Saturday, February 01, 2014

Z cyklu: przygody mac'owej panienki

Był to długi i ciężki dzień. Właśnie otworzyłam zimne piwo i paczkę chipsów. Jestem w łóżku i tym samym w siódmym niebie- zaczynam moj wolny weekend! Chyba pierwszy od listopada- nie wliczając przerwy świątecznej.  Dzis zaliczałem kolejny etap mojej mac'owej kariery. Tydzień temu dowiedziałam sie o mojej nominacji do tzw. Impact Team Tear 2. Jakiś czas temu pisałam, ze dostałam sie do pierwszego szczebla, ze to zespół najlepszych z najlepszych etc.Tear 2 jest bardziej zaawansowana forma. Członkowie tej prestiżowej grupy mogą organizować wszelakie przedsięwzięcia, mogą robić prelekcje, asystować podczas mac'owych Update's czyli co-czteromiesiecznych spotkań wszystkich mac'owych makijazystow w budnynku Mac Pro na 22-giej Ulicy, na których dowiadujemy sie o nowych trendach, nadchodzących kolekcjach , eventach itd. Bycie członkiem Impact Team Tier 2 to jeszcze większy prestiż. Oczywiście ucieszyłam sie z nominacji jednak od początku miałam mieszane uczucia. Prezentacja miała wyglądać następująco:
Czworo nominowanych na scenie wraz z modelkami. Czas: 30 min. Każdy z nas skupia sie na jednym z czterech trendów z poprzedniego sezonu i wprowadza go do swojej wizji makijażu, który wykonuje na modelce. W międzyczasie znaczenie maja interakcje miedzy uczestikami-makijazystami. Mamy istnieć jako Team. Bawić sie, uczyć, opowiadać.  Wszystko zgodnie z tematem i planem. Używając określonych pędzili mamy mowić i tłumaczyć , dlaczego taki a nie inny wybór, dlaczego taki a nie innych ruch pędzla itd. Przez cały ten czas oceniało nas piec jurorek - naszych trenerek, genialnych mac'owych makijażystek w tym dwóch ze swiata korpo. Creme de la creme. W ciagu dnia prezentacje miało około pięciu grup. Moja była ostatnia. Wszystkie byłyśmy bardzo zdenerwowane. Niestety dało sie to wyczuć. Nie było miedzy nami chemii,  odpowiednich interakcji. Niestety. Na koniec po krotce usłyszałyśmy tzw. Feedback czyli "konstruktywną krytykę", ale bez jednoznacznego określenia, czy sie zakwalifikowalysmy czy tez nie. Wyniki w ciagu następnych kilku dni.
Nie poszło mi najlepiej. Zjadł mnie stres. Ale nie tylko moj. Wszystkie cztery byłyśmy baaaaaardzo zdenerwowane. Żadna w zasadzie nie była sobą. Nie mogłyśmy w to uwierzyć w zasadzie. Krytyka na koniec była dość cierpka. Wypadła najlepiej, ale jestem przekonana, ze nie na tyle dobrze, żeby sie zakwalifikować. Jak tylko sie dowiem, napisze.

Ahoj - dwa dni wolnego!!!!

1 comment:

Dziunia said...

Stres, stres, stres! Po co to cholerstwo ktoś wymyślił? Zawsze się zjawia nieproszony i najmniej oczekiwanym i chcianym momencie! Trzeba dużo praktyki, żeby z nim wygrać! Ale trzymam kciuki za pozytywne wieści. A jak nie to kolejne doświadczenie masz na swoim koncie, co Cię nie zabije to Cie wzmocni :)