Monday, December 30, 2013

W ostatnim momencie!

Pisze. Pisze w przedostatni dzień roku z lotniska w Tampie, za zachodnim wybrzeżu Florydy. Kończę moje krótkie acz błogie wakacje. Słucham Björk "Play Dead", zawsze uwielbiałam ten numer. Za dwa dni moj wielce ulubiony dzień - 2 stycznia. Koniec gonitwy, koniec świątecznych szaleństw, koniec stresów związanych z końcówką roku. Koniec. Koniec starych, niedopietych spraw, grafików, niewykonanych zadań, niespotykanych ludzi. Ohhhh!

Spędziłam bardzo miłe święta z Samcem Alfa i jego rodziną, a dzień po świętach przylecialam właśnie tutaj. Pod palmy, na biały aksamitny piasek. Pomyśleć, nastawić sie psychicznie na Nowy wspaniały rok. Podsumować. Nic nie nastraja mnie tak dobrze jak czyste kartki kalendarza. Wykorzystalam ten czas w stu procentach. Dużo czytałam, pisałam, ale przede wszystkim przygotowywałam sie do rozmowy, którą mam wyznaczoną na 3 stycznia - startuje po raz drugi na stanowisko managera. Tym razem musi mi sie udać. Do przejścia dwa etapy. Poświęciłam o wiele wiecej czasu na przygotowania, odrobilam prace domowa. Poza tym - wchodzę drzwiami frontowymi, a nie od zaplecza, jak poprzednim razem (zdecydowałam sie za późno i trochę strzelilam tym sobie w kolano).

Mam zaplanowany cały styczeń. Wszystko pod katem mac'a i ... mojej telenoweli emigracyjnej.  Czas na kolejne odcinki. To priorytetety.

Na lotnisko z uroczego hotelu, przez zbieg okoliczności- zamiast busem, przyjechałam czarna limuzyna...:). Tak to właśnie w moim życiu bywa:). Biorę to oczywiście za dobry omen! Do siego roku moi drodzy!

Thursday, November 21, 2013

Samiec Alfa

Jeśli idzie o związek dwóch Samców Alfa, o dziwo - trwamy w najlepsze. Dzis przy kawie w Wysokich Obcasach przeczytałam "(...) dobre małżeństwa wychodzą ludziom, którzy maja duże poczucie własnej wartości. Kochają siebie więc na i na swoje wybory, na efekt wspólnej pracy i na osobę , która podejmuje z nimi ten wysiłek, też patrzą z miłością . I potrafią siebie nawzajem w tym utwierdzać (...)."

Z cyklu: mac'owa panienka. Na najwyższych obrotach.

W MAC'u bez zmian - szalone tempo. Tydzień temu przeszłam do innej lokalizacji. Otworzylismy nowe stoisko na Trzecim Pietrze w Macy's, w której pracuje. Udało mi sie przejść pomyślnie kolejne rozmowy i jako jedna z pięciu zostałam wybrana do MAC'owego Dream Team'u, który bierze odpowiedzialność za to nowe mega ekskluzywne miejsce pracy! Zespół genialnych pięciu osobowości. Kompletnie nowe, inne wyzwania. Inny rytm pracy, inna energia. Jestem zachwycona. Oczywiście poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko, oczekiwania ogromne.  Zdecydowanie o wiele większy prestiż pracy. Zaczynam sie tez angażować o wiele bardziej od strony biznesowej, bo widzę niezmierzone możliwości. Ta praca zaczyna pochłaniacz coraz więcej mojego czasu. Bardzo mi sie to podoba. Co rownież dodaje mi skrzydeł, to fakt, ze mam bardzo silne osobowości w grupie moich managerów. Oczywiście nie wszystkich darze jednakowym szacunkiem, na całe szczęście.

Teraz przyznam sie do czegoś bardzo otwarcie- moja dwuletnia przygoda z NYC i mac'iem niesamowicie mnie rozwinęła. Zaczęłam słuchać siebie. Odkryłam  głód walki, wspolzawodnictwa i jakiegoś szalonego ducha sukcesu. Czasem łapie sie na tym, iż gnam na opak. Kompletnie bez żadnego dystansu. Moje nowojorskie życie pochłania mnie bez reszty.

Rozmawiając dzis z Elmo (moim kolejnym Aniołem) na skypie, uznałysmy, iż życia tutaj nie da sie porównać z niczym innym. (Ona kilka lat temu rownież miała przywilej uczestniczenia w tym szaleństwie.)

Zaczął sie najbardziej szalony moment roku w nowojorskim kalendarzu - okres przedświąteczny. Czas niekończących sie zakupów, przyjęć świątecznych, spotkań, czas kaszmirowych swetrów i szalików. Już kiedyś to powiedziałam, ze NYC jest najpiękniejsze właśnie zima:).  Oby do 2 stycznia:). Pózniej już czekanie na wiosnę:).

Jesień

Jesień rzyszla całkiem niespodziewanie. Lato trwało w zasadzie do końca pierwszego tygodnia października. Nowojorczycy bardzo lubią te porę roku. Jest nieco mniej turystów, drzewa mienia sie wszelkimi kolorami. Central Park jest przepiękny. W sklepach Godivy można nareszcie kupić ich wspaniała gorąca czekoladę. W Starbucksach króluje Pumpkin Spice Latte:). Wszędzie jest złoto- poramanaczowo i bardzo słonecznie, bo Nowy Jorkiem jest na wskroś słonecznym miastem.
Za  tydzień już jedno z dwóch najwiekszych świąt Ameryki - Święto Dziękczynienia. Wszyscy planują sposoby przyrządzania indyka. LoL

Cieżko było mi wracać do pustego domu, po wyjeździe O. Już teraz doszłam do siebie. Aczkolwiek był to wspaniały czas. Czas rozmów o życiu, planach, przeszłości, ludziach, wydarzeniach, uczuciach. Takie momenty sa dla mnie najważniejsze. Moj Anioł ma sie swietnie. Wczoraj dostałam od niego wielka pakę, w której znalazłam mniej więcej cztery kilogramy moich ukochanych krówek i dwa numery Wysokich Obcasów:).

Dziękuje.

Friday, October 04, 2013

Trzy Tygodnie w Raju. Z Aniolem.

Przyleciala. BYLA. Odleciala. To byly najwspnialsze trzy tygodnie. Weszlam wlasnie do pustego mieszkania. Nie mam weny, zeby to wszytsko opisywac. Dlatego puszczam kilka zdjec.







Monday, September 09, 2013

SIEDEM ZYCZEN

Kazdy ma zapelwne liste spraw, mini-marzen, rzeczy, ktore chcialby kiedys zrobic w zyciu. Za mniej wiecej 19h spelni sie jedno z moich - bede uczestniczyc w pokazie z okazji NYFW - New York Fashion Week. I to jako gosc:). Magicznym zrzadzeniem losu moje imie zostalo wpisane na liste gosci....!
Kolejnym marzeniem, ale to juz z kategorii wiekszych i bardziej skomplikowanych jest PRACOWAC na backstage podczas ow Tygodnia Mody, to jednak jeszcze musi poczekac. Dobry kilka certyfikatow nadal przede mna. Jednak z moich mac'owych kolezanek przez kilka osotatnich dni pracuje bez wytchnienia ramie w ramie  z fenomenalna Val Garlang! Az mi sie wierzyc nie chce, ze w zasadzie to wszytsko jest na wyciagniecie reki! Musze tylko jeszcze ostrzej wziac sie do roboty!!!

Tuesday, August 27, 2013

Co w trawie piszczy.

Bardzo nie lubię dni, kiedy wydaje mi się, ze wszystko wali mi się na głowę. To w dodatku jest nonsens, bo w zasadzie wszystko jest w porządku. Zaczynam sobie wyolbrzymiac pewne rzeczy w głowie i wydaje mi się nagle, ze pewne proste sprawy są nie do przeskoczenia! Jak mówię- nonsens. Tym bardziej z moim - dość rzeczowych podejściem do życia. Udało mi się być w łóżku przed 22:00,  spalam niemal 12h - kompletny rarytas, ale od czasu do czasu zdarza się. Dziś czuje wiatr w zaglach.

Kilka tygodni temu zawisła nade mną widmo przeprowadzki. Myślałam, ze nie będę miała wyboru. Po kilku telefonach sprawę podniesienia czynszu w sumach astronomicznych udało się poważnie załagodzić. Po negocjacjach okazało się, ze nie będzie wcale aż tak zle. Zatem zostaje w moim maleńkim mieszkaniu na Upper East Side. Na kolejny rok. Powiem w sekrecie, ze nic chyba w życiu mnie tak nie przeraża jak organizowanie przeprowadzki. Nie jestem zachwycona moim mieszkaniem. Płace fortunę za "szafę wnekowa"! Serio. Ale - mam wszędzie blisko! Central Park "za rogiem", MET, Guggenheim, rzeka, do pracy w dwadzieścia minut:). Kolezka mojej siostry powiedział kiedyś, ze nie może się nadziwić, jak wiele ($$$) mogą znieść nowojorczycy za cenę "bycia blisko". Ha! Jestem jedna z tych osób. Nie wyobrażam sobie poltoragodzinnych posiedzeń w pociągach w celu dojechania do pracy. to nie dla mnie. Poza tym - dałam sobie trzy lata mieszkania na Manhattanie, zatem został mi jeszcze rok. Cieszę się, ze nie musiałam wynosić się na Queens czy Brooklynie. Trochę się boje myśleć o tym, co będzie za rok o tej porze.  Ale- to jeszcze rok. Wyznaje zasadę Scarlett O'Hary. Pomyśle nad tym jutro:). Dobrego dnia!

Sunday, August 18, 2013

Niedziela=Sjesta

Halo Centralo!
  Wczoraj spedzialam caly dzien w mac'u na Brooklynie. Wraz z innymi czlonkami Impact Team prowadzilam zajecia z makijazu. Kilka razy w roku mac robi wlasnie takie warsztaty dla kazdego, kto chce. Zapisuja sie delikwenci, ktorzy o makijazu nie wiedza nic, ale i tacy, ktorzy wiedza bardzo duzo, a chca wiedziec wiecej. Taka impreza kosztuje  tutaj $50, ale cala kase dostaje sie na koniec w postaci macowych produktow. Oczywiscie delikwenci i tak kupuja pozniej dodatkowych kilka smaczkow. Wiadomo - jak juz wiesz, jak i czego uzywac, otwieraja sie perspektywy.
Dodam jeszcze, ze kiedy wysiadlam z samochodu (kolezanki mnie podrzucily do miasta, same wracaly do jersey City) na Manhattanie, poczulam radosc nie do opisania. THE CITY nie rowna sie niczemu. Jest tak niepowtarzalne, swiatowe, creme de la creme, po prostu. Swiatla, ludzie, znajome ulice. Wczoraj w nocy przeszlam sie zakamarkami nieopodal Word Trade Center. Bardzo odswiezajace to bylo. Nowy budynek pnie sie w gore. Ma miec 104 pietra.Tam jest bardzo zielono posadzono mnostwo drzew. Oaza spokoju na miejscu placzu.
Pozniej niespiesznie wloczylam sie po ulicach szukajac stacji metra. Boska sierpniowa noc. Nie taka juz parna i goraca jak te lipcowe. NEW YORK - I LOVE YOU.

Saturday, August 03, 2013

Swiety mac'owy Mikolaj....:)

Dwa razy w roku dostajemy w MAC'u fantastyczna torbe pelna znakomitosci. Wypelniamy specjalne formularze, w ktorych mozemy w zasadzie chciec wszystko, co zmiesci sie w okreslonym pulapie finansowym. Oto moje zachcianki:


MAC noca....

Pozegnalne party jednej z mac'owych menagerek - Claudii. (ta z kreconymi czarnymi wlosami obok mnie). Wieczor zaczal sie dobrze po 22:00 a skonczyl ok. 4:00. Manhattan noca:). Fantastyczna czas ze swietnymi kompanami!

Od jutra 32.

Trzeciego sierpnia odliczam godziny do czwartego:))), na poczcie odebralam dzis kolejne dwa pudelka. Rowniez czekaja. Otworze je sluchajac Sjesty i popijajac domowej roboty cappuccino:). Cudownie. W tym roku czekam swoje urodiny z dziwnymi motylami  w brzuchu.

Tuesday, July 30, 2013

San Francisco - Manhattan

Jest cicho i spokojnie. Wrocilam przed chwila z pracy, otworzylam butelke Cebernet, usmazylam na masle pieczarki z cebula, koperkiem i odrobina oleju truflowego. Mam do tego krakersy z rozmarynem. Zaczynam wieczor. Kilka zaleglych maili do napisania. Przede wszystkim jednak chce sie nieco otrzasnac z kalifornijskiej euforii...

To, ze bedzie wspaniale, bylo do przewidzenia. Tak... Cudownie bylo wrocic na Zachodnie wybrzeze po prawie pieciu latach. Jest ono kompletnie inne od Wschodniego. Inna jakosc zycia. Nie wiem, czy lepsza. Wolniejsza. Bardziej wycofana. Spokojniejsza. Nikt nigdzie nie gna. Nie przepycha sie na ulicach. Doprawdy jest to zabawna obserwacja.
Pogodna byla wstretna przed pierwsze dwa dni. Ostatniego wyjrzalo slonce:).

San Francisco jest swietnym miastem. Wielce zroznicowanym. Pod wieloma wzgledami. Przede wszystkim - zdrowa zywnosc i hipsterskie klimaty. Bez nadecia. Kazdy chodzi z lnianymi torbami. Zero modowych przepychanek. Wygoda, ale jednak w hipsterskim stylu.

Dosc duzo chodzilismy bez celu, bez konkretnych planow. Drugiego dnia wpadlismy do hippisowskiej dzielnicy, ktora swoja nazwe wziela od zbiegu dwoch ulic Height i Ashburry. Mekka "dzieci kwiatow" - kompletny dramat. Starsi i mlodsi hippisi. Brudni, cuchnacy, wytatuowani od stop do glow, bez planow, bez grosza, z muzyka w glowie i sercu (zapewne), zebrzacy o jakikolwiek grosz. No, straszne to bylo. Wpadlismy tam jednak do fantastycznego, legendarnego sklepu muzycznego Amoeba - wszystkie plyty i winyle swiata! (Przesadzam zapewne, ale takie odnioslam wrazenie) Ogromny sklep, ktory raczej wygladal na jakis kosmiczny muzyczny magazyn. Wyszlismy z ksiazka Toria Amos i winylem niespodzianka dla Sis.:)

Drugiedo dnia wymknelismy sie z SF na kilka godzin i po przekroczeniu The Golden Gate Bridge (niestety tonal we mglach) pojechalismy do miasteczka tuz po drugiej stronie - Sausalito, a przed tem do jednego z parkow krajobrazowych Muir Woods, w ktorym rosna slynne sekwoje. Wprawdzie nie te ogrome, ale rowniez robiace piorunujace wrazenie. Podczas kroczenia po szlaku mialam czas na wszelkie potrzebne przemyslenia dotyczace zycia, pracy, celow. Samoterapia odniosla calkiem przyzwoity skutek. W drodze powrotnej do nyc, w samolocie zaczelam robic calkie do rzeczy liste spraw, pomyslow, marzen do zrealizowania. Zaczynam juz od dzis. Nie ma chwili do stracenia.
Sausalito - urocze miasteczko, typowo turystyczne. Zjedlismy w nim fenomenalny obiad - slynne potznych rozmiarow kraby, duszone w masle i czosnku. Niebo w gebie!

Obcowanie z Samcem Alfa sam na sam przez kilka minionych dni bylo po prostu - spelnieniem marzen. Ten mezczyzna jest bliski idealu. Ucze sie go codziennie. Im wiecej wiem, tym jestem spokojniejsza. Dojrzewajac jak mango w sloncu, staje sie coraz mniej kwasna.

Nie mialam dzis ochoty isc do pracy. Jednak z ulga obserwuje, ze te trzy dni w pelnym szczesciu daly mi niesamowity dystans. Bylam dzis pelna cierpliwosci i spokoju. Mialam bardzo przyzwoity dzien.

Zmieniam kurs. Doszlo do mnie chyba nareszcie, ze liczy sie jakosc, nie ilosc.

Dobranoc -



Thursday, July 25, 2013

Odliczam godziny.

Przebieram nogami z radosci. San Fran juz jutro!! Jestem spakowana. Dzis jeszcze do pracy "po japonsku" i jutro rano szybka zmiana w mac'u, a pozniej juz tylko....... trzy dni niepohamowanej radosci!!!!!!

Sunday, July 21, 2013

Nie tym razem.

Jest wiadomosc - awansu nie ma. Tym razem mi sie nie udalo. Powodem mojego niepowidzenia podobno byl fakt, iz jestem "zbyt agresywna" w kontaktach ze wspolpracownikami, ze musze sobie wypracowac nieco bardziej dyplomatyczny sposob bycia. Po prostu - z pumeksu musze stac sie wazelina... Nie jestem w tym dobra. Nie mam cierpliwosci do ludzi, ktorzy sie obiajaja. To nie jest moj styl bycia i pracy. Niemniej - nie mam wyjscia. Biore sobie ow wskazowki do serca. Za jakis czas sprobuje ponownie. Wtedy juz mi sie uda.

Monday, July 15, 2013

COCO od ELMO

Wchodzac do domu, zajrzalam do skrzynki i oto, co ujrzaly moje  oczy:




Prosto z Londynu:).  Uwielbiam Coco. A jeszcze bardziej uwielbiam niespodziewane pocztowki. Mam wspanialych przyjaciol, ktorzy po prostu pamietaja:). Kilka zdan, pare slow. Wystarczy.
Czytam biografie Heleny Rubinstein. Prawdziwa inspiracja. Wydaje mi sie, ze moje zycie w porownaniu do jej niesamowitej wrecz historii, jest kompletnie chaotyczne, bez planu, wrecz momentami nijakie. Musze sie w koncu wziac za siebie, wyznaczyc jasne cele, do ktorych bede dazyc po trupach. Jak COCO jak Helena. Zycie jest zbyt krotkie.

Sunday, July 14, 2013

NYC-SAN FRANCISCO! YEAH BABY!!!

W ubieglym roku moje trzydzieste pierwsze urodziny przemilczalam. Byl to rok dziwnych perturbacji, transformacji, komplikacji, decyzji, walki, wyscigu, poznawania dziwnych ludzi, zrywania kontaktow, nawiazywania nowych. Zupelnie nie czulam checi celebrowania tego dnia. 356  dni pozniej czuje, ze zyje! Wszystko zaczelo sie ukladac nieslychanie pomyslnym torem. Jestem coraz bardziej zadowolona z siebie. Jestem tez zakochana. Po uszy. Mam wielkie szczescie byc z niesamowitym mezczyzna. Za dwa tygodnie lecimy razem do San Francisco. W tym roku mam ochote skakac ze szczescia!

Amen.

Zupelnie mnie ten wyczyn przemienil. Genialna decyzja.

Tuesday, July 09, 2013

Scinam wlosy

Mniej wiecej od polowy dnia chodzi za mna mysl pozbycia sie znacznej czesci moich wlosow. Moja siostra roztrponie zauwazyla, ze dlugie wlosy sa passe. Ma dziewczyna racje. Od lat jestem wierna TEMU SAMEMU wizerunkowi - dlugie z w miare naturalnie wygladajacymi pasemkami. Czasem je lubie, czasem nie. Wydaje mi sie jednak, ze mieszkajac tu gdzie mieszkam i robiac to, co robie, powinnam jednak zrobic "maly" update jesli idzie o moj wyglad. Naprawde zawialo mi nuda. Skoro przybywa mi zmarszczek - wokol oczu na potege - jednak stres i nieprzespane noce robia swoje! - to moze warto byloby odmlodnic swoj nudny wyglad. Plan poki co jest w zarysie. Nie sadze, ze jutro wstane i powedruje  do fryzjera... Musze zrobic rozeznanie w temacie.

Ponizej  Mioslava Duma -

Monday, July 08, 2013

Nadal nic.

Nadal nic nie wiem jelsi idzie o mac'a i moj rezkomy awans. Nie ma jeszcze ofocjalnej odpowiedzi, ale z kazdym kolejnym dniem wydaje mi sie, ze jednak nie poszlo mi tak dobrze, jak sadzilam. W porzadku, jakos przelkne te gorzka pigulke. nie ma tego zlego...:)

PIZZA

Samiec Alfa jest mistrzem jesli idzie o miksowanie smakow. Oto moja ulubiona pizza jego wymyslu:
FIGI, SER GORGONZOLA, SWIEZA RUKOLA, KARMELIZOWANA CEBULA, DROBNO POKROJONA PANCETTA. MNIAM!

Obrazki z minionych czterech dni w niebie

Minione cztery dni spedzilam "na wsi" u Samca Alfa. Czas totalnego relaksu, niczym nie zmaconego. We dwoje. Bylo bardzo milosnie. Duzo swiezego upalnego powietrza. W miedzyczasie lot na wspaniala Martha'a Vinyard. Cudowne popoludnie nad oceanem. Sobota wprawdzie w pracy, ale po pracy predziutko z powrotem do krainy lagodnosci. Naladowalam baterie, ktore w srode w nocy, po pracy byly totalnie wyladowane.
Trwa lato w miescie. Upaly sa wrecz nie do opanowania, ale to wszystko ma swoj urok. Pot cieknie po plecach, nowojorscy ziomale wlocza sie po ulicach totalnie porozbierani. Uwielbiam te pore roku.







Tuesday, July 02, 2013

Pochmurny wtorek.

Nadal nic nie wiem, dlatego nie pisalam. Mysle jednak, ze sadny dzien bedzie dzis. Duzo sie dzieje  - jak zwykle - to nie Wyoming ani Poludniowa Dakota - NYC, ktory nigdy nie spi, kreci sie wokol Slonca z podwoja predkoscia.

Miniony weekend spedzilam odwiedzjac stare smieci - Atlantic City, fajnie bylo posiedziec na dobrze znajomej plazy, odiwedzic starych znajomych, wpasc do ulubionych miejsc, zjesc srednio wysmazonego steka nad oceanem. Doprawdy byl to udany wypad.

Jedno jest pewne - i juz to pisalam - cudownie jest wracac na manhattan z mysla - to tutaj jest teraz moj dom:).
Dobrego Wtorku!

Friday, June 14, 2013

FAILURE IS NOT AN OPTION.:)

Halo Centralo -
  a jednak - za kilka godzin mam rozmowe w sprawie etatu asystenta menagera. Wczoraj przez pol dnia poprawialam cv, list motywacyjny oraz napisalam lzejszego kalibru biznes plan. O ile sie nie myle, mam szesciu konkurentow. Dam z siebie wszystko, jestem maksymalnie zmotywowana. Prosze slac dobra energie i trzymac kciuki!

Saturday, June 08, 2013

Sontag we Freitag, jak to pieknie ujela P.

Wczoraj odbylismy z Samcem Alfa fantastyczna randke. Byla kolacja, a pozniej malenki teatr w dolnej dzielnicy Manhattanu. Lalo caly dzien. Bez przerwy. Tutaj raczej taka pogoda sie nie zdarza. W ogole  moge powiedziec, ze NYC jest jednym z najbardziej slonecznych miejsc, w jakich mialam przyjemnosc byc/mieszkac. No, moze nie bylo tych miejsc az tak duzo, ale jednak.
Zatem  - kolacja w Beauty and Essex - calkiem "trendy" restauracji, do ktorej wchodzi sie przez maly vintage sklepik. Swietny pomysl. Totalny kamuflaz.
Jedzenie - zdecydowanie moglo byc lepsze - im jestem starsza, tym wiecej wiem:). Jakkolwiek - bellini serowali calkiem przyzwoite:). Na kolacje mielismy poltorej godziny - spoznilam sie grubo pond 30 min. W strugach deszczu nie moglam sie kompletnie odnalezc w tych nowych dla mnie okolicach. To zdecydowanie za malo czasu na celebracje wieczoru. Pamietam moja niedawna kolacje z Daniela - biesiadowalysmy niemal cztery godziny! Nie ma dla mnie nic lepszego niz dobre jedzenie w wysmienitym towarzystwie! Uwielbiam blogi moment, kiedy siadamy przy stoliku, otwieramy menu i wiadomo, ze zostajemy w tym miejscu przez nastepnych kilka godzin, bez pospiechu, za nieograniczonym czasem na rozmowych o wszystkim. Niestety wczoraj tego czasu nie bylo zbyt wiele, co oczywiscie nie przeszkodzilo w fanatstycznym klimacie we dwoje. Samiec Alfa jest fantastyczny. Kocham go coraz mocniej. Pozniej teatr. Byla to sztuka tzw. OFF  Broadway pt. Sontag:Reborn. Traktowala o pierwszej fazie zycia Susan Sontag - amerykanskiej publicystki, matki, feministki, zony, lesbijki, dziennikarki. Kobiecie z dylematami, pragnieniami, niepewnosciami, marzeniami. O jej decyzjach. Byl to 75-cio minutowy bardzo przyzwoity, pieknie intelektualny monodram. Siedzialam jak zaczarowana. Samiec Alfa rowniez. Pozniej, mknac taksowka przez zalany w deszczu NYC, myslalam tylko o tym, jak bardzo jestem szczesliwa.

z cyklu: mac'owe historie. tym razem mam dylemat

Od dwoch dni zastanawiam sie nad kolejnym mac'owym skokiem. Zwolnil sie etat asystenta menagera. Rozwazam wszystkie "za" i "przeciw". Niby nie powinnam zbyt dlugo nad tym dumac, jednak jest kilka punktow na mojej liscie, ktore chyba przewazaja
szale na "nie" - tzn. "jeszcze nie". Moze nastepnym razem. Mysle, ze powinnam skonczyc moje szesciomiesieczne bycie PS, zrobic certyfikat. Skupic sie na powazniejszej obserwacji tego, co dzieje wokol mnie. I nastepnym razem zaatakuje. Co sie odwlecze... Poza tym - remont kapitalny w macy's trwa na dobre. Za okolo m-c przenosza naszego mac'a w zupelnie inne miejsce. Podobno ma byc wywalony w kosmos. Na powaznie. Kazdy nie moze sie doczekac.

Friday, May 24, 2013

Udalo sie.

Lalo przez pol dnia. To wazniejsze pol. Dostawalam spazmow. Ale - postawilam na swoim. Byl piknik w Central Parku, byly hot dogi i szampan. Specyficzna kombinacja. Purpurowy koc na lawce, dwie parasolki. Samiec Alfa w siodmym niebie - totalnie zaskoczony obrotem sytuacji. Fantastyczny wieczor. Mala rzecz a cieszy:)

Dzis Blizniak nr Dwa, tzn. NUMER JEDEN :)

Wednesday, May 22, 2013

Urodziny moich Blizniakow!

Dwa gorace dni przede mna! Urodziny moich ulubionych blizniakow! Jutro Samiec Alfa a pojutrze  moja jedyna i wysmienita Siostra swietuje swoj dzien! Prezent do UK w drodze. Plan na swietowanie z Samcem jest. Jednak pogoda moze mi pokrzyzowac plany. Chcialam zrobic piknik w Central Parku, ale ciemne chmury wisza nad moja romatyczna wizja  - zapowiadaja deszcz. Zatem pomysl saczenia szampana na kocu pod drzewem jest, jakby, w niebezpieczenstwie. Mam oczywiscie plan B i C:).
To beda pierwsze urodziny, ktore spedzimy razem. Czekam z niecierpliwoscia:)

Sunday, May 19, 2013

Niedzielny wpis

Totalne wariactwo. W pracy, w zyciu. Trzynastka w dacie wydaje sie dobrym omenem. Pracuje bardzo duzo, w tej kwestii nic sie nie zmienilo. Nowe projekty, nowe propozyje. Przygotowuje sie do przystapienia do kolejnego certyfikatu tzw. ADVANCED. Miejmy nadzieje, ze  uda mi sie podejsc do niego w ciagu najblizszego miesiaca. Chcialabym tez wziac udzial w najblizszych rozmowach kwalifikacyjnych na stanowisko asystenta menagera. Te nastapia pewnie w okolicah przelomu czerwca i lipca. Bycie Product Specialist to rowniez duzo nowych zadan. MAC w ktorym pracuje zatrudnia okolo 70 pracownikow - samych makijazystow - dla lepszego wyobrazenia. Jest to moloch. Czasem - jak na przyklad dzis - w deszczowa niedziele, wydaje sie, ze wszyscy maja ten sam radosny pomysl - zakupow makeupowych. Ten dzien byl po prostu SZALONY!

  Nowy Jork nadal zachwyca. Samiec Alfa sprawdza sie jak szwajcarski zegarek. Poki co jest niezawodny.

DZIEN Z M.M.

ALOHA!





Wednesday, May 01, 2013

Non?

Nie moge sie decydowac, czy mi sie podoba ta torba czy nie. Kupilam. Mysle jednak, ze chyba ja zwroce. Chcialam czarna za zlotym logo, ale nie mieli i chyba predko miec nie beda. Slowo daje - cale Stany "chodza" z torebkami i zegarkami Korsa. Koles zbija fortune. Wiadomo, ze fajniej jest miec cos oryginalnego, a nie to co maja wszyscy.... Ta "torebusia" jednak, poki co,  stwarzalaby namiastke Birkin - ktora kupie sobie pewnego dnia, za jakies milion lat....


Niedziela w D.C.

Dobrze jest pojechac czasem w sina dal. Samemu. Bez celu, pospiechu, planu, telefonu. Z ksiazka. Z glowa pelna planow, przymyslen, pomyslow. Dzien dla siebie. Zwlaszcza kiedy wypada ow w niedziele.









Thursday, April 25, 2013

Moja Siostra.

Moja siostra niedawno wrocila z Indii. Byla to wyprawa z prawdziwego zdarzenia, trwajaca szesc tygodni. Przemierzala ow kraj w towarzystwie mezczyzny, za pomoca wszelkich dostepnych srodkow lokomocji. Bez pospiechu, bez celu, bez nerwow. Niesamowite, jak wiele dobrego moze dac czlowiekowi takie kompletne odseparowanie sie od trosk i zagadnien codziennej, zwyklej egzystencji w cywilizacji Zachodu. Wydaje mi sie, ze ona zakochala sie w tej zupelnie innej azjatyckiej rzeczywistosci. Jest w niej tyle spokoju, dobra, pozytywnego spojrzenia na swiat i ludzi. Przed wyjazdem stwierdzila, ze jedzie odnalezc w sobie dziecko. Znalazla je. Mowi, ze czesciej stara sie mowic "tak" niz "nie." I sprawia jej to wielka frajde. Mnie rowniez.
Znowu spedzamy mnostwo czasu na miedzykontynentalnych rozmowach egzystencjalnych. W tym temacie nigdy nic sie nie zmieni. Dzis w zasadzie doszlysmy do wniosku, ze odleglosc dzielaca nas - od bez mala dziewieciu lat - jest w zasadzie coraz mniej istotna. Dzieki technologii jestesmy ze soba w nieustannym kontakcie.

Biore z niej przyklad.  Jak zwykle.

Przyspieszam.

Wychodze na prosta. Nareszcie wychodze na prosta. Nowojorska wedrowka na - powiedzmy - chwilowo zadowalajacy poziom zycia, zaczynajac od zera, zajela mi niemal poltora roku. Mysle, ze od teraz bedzie tylko lepiej. To znaczy - z kazdym miesiacem jest lepiej, bez watpienia. Jednak od jakichs dwoch tygodni zaczelam czuc mocniejszy wiatr w zaglach. Niech dmie.


Monday, April 15, 2013

Sniadanie Mistrzow


KOBIETA vs. MĘŻCZYZNA


La Dolce Vita

Po dosc mocnym we wrazenia tygodniu w pracy, przyszedl bardzo dlugo oczekiwany wspolny weeknd a Samcem Alfa. Rozpoczal sie fantastycznym koncertem w Madison Square Garden  - byl to w zasadzie festival gitarowy, organizowany od czterech lat przez Erica Claptona. Mielismy fantastyczne miejsca w piatym rzedzie. Mowie od razu - nie jestem fanem ani Claptona ani mocnego gitarowego grania - kazdy z tu obecnych wie, ze  - po pierwsze primo - uwielbiam Prince'a (na marginesie - chwala panu Metzowi za poranny cykl o Ksieciu:))), po drugie primo - sto razy wole jazz i wszelkiego rodzaju chill out niz rock n'roll'a. Ale -  Samiec Alfa fane Claptona jest, wiec - chetnie mu potowarzyszylam. Oprocz pana Erica na scenie wyladowali m.in. - BB KING, BUDDY GUY, Citizen Cope (ktorego akurat bardzo lubie ostatnimy czasy), Keith Urban oraz sam mega casanova John Mayer (trzeba koledze przyznac, co nalezy - spiewac i grac chlopak potrafi znacznie lepiej niz opowiadac o przygodach lozkowych ze swoimi bylymy dziewczynami). A na koniec legenda amerykanskich hippisow The Allman Brothers. Na scene kilka razy z gitarka wyszedl pan Clapton, w charakterze gospodarza wieczoru. Zagral nawet "Wonderful tonight" z kolesiami z Louisiany. Koncert trwal niemal do polnocy. Bylo niezle.

Nastepnie - dwa dni w spokoju, harmonii i milosci. Donosze, ze w niedziele w okolicach poludnia polecielismy z Samcem Alfa na wyspe Block nieopodal stanu Rhode Island. Czy ja juz mowilam, ze Samiec Alfa jest pilotem? Jest. Czy mowilam, ze ma swoj samolot? Ma. Tak - wiem, ze brzmi to jak kompletny surrealizm, ale jak wiadomo - w zyciu wszystko jest mozliwe. To jeszcze dodam, ze podczas lotu na Block, Samiec Alfa bez pytania oddal mi "stery" i po wytlumaczniu "w trzech slowach" o co chodzi - zostawil sama sobie. Brakowalo mi tylko czapki pilotki. Tak - "prowadzilam" samolot. W zasadzie moglabym powiedziec, ze sie samodzielnie przelecialam:). Niesamowite uczucie. Zwlaszcza "zakrecajac", kiedy czujesz totale przechylenie samolotu i wiesz, ze - tak jak w przypadku samochodu -masz calkowita kontrole, no moze "calkowita" to lekkie nadwyrezenie...
 Zatem niedziele spedzilismy na pedalowaniu rowerami po niemal bezludnej wyspie. W zwiazku z tym, ze sezon wakacyjno-letni zaczyna sie e polowie maja, na wyspie nie bylo ani turystow ani nawet zbyt wielu mieszkancow. Jak sie dowiedzielismy, w polotach w ciagu roku mieszka na niej moze ok. 100 osob. W lecie zjezdzaja sie wlasciciele swoich domow letniskowych i wtedy cala wyspa kipi zyciem, natomiast o tej porze roku jest cicho, bezludnie i przepieknie. Zwlaszcza, kiedy wiosna budzi sie do zycia. Prosze zatem  -kilka zdjec z perfekcyjnie udanej niedzieli: