No dobra, wlasnie wrocilam z pracy i zaczynam sprzatac. Pije herbate z czerwonej porzeczki i jem amerykanska wersje napoleonki - nawet w ulamku nie przypomina polskiej, ale lepszy rydz.
Wczoraj szalalysmy z Valentina w Nowym Jorku - najlepszym miescie swiata! Nareszcie spedzialam dzien o ktorym juz kilka razy pisalam - bladzac po skapanym w sloncu Manhattanie, zupelnie bez celu. Poszalalysmy w megastore VIRGIN i kilku innych kultowych miejscach, wydalam fortune na jeansy DIESEL, zjadlysmy lunch w Rougette, skoczylysmy do Alicji na margarite, zrobilysmy fajne zdjecia... i wybila godzina ostatniego autobusu. Zawsze chce tam wracac, zawsze czuje NIEDOSYT przez duze N:). A moim marzeniem jest zlazic Manhattan z Paulina. no ale dosyc marzen - sciery czekaja.