Wednesday, January 27, 2010

Techniczna Rewolucja po raz ktorys.

Z zapartym tchem ogladalam przedstawienie swiatu nowej "zabawki" Steva Jobsa! IPAD zachwyca!!! Wprost nie moge uwierzyc, ze ten iPhon o formacie A4 i grubosci (pewnie) 1cm to urzadzenie, ktore moze wszystko! Jak oni to robia do cholery?!!?!? W dodatku cena zachwyca (w polocie razem z nieograniczonym dostepem do internetu $ 650). Jestem ciekawa, na ile iPada wycenia w Polsce... pewnie zaspiewaja calkiem okragla sumke..., plus rachunek za internet.
Za to rowniez kocham Stany(!). Wszystkie nawet najnowoczesniejsze wynalazki XXI w. sa na wyciagniecie reki.

STATE OF THE UNION.

Dzis o 9:00pm przemawiac ma prezydent. To coroczne wystapienie przed kongresem, jak zwykle, przycmiewa wszysykie newsy (lacznie z wiesciami z Haiti). Ostatnimi czasy opinia publiczna daleka jest od jakiejkolwiek przychylnosci mezowi fahionistki Michelle O. Padlo glosowanie nad reforma zdrowia (bo "padl" demokratyczny senator z Massachusets, znaczy umarl Ted Kennedy, a na jego miejsce wybrano republikanina Scotta Browna), masowe zwolnienia trwaja, gielda wariuje, bankierzy z Wall Street maja Obame za motylka beztrosko fruwajacego nad laka, rozdajacego pieniadze niczym Robin Hood na lewo i prawo, komu popadnie pod nazwa "stimulus plan" a pozniej... kajajacego sie np. przed dziennikarka cnn "ze przyznaje, ze popelnil wiele bledow na poczatku kampanii, ze obiecal za duzo, wydal za duzo, ale teraz chce wszystko naprawic" - widac doczytal, o co chodzi w rzadzeniu krajem Krola Hamburgera...
Jak pisalam - wszyscy czekaja na przemowienie... Ja tez czekam, bo lubie przygladac sie przemowom Obamy. Sa wysmienitym popisem oratorskiego talentu (do tego facet naprawde rzadko korzysta z kartki lub promptera!). Lubie tez ten swoisty - amerykanski do szpiku kosci - styl wystapienia STATE OF THE UNION. Piekna wazelina na poczatek a pozniej to juz roznie, zalezy jak bardzo przemawiajacy swoim wywodem podnosi cisnienie. Za prezydentury Busha zdarzaly sie naprawde smakowite kaski:).
Dzis pewnie tez cos sie wydarzy.

Tuesday, January 26, 2010

Kolejne styczniowe zadanie.

Zaczelam dzis profesjonalnie uczyc sie tajemnic Photoshopa...Niezmiernie jestem z siebie duma. Teraz puszcze wodze fantazji.
A gdybym tak zostala niczego sobie, super wykwalifikowana, pania graficzka komputerowa i zarabiala chore pieniadze stukajac sobie po cichu w kompa na ganku (nie pomylic z garnkiem:)) jakiejs posiadlosci na stromych zboczach gor na Kostaryce...

Na razie jednak wezme zimny prysznic. Albo lepiej goracy.

Monday, January 25, 2010

Un Momento Dolce.

Zblizali sie z wolna do stolika na jednym z cudownych wloskich placow. Niebo bylo szare, ale czasem zza chmur wychodzilo ostre styczniowe slonce.
Byla wyrazista wloska kobieta z krwi i kosci w srednim wieku. Dlugie wlosy, nogi, piekna twarz. Pewna siebie pozwolila mu odsunac krzeslo. Byl dobra dekade od niej starszy. Elegancki, w doskonale skrojonej marynarce. Rozmawiali ze soba po francusku. Dobrze znany im kelner przywital sie dosc wylewnie. Zamowlili czerwone wino dla niej i biale dla niego, maly talerzyk wloskich przekasek oraz cudownie pachnaca foccacie. Zajeta rozmowa z Olga, obserwowalam ich katem oka. W pewnym momencie kobieta wyjela z torby male pudelko zawiniete w czarno-biala gazete. Podala je mezczyznie. Ten,z wyrazem zaskoczenia na twarzy, zaczal powoli rozdzierac papier. Olga mowila, a ja zgadywalam, co za chwile zobacza jego oczy. Na chwile zamarlam, podobnie jak on. Po jego policzkach zaczely splywac lzy. Przygladal sie przez chwile zawartosci pudelka po czym wyjal z niego piekny i elegancki zegarek koloru zlota. Wloszka patrzyla na mezczyzne z duma i radoscia. On natomiast przytulil ja cicho, wycierajac niezdarnie mokre policzki. Dziekowal, dziekowal, dziekowal. Chwila trwala. Pozniej pograzyli sie w rozmowie. Tymaczesem Olga i ja dokonczylysmy Birra Moretti, po czym udalysmy sie w podroz na Fiumicino. Samolot do Poznania czekal.

A SINGLE MAN. MESKI PORZADEK SWIATA.

Cudowny obraz gwaltownie przerwanej milosci namalowany przez Toma Forda. Piekny dom, piekni mezczyzni, piekne ubrania, piekna muzyka Abla Korzeniowskiego, pieknie zagrane. Calosc pachnie cudownie meskim stylem. Swietne oprawki od okularow, buty, rosliny. Film do mojej kolekcji.

Tuesday, January 19, 2010

Jedziemy w gory!

Wrocil pan D. Dobrze jest obudzic sie z mezczyzna w lozku. Zwlaszcza jesli ow mezczyzna jest nam znany i lubiany.

Za chwil kilka spadamy w gory na dwa dni. W planach mam sanki, lyzwy, strzelanie z luku nawet (sprawdzilam:)), wszystko, co sie da. Nie lubie zimy, ale skoro juz jest, to skopiemy jej tylek!

Sunday, January 17, 2010

Zlote Globy2010

Nic na to nie poradze, ze uwielbiam te obrazki z wilkiego filmowego swiata.... (5min.):)

Za co, miedzy innymi, kocham Marcina Kydrynskiego

"(...) przyznajmy, ze utwor ten zabrzmial, jak horda rewolucjonistow gnajaca po schodach do Palacu Zimowego"

SJESTA sprzed chwili.

Friday, January 15, 2010

The Imaginarium Of Doctor Parnassus

Wybralam sie z polecenia. Ale i z ciekawosci - watek smiercie Heatha Ledgera w czasie zdjec do filmu i wiesc o czesciowym zastapieniu go przez "najwiekszych mlodych gniewnych" - Juda Law, Johnnego Deepa i Collina Farella. Uuuuu... Ledger wielkim aktorem byl. Umiejetnosci zadnego z w/w panow maja sie nijak do talentu Australijczyka.
Jestem bardzo zaskoczona cudna rola modelki o niezwyklej, bajkowej urodzie - Lily Cole. Ale bez watpienia tym, ktory skupial na sobie cala uwage, nie liczac Heatha, byl szalenczy Tom Waits! Czy mozna sobie wyobrazic lepsze obsadzenie roli diabla? Demoniczny, nonszalancki, elagancki pan Waits.
Piekna historia swiata wyobrazni. Piekne kolory, tkaniny, bardzo dobre efekty. Taka bajka dla doroslych. Z moralem oczywiscie.

"NINE"

Padam do stop Robowi Marshallowi za "NINE". Oczywiscie spodziewalam sie rewelacji, ale ze zostane wbita w siedzenie to chyba nie. Poczekam cirpliwie na dvd i OSCARA! Aczkolwiek... pewnie bedzie bitwa AVATAR vs.NINE vs.2010? Nie widzialam pozostalych dwoch, bo niespecjalnie kreca mnie efekty specjalne. Aczkolwiek moja Przyjaciolka goraco poleca... poczekam z tym na pana D.
Ale przejdzmy do "9" - Daniel Day-Lewis rzuca na kolana. I to tak, ze krwawia! Jest boski, kosmicznie wspanialy, cudowny ze swoim wloskim akcentem, postura, mimika, gestykulacja! Penelope w porzadku, Kidman tez. Srednio podobala mi sie troche sztywna (czyzby z racji wieku (sic!)) Sophia Loren... - nie jestem fanka jej talentu, za to urody i owszem. Judi Dench - jak zwykle fenomenalna. Pieknoscia nigdy nie byla, zatem nie mizdrzyla sie jak Sophia. Z sensem i bardzo przekonywujaca. Cudowna Marion Cotillard jako sponiewierana milion razy, bogu ducha winna zona. A pozniej juz tylko swirnieta Kate Hudson, ktora wg mnie najlepiej zatanczyla i zaspiewala. (Fergie zupelnie do bani).
Calosc jak mareznie!!! Cudowny, cudowny obraz, fantastycznie zmontowany. Klimatyczne wloskie obrazki wciagaja od pierwszej do ostatniej minuty.
Nie mam porownania, czy tez odniesienia gdyz nie widzialam "8 1/2". Nadrobie.

Street Fashion w wydaniu New Jersey.

Za kazdym razem powracajac na amerykanskie lono, mierzi mnie kilka szczegolow. Jednym z nich jest "moda meska w tutejszym wydaniu". Zalamuje rece wlasciwie za kadym razem wychodzac na ulice. Rozumiem, ze nie mieszkam w San Francisco, Chicago czy innej metropolii, ale przeciez nawet mieszkajac w Koziej Wolce rownanie spodnie+buty+kurtka nie musi rownac sie = katastrofa... nie musi?
Otoz kazdy tutejszym mezczyzna wyglada identycznie: wielkie napompowane ciemno-niebieskie jeansy+mega wielka napompowana kurtka+buty robocze w kolorze musztardowym+oczywiscie niezbedna kaszkietowka, basebolowka czy inny nocnik nalozony tylem do przodu z super poziomo sterczacym daszkiem. I naprawde - czesto nawet starsi mezczyzni "nosza sie" w ten sposob. Nie jest wcale lepiej jesli rzucic oko na kobiety. Wczoraj poszlam z kolezanka na drinka do jednego z kasyn. Dominuja dwie tendencje: typ "wyszlam z domu, zaraz wracam" - czyli dresy, buty sportowe, nawet japonki sie zdarzaja, wyciagniete t-shirty, do tego niezmiennie obowiazuje opcja "non make-up". Wersja druga kobiety "panna migotka" - wiek nie gra roli. Full make-up, full dekolt, full krotka kiecka, nawet w przypadku baleronow zamiast nog, wlosy albo niedbale wysuszone, albo tapir a la Alexis Carrington Colby Dexter (ale wyczesalam, he:)). Taka zawsze rzuca powloczyste, niekonczace sie spojrzenia na okolo. Aha zapomnialam dodac, ze panna migotka zawsze chybocze sie na szpilkach jak stara lajba, bo przeciez nigdy nikt nie nauczyl jej w nich chodzic. Widze, ze sie meczy jak mysz przy porodzie, ale powiedzmy do polnocy nie podda sie. Pozniej takie paraduja juz bosko z pantofelkami w reku, zdajac sobie sprawe, ze wtedy raczej trudno bedzie im udawac uciekajacego z balu Kopciszka... Zenujace to wszytsko. Ludzi z klasa jak na lekarstwo.
Potrzbuje kilku dni na zamrozenie moich doznan estetycznych, temperatura mi w tym pomoze...

Thursday, January 14, 2010

Aloha!!!

W zasadzie bezbolesnie przelecialam przez Atlantyk. Temperatura podobna - psa z kulawa noga(jak to sie mowi, a swoja droga, kto w ogole wymyslil takie kretynskie powiedzenie) nie wygonilabym na zawnatrz. Pan D. uraczyl mnie wczoraj fantastycznym spaghetti z krewetkami i brokulem. Gotujacy mezczyzna to naprawde dobra sprawa. Glucho tu i cicho - zupelnie jak w domu:).
Rozpakowuje walizke i obmyslam plan kilkudniowego "oczyszczania" organizmu. Woda, soki i suszone sliwki. Tak bedzie. D. bladym swietem polecial do cieplych krajow na kilka dni zatem sprawa ulatwiona.
Energia mnie rozpiera, jak juz pisalam. Mam kilka dobrych pomyslow, ktore koniecznie musze wdrozyc w zycie - nie ma czasu na siedzenie w miejscu! Teraz uciekam, bo czeka na mnie nierozpakowana walizka. I kilka litrow wody do wypicia:). Ciao!

Sunday, January 10, 2010

..?

Boże, jaką jestem szczęściarą....
Moja koleżanka z dawnych lat straciła trzy bliskie osoby w ciągu trzech miesięcy. Dramat. Nie napiszę dyrdymałów, żeby chwytać dzień i kochać ludzi. Wystartuję za to jak petarda w 2010 - nie mam czasu na pierdoły, bo jak mnie szlag trafi jutro, to będę zła, że nie zrobiłam kilku rzeczy.

Wczoraj wróciłam z Rzymu!


Energia mnie rozwala po prostu!!! Nie ma na świecie nic lepszego niż kilka dni w zupełnie innej rzeczywistości, gdzieś daleko, za granicą, z dala od swojej własnej codzienności, obowiązków, telefonów, gdzie nie martwisz się o nic, gdzie nie ma granic, tam gdzie nie "musisz" nic - bo przecież jesteś na wakacjach! A jeszcze jeśli do tego możesz na śniadanie pić najlepsze cappucino świata zagryzając najlepszym "cornetto", a póżniej wsunąć najwspanialszą pizzę na planecie, popić najznakomitszym piwem czyli BIRRA MORETTI, a w międzyczasie przechadzać się najbardziej urokliwymi , cisnymi uliczkami pod słońcem, które zwykle, jakimś dziwnym trafem, prowadzą do Fonatanny Di Trevi...


Czy można sobie wyobrazić lepszy początek Nowego Roku? Mnie w tym momencie nic więcej nie potrzeba! Akumulatory naładowane do oporu. Nowy Roku - witaj, jestem na ciebie gotowa!