Tuesday, August 27, 2013

Co w trawie piszczy.

Bardzo nie lubię dni, kiedy wydaje mi się, ze wszystko wali mi się na głowę. To w dodatku jest nonsens, bo w zasadzie wszystko jest w porządku. Zaczynam sobie wyolbrzymiac pewne rzeczy w głowie i wydaje mi się nagle, ze pewne proste sprawy są nie do przeskoczenia! Jak mówię- nonsens. Tym bardziej z moim - dość rzeczowych podejściem do życia. Udało mi się być w łóżku przed 22:00,  spalam niemal 12h - kompletny rarytas, ale od czasu do czasu zdarza się. Dziś czuje wiatr w zaglach.

Kilka tygodni temu zawisła nade mną widmo przeprowadzki. Myślałam, ze nie będę miała wyboru. Po kilku telefonach sprawę podniesienia czynszu w sumach astronomicznych udało się poważnie załagodzić. Po negocjacjach okazało się, ze nie będzie wcale aż tak zle. Zatem zostaje w moim maleńkim mieszkaniu na Upper East Side. Na kolejny rok. Powiem w sekrecie, ze nic chyba w życiu mnie tak nie przeraża jak organizowanie przeprowadzki. Nie jestem zachwycona moim mieszkaniem. Płace fortunę za "szafę wnekowa"! Serio. Ale - mam wszędzie blisko! Central Park "za rogiem", MET, Guggenheim, rzeka, do pracy w dwadzieścia minut:). Kolezka mojej siostry powiedział kiedyś, ze nie może się nadziwić, jak wiele ($$$) mogą znieść nowojorczycy za cenę "bycia blisko". Ha! Jestem jedna z tych osób. Nie wyobrażam sobie poltoragodzinnych posiedzeń w pociągach w celu dojechania do pracy. to nie dla mnie. Poza tym - dałam sobie trzy lata mieszkania na Manhattanie, zatem został mi jeszcze rok. Cieszę się, ze nie musiałam wynosić się na Queens czy Brooklynie. Trochę się boje myśleć o tym, co będzie za rok o tej porze.  Ale- to jeszcze rok. Wyznaje zasadę Scarlett O'Hary. Pomyśle nad tym jutro:). Dobrego dnia!

Sunday, August 18, 2013

Niedziela=Sjesta

Halo Centralo!
  Wczoraj spedzialam caly dzien w mac'u na Brooklynie. Wraz z innymi czlonkami Impact Team prowadzilam zajecia z makijazu. Kilka razy w roku mac robi wlasnie takie warsztaty dla kazdego, kto chce. Zapisuja sie delikwenci, ktorzy o makijazu nie wiedza nic, ale i tacy, ktorzy wiedza bardzo duzo, a chca wiedziec wiecej. Taka impreza kosztuje  tutaj $50, ale cala kase dostaje sie na koniec w postaci macowych produktow. Oczywiscie delikwenci i tak kupuja pozniej dodatkowych kilka smaczkow. Wiadomo - jak juz wiesz, jak i czego uzywac, otwieraja sie perspektywy.
Dodam jeszcze, ze kiedy wysiadlam z samochodu (kolezanki mnie podrzucily do miasta, same wracaly do jersey City) na Manhattanie, poczulam radosc nie do opisania. THE CITY nie rowna sie niczemu. Jest tak niepowtarzalne, swiatowe, creme de la creme, po prostu. Swiatla, ludzie, znajome ulice. Wczoraj w nocy przeszlam sie zakamarkami nieopodal Word Trade Center. Bardzo odswiezajace to bylo. Nowy budynek pnie sie w gore. Ma miec 104 pietra.Tam jest bardzo zielono posadzono mnostwo drzew. Oaza spokoju na miejscu placzu.
Pozniej niespiesznie wloczylam sie po ulicach szukajac stacji metra. Boska sierpniowa noc. Nie taka juz parna i goraca jak te lipcowe. NEW YORK - I LOVE YOU.

Saturday, August 03, 2013

Swiety mac'owy Mikolaj....:)

Dwa razy w roku dostajemy w MAC'u fantastyczna torbe pelna znakomitosci. Wypelniamy specjalne formularze, w ktorych mozemy w zasadzie chciec wszystko, co zmiesci sie w okreslonym pulapie finansowym. Oto moje zachcianki:


MAC noca....

Pozegnalne party jednej z mac'owych menagerek - Claudii. (ta z kreconymi czarnymi wlosami obok mnie). Wieczor zaczal sie dobrze po 22:00 a skonczyl ok. 4:00. Manhattan noca:). Fantastyczna czas ze swietnymi kompanami!

Od jutra 32.

Trzeciego sierpnia odliczam godziny do czwartego:))), na poczcie odebralam dzis kolejne dwa pudelka. Rowniez czekaja. Otworze je sluchajac Sjesty i popijajac domowej roboty cappuccino:). Cudownie. W tym roku czekam swoje urodiny z dziwnymi motylami  w brzuchu.