Wczorajsza kolacja, ktora byla planowana w zasadzie od dwoch dni, napawala mnie dosc sporym obrzydzeniem - zanim pojawila sie na stole. Otoz owe dwa dni emu nasz libansko-turecko-wlosko-amerykanski kolega wprosil sie, jak co jakis czas, na gotowana przez niego kolacje. Przyniosl caly ekwipunek: grzyby, suszone owoce, ryz, laski cynamonu i male ptaszki wygladajace jak miniaturowe dorosle kurczaki. W zasadzie do tej pory nie wiem, co to byly za ptaki - uznalam, ze przepiorki (moj slownik nie chcial mi pomoc. Po ang. nazwa brzmi clowes - choc nie jestem pewna, czy dobrze napisalam). W kazdym razie kolacja byla niesamowicie wykwintna i swietnie podana. Przepiorki w sosie grzybowo (chinskie grzyby)-owocowym (glownie suszone wisnie w cukrze) zakrapianym Grand Marnier, do tego ryz z wisniami. Niebo. Moje kubki smakowe zostaly zaskoczone do tego stopnia, iz skusilam sie na dwa ptaki zamiast jednego.
Przyznaje jednakowoz, iz aparycja owego mistrza kucharkiego jest daleka od ... hmmm oczekiwanej czy pozadanej, dlatego nie przepadam za jego pomyslami gotowania tutaj. Jednak ow mezczyzna ma niesamowita fantazje kulinarna, pasje wrecz i ZAWSZE cokolowiek urodzi sie w jego mozgu, znakomicie wyglada na talerzu, a smakuje wprost bosko. Czasami warto wiec zaryzykowac i zaspokoic wieczne glodne i ciekawe podniebienie. Ale dosc juz tych poezji na temat Piatego Grzechu Glownego.