Thursday, July 31, 2008

Good Day My Angel.

Na koniec leniwego dnia - Good Day My Angel Myslovitz. Lepiej bym sobie nie wymarzyla. Ludzie w wiekszosci to takie dziwne zwierzatka, ktore widza jedynie czubek swojego nosa. Pije do mojej wspaniale wyimaginowanej imprezy urodzinowej, ktora mialam z dzikim entuzjazmem w plenerze wyprawic w nadchodzaca sobote z okazji takiej, ze od lat nie dane mi bylo spedzic tego dnia w gronie "najblizszych". Wszyscy oprocz dwoch osob mnie olali. Niesamowite. Odkad przylecialam, zjawialam sie u wszystkich - czy mi sie chcialo czy nie, ale przez szacunek BYLAM. A mnie zupelnie zgarnieto na plan dalszy, gdziestam. Dzien byl bardzo piegowaty z tego powodu. Chyba jednak naiwnie myslalam, ze jakos wiecej sie licze, zwlaszcza po moich ostatnich zawirowaniach. Widac, skoro nie mam meza, ani zony mozna mnie troche ominac. Beznadziejne to.

Sunday, July 27, 2008

Nadciaga burza.




Pisze w goracy leniwy niedzielny wieczor, szykujac pyszna kapiel w miedzyczasie. Wszystko powoli wraca do normy - Paulina odleciala, w domu znowu cicho. Slucham Kaczkowskiego, kot siedzi mi na kolanach, wypilam filizanke miety. Tkwie w dwoch emocjonalnych swiatach. Lekcja gramatyki na dzis: nauka o oksymoronach. Jestem slodko-gorzka lub metno-wyrazista.

Zakonczylam lipcowe wojaze. Daly mi wiele frajdy, tym bardziej, ze od stu lat nie mialam okazji tak po prostu wsiasc do polskiego oblesnego pociagu i pociac gdziestam. Przede mna jeszcze (oprocz szalonego zycia:)) sierpniowy wypad do Gdyni i mozliwe ze wrzesniowy szybki skok do czerwonego Manchesteru. W pazdzierniku pomacham Polsce na dluzej. Zatem - jakby na to nie patrzec - pozostaly mi dwa miesiace dolce far niente. Cudownie.

Po dwoch miesiacach w kraju zaczynam powoli tesknic do szalenczego tempa Stanow. Poza tym rzeczywistosc bez pracy jest dosc specyficzna.
Za tydzien skocze 27 lat. Gdybym miala umrzec jutro, stwierdzilabym, ze mialam fajne zycie. Ale tylko dlatego, ze kilka lat temu za namowa przyjaciolki zdecydowalam sie spakowac walizke i w lecie poleciec hen hen zarabiac dolary.

Bedac dwudziestosiedmioletnia przepioreczka mam cholerne przeczucie dobrze zapowiadajacych sie miesiacy. Siedze sobie oto w moim leczynskim kokoniku i czuje cisze przed burza. Powiem szczerze, ze nie jest to burza w postaci odbywajacego sie jutro cotygodniowego targu na "leczynskiej starowce", ani ta po zakonczonym wlasnie festiwalu kapel podworkowych i ulicznych (czy jakos tak), nie jest to rowniez burza przed czekajacym nas w sierpniu remontem, ani ta zwiazana z nieprzewidywalnymi czynnikami atmosferycznymi. O nie. Sama bede ciskac piorunami. Tak. Zbiera sie na burze. Nie bede sie teraz zaglebiac i rozwijac moich szalenie przemyslanych i poetyckich metafor, bo jak juz wspominalam kapiel na mnie czeka.

Nagle okazalo sie, iz zycie rozwinelo przede mna czerwony dywan i zamierzam sie po nim przejsc w blasku fleszy.

Tuesday, July 22, 2008

Kto...., ten....

Myslalam, ze mnie nie ruszy, ze nie wspomne o tym tutaj, ale chyba przyszla ta malutka i krotka, ledwo namacalna chwilka...
Moj mega zwiazek zakonczyl sie prawie miesiac temu. Moj Latynoski Kochanek przestal nim byc. Zbilam lusterko. Ile lat nieszczescia.
Nie wiem, czy moge o tym pisac, jednakze uznalam, ze zamieszcze te oto oficjalna informacje. Dla prasy.
Cmy dobijaja mi sie do okna. Nie otworze im. Nie dzis.

Thursday, July 17, 2008

Na chwil kilka przed odjazdem.


Jutro wczesnym rankiem mkniemy pociagiem do Wielkopolski. Wprawdzie pojecia nie mam, jak uda nam sie wstac na tak wsciekle poranny pociag, ale... Przygoda nas wzywa. Zakopane rozczarowalo pogoda i jedzeniem. Nic to. Karta odwroci sie.

Monday, July 14, 2008

Gdzies spod Nosala

Hejze ho!!!! Wdychamy wspaniale gorskie powietrze gdzie daleko daleko. Nie wiem, gdzie dokladnie jestesmy. Wczorajsza droga do hostelu byla mordercza. Zanim wyszlysmy w gory mamy zakwasy. Klimat jest bardzo specyficzny, mnostwo ludzi z calego swiata. Wydaje mi sie, ze pogoda nie bedzie nam sprzyjac podczas tych kilku nastepnych dni, lecz to nie bedzie nam przeszkoda w przezywaniu przygody. Wspomne jeszcze o Krakowie, ktory zdecydowanie wygrywa w moim trwajacym juz dwudziescia siedem, bez mala, lat plebiscycie na najlepsze polskie miasto. Wychodzac pociagu w miescie Kraka, wpadlam w inna, lepsza rzeczywistosc. Ide ulica i smieje sie do ludzi, slucham miksu jezykowego, chlone slonce i wszystko to, co dzieje sie dookola, a dzieje sie bardzo duzo. Paulina wyglada fantastycznie, nie ma nic lepszego niz siostrzany wypad.!!! Bylysmy na Kazimierzu.... w Alchemii i Singerze... Ech. To byl moj pierwszy raz tym bardziej udany, ze z nieba lal sie zar a z glosnikow leniwie saczyla sie chan chan. Ok, idziemy na sniadanie.

Saturday, July 05, 2008

Co ma dzis do powiedzenia cynamonowa dziewczyna

If I was a man in your life
I'd make U happy
I'd treat U right
I'd buy U flowers every single day
I'd give U power
I'd do whatever U say

I heard a rumor that ur man they said he do U wrong
And U're so vain U think that U're the one behind this song
U know he got plenty lyrix, yeah, up his sleeve
and after he got what he want he just gonna up and leave
Sunday chocolate on the roof right after his game
He like the Lakers but the Sixers on when he came
If he's with another now U best believe the party's crackin'
U gettin' played girl and U better get ur Mack on

And do un2 others
As they do un2 U
And call me on the day
That U and him r just 2 thru

Was that U I saw outside the liquor store
Waitin' on that fool 2 purchase what U been dyin' 4?
Never thought I would c a drop of spirit ever bring U down
Now U got that triflin' barracuda hangin' 'round
Hangin' 'round Ur neck like a cheep gold chain
He don't deserve 2 say that he ever knew Ur name
Much less get 2 smell the perfume I gave ya
Please don't tell me that U'all got down


Better do un2 others
As they do un2 U
And call meon the day
That U and him r just 2 thru


If I was a man in Ur life
I'd make U happy
I'd treat U right
I'd buy U flowers every single day
I'd give U power
I'd do whatever U say

By PRINCE

Thursday, July 03, 2008