Monday, March 26, 2012

"Zagraj to jeszcze raz, Sam..."





Nie wiem, czy ktos to w ogole pamieta, ale ... jakies trzy lata temu a propos mojej kolejnej samodzielnej "wycieczki" do NYC z AC, z polecenia mojej siostry wpadlam do Elaine's poszukac Woody'ego Allena. Allena nie bylo, za to byl Al Pacino, dla przypomnienia, ale nie o celebrity tu idzie.
Tydzien temu w moim ulubionym komisie kupilam za grosze ksiazke "Bringing Home The Birkin". Hermesa znamy i powazamy od lat. Wiadomo. Marze o slawnej apaszce tudzies innym "dodatku" tej super luksusowej marki. Jakkolwiek nie sadze, ze w najblizszych dniach czy tygodniach a nawet miesiacach bede sobie mogla pozwolic na te wysokich lotow ekstrawagancje, aczkolwiek - za Bondem - "never say never"... Poki co, pozwalam sobie jedynie na butelke perfum VOYAGE, ktore jakoscia stoja wyzej nawet od kochanej CHANEL nr 19. Birkin i Kelly Bag - dwa sztandarowe modele torebek od Hermesa. To fortuna. Kilka lat temu krazyly plotki, iz aby stac sie posiadaczka slawnej Birkin Bag trzeba wpisac sie na specjalna liste oczekujacych, a czasem nawet spotyka sie listy do "list oczekujacych". Torebki te szyte sa recznie ze skory najlepszej jakosci.W roznych kolorach.
W swojej ksiazce "Bringing..." Michael Tonello opisuje genialny pomysl na kupowanie i sprzedawanie na ebayu ow torebek - w zasadzie nie do zdobycia, na ktory wpadl sam, wiedziony ciekawoscia i tajemnica produktu. Swietna historia. Naprawde zabawna opowiesc na niedzielne popoludnie.
Aczkolwiek - ani o Tonello, ani o Birkin ani o Hermesie chcialam...
W swojej ksiazce Tonello zawiera znajomosc z pewna strasza majetna dama, ktora kupuje od niego slynne apaszki Hermesa. Autor nigdy nie spotyka osobiscie ow damy, aczkolwiek kiedys przed przypadek a propos swojej wizyty w NYC, pozostaje u niej w mieszkaniu przed kilka dni - co ona oferuje, gdyz sama akurat jest w Palm Beach na Florydzie. Dama, jak sie okazuje mieszka w dzielnicy Upper East Side na Manhattanie, dwa kroki od Parku Carla Schultza (gdzie staram sie biegac systematycznie) i kroki trzy od slynnej Elaine's! Zaraz, zaraz... Zaczelam wszytsko szybko analizowac - jak to jest w ogole mozliwe, ze jak dotad podczas moich spacerow po zakamarkach Upper East Side, gdzie mieszkam, nie przeszlam nigdy w poblizu Elaine's? Fakt - jadlam tam kolacje pewnego sierpniowego popoludnia, ale za cholere nie pamietam, gdzie dokladnie miescila sie Elaine's! Czyzby to bylo mozliwe, ze jest gdzies za przyslowiowym rogiem? Google: Elaine's miedzy 88 a 89-ta Ulica, na 2nd Ave.!!!! Co!?!?!?!?! przeciez ja tu mieszkam!!!! WTF!?!?! Czytam dalej - "sztandarowe miejsce spotkan literackiej, filmowej i szeroko rozumianej kulturalnej nowojorskiej smietanki zamknie swoje podwoje 0 4:00 nad ranem 27 maja 2011 roku z przyczyn finansowych"... itd. Nie wierze!!!!! Przeczytalam to doslownie pol godziny temu i nie moge uwierzyc. Zglebilam wiedze na temat samej Elaine Kaufman i jej ponad piecdziesiecioletniej historii czarowania gosci w zalozonej lata temu klimatycznej i niepowtarzalnej restauracji... Niebywale. Elaine umarla w wieku 81 lat w grudniu 2010 i od tamtej pory biznes niestety - w polaczeniu z wszedzie obecnym kryzysem - zaczal podupadac z predkoscia swiatla. "Nie bylo sensu", jak mowi Diane Becker, kontynuatorka pani Kaufman.
Ktos w jednym z artykulow napisal, jak bardzo smutne jest to, ze Nowy Jork powoli staje sie miejscem bezbarwnych ulic, gdzie na kadzym rogu powstaja te same drogerie, sklepy calodobowe czy ogromne siedziby bankow. A miejsca o swoim niesamowitym, niepowtarzalnym i jedynym w swoim rodzaju klimacie znikaja z mapy tego magicznego miasta. Szkoda.
Taka jest jednak specyfika przemijania. "Umarl krol, niech zyje krol!"
Faktycznie szkoda.

Z cyklu: "I co ja robie tu?"


Przed chwila wrocilam z pracy. Byl to dobry dzien. Bezproblemowy. Poznalam kilka ciekawych osob - jak zwykle. Pracuje w cetrum Manhattanu, zatem rzesze turystow, ludzi z calego swiata, roznych profesji. Dzis udalo mi sie uciac swietna pogawedke z pania architekt z RPA, ktora obecnie pracuje w Sudanie. I ktora mowi, ze nie ma tam NIC! Pani architekt bywa w NYC srednio raz na rok i za kazdym razem nje moze sie nadziwic, jak to w ogole wszystko jest mozliwe - taki rozstrzal... A jednak. Kolejna niepodlegla, niezalezna i silna kobieta w moim zyciu. Inspiracja.
Wracajac do domu zlapala mnie nostalgia. Pewnie ze zmeczenia. Nie lubie tych momentow zwatpienia w moim zyciu. Na ogol nie pojawiaja sie one zbyt czesto, a do tego trwaja zwykle pol dnia, zatem wiedziona doswiadczeniem, poloze sie po prostu spac. Wstane jutro jak Scarlett O'Hara. Wszystko bedzie dobrze. To co robie, ma sens. Prawda?

ps. Zdjecie to ostateczna wersja jednego z trzech wcielen Emily, ktorej robilam makijaz. Autorka, Lana, wyslala je do konursu w Belgii.

Saturday, March 24, 2012

Broadway tonight.


Mam dzis wolny wieczor, zadnych specjalych planow, jakoze w ciagu dwoch ostatnich dni zaplanowane rzeczy sie odplanowaly. Postanowilam wybrac sie do teatru. "VENUS IN FUR". Komedia. Podobno swietna. W drodze powrotnej oczywiscie wpadne na jakas orgietke, coby wieczor nie byl stracony.
:)

Kropka nad "i".

"No one wants to die. Even people who want to go to heaven don't want to die to get there. Your time is limited, so don't waste it living someone else's life. Don't be trapped by dogma, which is living with the results of other people's thinking. Don't let the noise of others' opinion drown out your inner voice. Have the courage to follow your heart and intuition. They somehow already know what you truly want to be." Steve Jobs

Thursday, March 22, 2012

Niewinnosc poranka.


Uwielbiam poranki. Jakkolwiek nie sa one teraz zbyt wczesne, ale i tak - milo sie jest rano wypic herbate, pozniej wyjsc na kawe, niespiesznie przechadzac sie po moim nowym miescie. Odkrywac nowe miejsca. Wszyscy spiesza sie o poranku. Rzucaja sie niemalze pod kola jadacych zewszad taksowek. Tak - taksowki w nyc nie sa luksusem. Kazdego na nie stac. Luksusem jest czas, jesli stac cie na stanie w korkach, siedzac w jednym z tysiecy tych zoltych pojazdow, twoja sprawa. Ja zawsze wybieram metro. Ale i tak wtedy gdy moge, staram sie dojsc do celu pieszo. Manhattan zawsze mnie zaskakuje.

Plotka nigdy nie spi.

Ludze sa doprawdy zajmujacy! Zamiast pilnowac swojego podworka, szperaja nocami ciekawsko w necie. Otoz pewnien "zyczliwy" z Atlantic City wygooglowal niedawno moje imie i nazwisko. Wyskoczyla "filizanka". Pojawilo sie jej ang. tlumaczenie i mamy gotowy przepis na skandal obyczajowy, bo ow ktos nie potrafiac czytac miedzy wersami, uznal, ze osobiscie bralam udzial w ow sex orgiach, o ktorych pisalam kilka dni temu. Kiedys ktos puscil plotke, ze jestem kochanka ksiedza. Czekam na wiecej. Biore to za publicity.
Drogi Zyczliwy - puszczam do Ciebie oko. Sledz mnie z uwaga, bo bedzie sie dzialo!!!!

Sunday, March 18, 2012

St. Patric's Day.





Byc w NYC podczas corocznych obchodow Sw. Patryka to zdecydowanie, byc na swoim miejscu. Niespeisznie wczoraj wstalam, zabralam ze soba swiezo zakupiona w moim podliskim komise "BRINGING THE BORKIN HOME" i wybralam sie na sniadanie do pobliskiej kafejki (w ktorej klimacie z miejsca sie zakochalam). Zamowilam gofry z owocami i syropem klonowym (tutaj jest to jedna ze sztandarowych pozycji na sniadanie a nazywa sie Belgian Waffels and maple syrup) i upajalam sie chwila. Nastepnie przejechalam metrem do centrum czyli w okolice 5 Alei i 47-dmej Ulicy - tam gdzie rozgrywala sie zielona rewolucja. Setki jesli nie tysiace wesolych, rozszalalych, podchmielonych Irlandczykow, pol-Irlandczykow, Azjatow czy Afroamerykanow, aspirujacych do bycia Irlandczykami, etc. Wszyscy na zielono. Dzwiek kobzy na kazdym rogu. Mnostwo policji wszedzie. Podejrzewam, ze chlopcy nie mieli latwego dnia... Naprawde niezle bylo moc wmieszac sie w ten tlum dobrej energii. Oto kilka zdjec z ulic.

Nowojorski Undergroud.

Predzej czy pozniej musial mi sie objawic. Wczoraj w nocy pracowalam w jednym z nowojorskich klubow. Klubow, z prawdziwego zdarzenia. Wielopoziomowym, lacznie z mrocznymi salami w piwnicach, z poteznymi zyrandolami, swiecami, scinami z cegiel, aktami seksualnymi na scianach w stylu Agaty Bogackiej. Klubow organizujacych podziemne sex party. Swoja droga, ciekawe, jak wygladaja takie seksualne orgie. Nie sadze, ze kiedykolwiek bede miala "przyjemnosc" uczestniczyc w tego typu spedach, aczkolwiek od razu na mysl przychodzi mi kubrickowski "Oczy szeroko zamkniete". Naogladalo sie dziecko filmow, zatem wyobraznia pracuje.
W pewnym momencie ok. 3:00 nad ranem na impreze postanowili wpasc skorumpowani nowojorscy gliniarze. To tez bylo ciekawa obserwacja. Zachowywali sie zupelnie, jak na filmach - krolowie podworza. Potezni i dosc bezkompromisowi w zachowaniu, ze tak ladnie sie wyraze. Moj kubusio-puchatkowy rozumek pracowal na wysokich obrotach. Dodawalam w myslach dwa do dwoch. Dobra lekcja. Zupelnie inny swiat.

Thursday, March 15, 2012

Babskie gadanie

Zapraszamy:
www.dialogiczerwonychpaznokci.blox.pl

Wednesday, March 07, 2012

Kiedy odpowiedz?

Calkiem mozliwe, ze zagrozenie mojego "spokojnego"amerykanskiego bytowania zostalo zazegnane. Mam taka nadzieje. Od teraz wszystko w rekach urzednikow. Nie wiem, czy sie smiac, czy plakac.

Z cyklu:Brunet wieczorowa pora

Dwa lub trzy tygodnie temu wraz z kolega, dziewczyna i dziewczyna kolegi przyszedl do baru, w ktorym pracuje Brunet. Wieczorowa pora, rzecz jasna. Moglby byc wyzszy, ale poza tym - wygladal ow mlodzieniec swietnie. A do tego posiadal calkiem niezle poczucie humoru oraz dosc niewymuszony sposob bycia. Wydawalo mi sie nawet, ze nawiazalismy calkiem niezly kontakt wzrokowy. Wieczor ow byl celebracja urodzin Bruneta. Towarzystwo bawilo sie niezle. Partnerka Bruneta z moich bacznych obserwacji byla z gatunku "nowo nabytch". Przeznam, ze patrzyla na mnie nieco spod oka. Nic to. Wieczor dobiegl konca, towarzystwo w swietnch nastrojach pozegnalo sie i wyszlo. Przyznam szczerze, ze od tego czasu zdarzylo mi sie kilka razy myslec o Brunecie. Ot tak - rzadko spotykam na swojej wyboistej drodze meskie jednoski, ktore robia na mnie wrazenie pozytywne. Temu sie udalo. Nawet w tak "ciasnych okolicznosciach" jak kontakt przy barze. Hmmm. Minely dwa (lub trzy) tygodnie. Dzis wchodze, do pracy a przy jednym ze stolikow, wraz z dwoma innymi, nie mniej atrakcyjnymi wizualnie samcami, ze sie tak niebanalnie wyraze, siedzi Brunet. Nie poznalam go. Sam mi sie przypomnial. Uswiadomienie sobie jego twarzy zajelo mi dobrych kilka minut, nie wiem dlaczego!? I dalej juz poszlo jak z platka. Niewinny (?) flirt. Tym razem bez kobiet. Werbalny ping pong calkiem do rzeczy. Brunet mieszka w NYC. Mannhattan jest dla niego numerem jeden. Dobry poczatek moglby z tego byc... Po calkiem dlugim czasie spotkanie trzech atrakcyjnych samcow dobieglo konca. Pozegnalismy sie. Do zobaczenia. Przewiduje dalszy rozwoj akcji.

Friday, March 02, 2012

Z cyklu: ludzie Manhattanu. Owocowy Pan.

Kiedyś pisałam, co mijam idąc do pracy. Tym razem będzie o tym, co widzę w drodze powrotnej. Z pracy wracam poźno. Zwykle ok. 1-2:00 nad ranem. Zwłaszcza teraz, odkąd rzuciałam słodycze, w drodze do domu niewyobrażalnie chce mi sie czegoś słodkiego. Zwykle zatrzymywałam się w tutejszych sklepach całodobowych na male nocne "co nieco", teraz niestety zwyczaj ow zarzucilam - miejmy nadzieje, ze bezpowrotnie, zreszta. Nie zmienia to jednak faktu, ze mam ochote na jakakolwiek przekaske. I oto wczoraj wracajac do domu w srodku nocy oczom moim ukazal sie pan sprzedajacy warzywa i owoce. Przyznam, ze widywalam go wczesniej, nawet o tak morderczych godzinach, ale nigdy nie przyszlo mi do glowy zatrzymac sie. Zawsze do momentu gdy przyszlo mi go minac, bylam w trakcie polykania Twixa, Snickers'a, Bounty tudzież innego ratującego mi życie "rarytasa". Wczoraj zatrzymałam sie po pomarańczę - miala być do grzańca. Okazało sie jednak, ze pan sprzedał mi najsłodszy owoc, jaki do tek pory udalo mi sie kiedykolwiek zjeść! (a może mam wyczulone zmysły z braku codziennych dawek czekolady:)). Zjadlam zatem całą, a zamiast grzańca wypiłam herbate. Dziś zatrzymałam sie u owocowego pana ponownie. Kupiłam poł siatki pomarańczy i grejfrutow.

Thursday, March 01, 2012

To be or NOT to be.

Zachodza powazne obawy jesli idzie o kontynuacje mojego pobytu w USA. Waza sie moje losy. Kto wie, moze nastepnym razem napisze z Buenos Aires! Nie ma tego zlego,,,,