Monday, December 31, 2012

Ostatnie Slowo

Ostatni dzien roku - moj zdecydownie ulubiony dzien - drugi stycznia juz puka do drzwi. Tym razem koncowka roku przeszla jednak moje wszelkie oczekiwania.
Swieta w moim mieszkaniu o wielkosci lupiny od orzecha "kipialy" od dobrej energii. Otoz - po latach wirtualnej znajomosci, przyszlo mi poznac wieloletnia przyjaciolke mojej siostry. Cudowna i niesamowiscie elektryzujaca Francuzeczke M. , ktora przybyla wraz ze swoim towarzyszem zycia J. wprost z Montrealu, w ktorym aktualnie pomieszkuja. J. jest fantastycznym szefem kuchni. Wielki mezczyzna, niemal caly w tatuazach z fantastycznym francuskim akcentem. Odpoczatku ustatlilismy, ze J. zajmie sie swiatecznym menu, a my odpowiednio zajmiemy sie otwoeraniem butelek szampana:). Czwartym elementem, ktory sprawil, ze tegoroczne swieta jawily sie totalnie magiczne byl element Samieca Alfa. Oficjalnie przyznam w tym momemncie, ze kompletnie stracialm glowe. Jak sliwka w kompot wpadlam i sobie siedze w tym slodkim roztworze.  Ale  - do rzeczy:
Swieta swietami, ale ja przeciez pracuje za trzech - zwlaszcza pod koniec roku. W mac'u orka. W barze "po japonsku" przyjecia przedswiateczne jedno po drugim. Caly grudzien funkcjonowalam na najwyzszych w swoim zyciu obrotach. DOdatkowa koldre i lozko dmuchane dla mich gosci kupilam w zasadzie na kilka godzin przed ich przyjazdem! No ale  - udalo sie sie.
wigilie spedzilismy totalnie nieodziennie - udalismy sie na sushi - skoro to rybna kolacja, to wlasnie taki genialny pomysl przyszedl mi do glowy. wszyscy byli zachwyceni.
piwrwszy dzien swiat - zaczelismy od szampana i przechadzki po Central Parku. Bylo cholernie zimno, ale udalo nam sie zrobic calkiem fajne zdjecia. pozniej juz gotowanie wg scenariusza - czyli J. w kuchni, reszta za stolem:). Byly - tosty z obtoczonym w sezamie gruyerem, tartar z homara i swiezego lososia, przegrzebki z salsa mango oraz tunczyk tataki. Na deser - swiezo zrobiony krem bule i bread pudding - pojecia nie mam jak sie tlumaczy bread pudding? to takie ciasto robione z bieleo chleba tostowego z masa z jajek i smietanki kremowki, rodzynkami, cynamonem i jakims fajnym brazowym alkoholem. Przyznam, ze naprawde dawno nie spedzilam swiat w tak milej i beztroskiej atmosferze, bez napinek, stresow i dziwnej energii. Moi goscie zostali do piatku, powiem szczerze, ze brak mi  nieco:).

Dzis Sylwester - ja totalnie spedzam go w pracy. Najpierw mac i szal- totalny makijazowy szal - jestemy zabukowani od miesiaca, pierwsze Sylwestrowe makijaze byly juz dzis w grafiku od 11:00 rano!!! Tak - mac rzadzi:). Pozniej o 21:00 zaczynam prace w barze - mamy oczywiscie wielka impreze Sylwestrowa. Jutro z kolei wazny dzien - po poludniu mam wyznaczony swoj pierwszy makijazowy egzamin, jesli pojdzie mi dobrze, w czwartek mam rozmowe, na ktora wysyla mnie mac, w sprawie bycia czlonkiem tzw. IMPACT TEAM, czyli zwartej grupy makijazowych smialkow, ktorzy sa wysylani na roznego rodzaju mac'owe eventy, wydarzenia, promocje. Smialkowie ci sa w zasadzie twarza firmy. A byc twarza mac'a w nyc, to chyba calkiem niezle osiagniencie po zaledwie pieciu miesiacach od rozpoczecia tej magicznej przygody:))). Ciesze sie, naprawde sie ciesze. Powiem wiecej  - jestem w totalnej noworocznej euforii!!!!:)))









Szczesliwego Nowego Roku, raz jeszcze!!!!

Sunday, December 09, 2012

Niedzielne przedpoludnie. Wcale nie leniwe.

Niedziela, pije kawe, dojadam jajka, robie makijaz i slucham Sjesty. Pracuje dzis tylko kilka godzin. Bedzie to dobra niedziela. Chcialam tylko na szybko powiedziec, ze brazery i roze w kremie sa fantastyczne. Cudownie rzezbi sie nimi twarz.