. Po prostu.

Tuesday, October 13, 2009

Motyl po raz czwarty.


Jezeli nasz charakter zmienia sie srednio co siedem lat, wlasnie zaczelam czwart cykl mojego zycia.

Wczoraj wybralam sie na zakupy. Nie bylo to zbyt dobre doswiadczenie - zdecydowanie za duzo czasu poswiecilam na roztrzasanie prostej kwestii - "co tak naprawde mi sie podoba?" Zwykle nie mam podobnych dylematow. Dlatego tez wczorajsza eskapada sklonila mnie do refleksji na temat: siedmioletni cykl przeobrazania sie poczwarki w motyla.

Zmieniam sie. Fizycznie, mentalnie, estetycznie, charakterologicznie.

Jeszcze chwile sobie podfyfuje, ale niebawem dobije do jakiegos konkretnego ladu. I bynajmniej nie bedzie to mala, bylejaka wyspa.

Monday, October 12, 2009

Dominick w Polsce.

Stalo sie. Ni z gruszki ni z pietruszki Domin przylecial do Polski. Zupelnie niezapowiedziny, po cichu objawil sie mi w SPA, w ktorym pracuje moja przyjaciolka - niejaka Sheryll. Oczywiscie nie musze pisac, jaka byla moja reakcja. Predzej wyobrazilabym sobie Madonne pijaca Zywca na moim balkonie w Lecznej niz pana D. jadacego ze mna w Lecz- Transie!!! Nie mam czasu na szczegolowe opisywanie tych kilku dni przygod "makaroniarza" w kraju pierogow, golonki i gorzkiej zoladkowej, ale nadmienie, ze m.in. wyskoczylismy z Dziunia i jej mezem do Zakopanego, co okazalo sie wycieczka roku! Dwa cudne dni w jednym z najbardziej magicznych polskich miast (wg rankingu Karoliny K.). Pozniej Warszawa, na pozostale zabraklo czasu. Pan D. zmienil poglad na sprawy, mysle. Przypadek "niewiernego Tomasza".

ps. Przepraszam, ze nie udalo mi sie pozegnac ze wszystkimi, tak jak bym sobie tego zyczyla, ale ostatnie dni w domu byly totalnie zwariowane.

Pazdziernik miesiacem Rozanca.

I tak oto po fantastycznych osiemnastu dniach w Polsce wrocilam do domu po drugiej stronie Atlantyku. Tylko w taki sposob moge normalnie funkcjonowac.

Dzis mialam okazje uczestniczyc w fenomenalnym nabozenstwie "miedzynarodowego rozanca". (Jakoze lubie sie wybrac do Kosciola, o czym do tej pory nie wspominalam).
W malym, drewnianym kosciele w Atlantic City, piec roznych nacji odmawialo kolejno po jednej tajemnicy: Amerykanie, Wietnamczycy, Filipinczycy, Latynosi i Polacy. Nie wiem dokladnie, dlaczego, ale cala ceremonia dosc mocno scisnela mnie za serce. W pewnym momencie zobaczylam dwunastu malenkich Wietnamczykow zgromadzonych przed oltarzem i jak jeden maz "wyspiewujacych" w swoim jezyku dziesiatke rozanca... ( Moja ignorancja dala swiadectwo o sobie po raz kolejny - nie wiedzialam, ze Wietnamczycy moga byc rzymsko-katolikami... (teraz juz wiem ok. 9% wyznaje ta religie). Jako ze juz kleczalam, nie musialam padac na kolana, co z pewnoscia bym uczynila - takie wrazenie!!!!
...i kiedy tak odmawialam rozaniec wsrod braci i siostr z calego swiata (a kazdy modlil sie w swoim jezyku), uswiadomilam sobie, jak jestem mala a jak Wielki jest Pan Bog. Schowalam na chwile do kieszeni moj cynizm, arogancje i podejscie do zycia o zabarwieniu lekko sarkastycznym. Trwalo to niestety chwile, bo tuz po zakonczeniu dopadly mnie polskie siostry zakonne, ktore obsiadly mnie jak wrony i zaczely zadawac dziwnie niedyskretne pytania... Zatem chcac nie chcac - wrocilam do rzeczywisosci.